Rozdział 14

15 0 0
                                    

Na następny dzień w szkole zaczął się podobnie fatalnie co poprzedni. Miałam już powoli dość wszystko. Na dodatek jakby było mi mało unikałam dziewczyny i Jason.
Robiłam tak, bo wiedziałam, że będą drążyć temat mojego wczorajszego wybuchu. Drugi powód był taki, że wciąż nie mogłam uwierzyć, że Xander już nie jest moim przyjacielem.
Po tylu latach ja dla niego już nic nie znaczyłam…
Nadeszła przerwa na lanch, więc ciężko było, by ich unknąć.
Skierowałam się do stołówki. Usiadłam przy stoliku, wzięłam szybko telefon, by spytać się Gar i Tommy, czy powiedzieli reszcie. Okazało się, że nie powiedzieli. Odłożyłam telefon na bok z westchnieniem.
- Nie przyjaźnie się z Alexander - wyznałam, a wszyscy przy stoliku po patrzeli się na mnie.
- My też - powiedzieli jednogłośnie Gar i Tommy.
- Przecież w znacie się od dziedzictwa! - Pisnęła Maya.
Niki z naszej trójki się już nie odezwał. Dla naszej trójki rozmowa się skończyła.
A jak ktoś z naszej trójki mówi, że koniec to koniec.

***

W niedzielę miałam iść poznać rodzinę mojego chłopaka. Stresowałam się tym, bo dobre wrażenie można zrobić tylko raz. Na szczęście Lilly szła ze mną. Wiedziałam, że Jason mi pozwoli ją zabrać ze sobą, ale i tak zapytałam się go o to z pięć razy.
Ustaliłyśmy z nią jedną ważną zasadę: Bądź miła.
Kiedy byłyśmy już przy dzwiach zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyła nam kobieta. Na pewno była w wieku Amy. Jej czekoladowe włosy świetnie współgrały z jej szarą sukienkę.
- Dzień dobry jestem Rosanna Beck Warr
- przedctawiłam się, wyciągające rękę w stronę kobieta. - A to moja siostra Lilly.
- Dzień dobry - powiedziała Lilly.
- Dzień dobry jestem Emmy. Jestem macochą Jason - przedctawiła się, zapraszając nas do środka.
- Ładny dom - powiedziała Lily. Połowa kamień spadła mi z serca, że była miła.
- Dziękuję… To zasługa mojej świętej tamięci teściowej - powiedziała do Lilly Emmy. Z schodów zbiegły dwie dziewczynki. Był ubrane tak samo. Miały luźnie żółte sukienki. Pomyślałam, że może są bliźniaczkami.
- To są dwie moje córki. Kim i Victoria - wskazujęc dłońą która to która. Znalazłam jedną cechę dzięki, której będę je odrurzniać. Victoria miała niebieskie oczy, a Kim szare.
- Hej, to ty jesteś dziewczyną Jason? - Zapytała się mnie Victoria, a Kim uderzyła jej z łakcia.
Zachichotałam.
- Tak - odparłam.
- Jason chwali się tobą przy kazdej możliwe okazji - tym razem odezwała się Kim. - I twoją młotszą siostrą.
- My chodzimy do jednej klasy, prawda?
- Odezwała się Lily. - Tak, ostatnio wyzywałyście razem ze mną na nauczyciela od wf.
Dziewczny zaśmiały się i poszły.
- Przepraszam cie za nie - odezwała się Emmy.
- Nie ma pani za co przepraszać. Myśli pani, że moja siostra jest lepsza? W zeszłym roku pobiła się z chłopakiem z starszej klasy i miała to kompletnie w poważaniu. Liczyło się tylko to, że wygrała
- kobieta się zaśmiałam, a ja razem z nią. Z pokoju obok wyszedł jakiś mały chłopiec.
- Cześć, ty jesteś Rosie? - Zapytał mnie chłopiec. Schyliłam się tak, aby przybić z nim żówika i przytaknęłam.
- To dobrze. Jason będzie zachwycony. I mam na imie Thomas. I do tego wyglądasz niesamowicie.
- Dziękuję. Ty wyglądasz za to uraczo. 
Thomas był ubrany w niebieską koszulę i ciemnie spodnie.
- Dziękuję - powiedział i zniknął. Ale za to zjawił się Jason. I byłam już w siódmym niebie. Wstałam, by go obcjąć, on mnie podniósł i też mnie objął.
- Jason tata ci mówił, że przyjeżdża twoja matka?
- Powiedziała do niego Emmy. Jason nie wydawał się zachwycony tą wizią.
- Zjebie nam tylko dzień. Nie się tego odwałać, Emmy? - Zapytał, nie przestając się we mnie wtulać.
- Wiem, Jay… Ale nic na to nie poradzę. Tata jej powiedział, że na obiad przychodzi twoja dziewczyna, a ona się uparła, by przyjechać
I ona zniknęła.
Zostałam z Jason sam, więc od razu chciałam mu żeby zapomiał o swojej matce.
- Mówiłeś, że masz piątkę rodzeństwa?
- Zapytałam, lekko odsuwając się od niego.
- Mogę pokazać Rosie Martina i Martin?!
- Krzyknął od Emmy.
- Tak - odpowiedziała.
- Choć - postawił mnie na nogi. Chwycił mnie za rękę i po biegliśmy po schodach. Kiedy byliśmy już przy dzwiach, zatrzmał się, chwycił za klamkę i otworzył drzwi. W pokoju siedział tata Jason i bawił się z maluchami.
- Cześć tato - powiedział, a jego tata pierw spojrzał na niego, a potem na mnie i się uśmiechnął
- Dzień dobry, Rosie.
- Dzień dobry panie Smith. Zapamiętał pan
- powiedziałam do niego, odwzajemniając uśmiech.
- Tak, pamiętam. Zostaniecie z nimi?
- Oczywiście - powiedział Jason, również uśmiechając się. Jego tata wyszedł z pokoju, a ja podniosłam Martina.
- Hej słodziaku - powiedziałam, kiedy trzymałam Martina. Odctawiłam ją na ziemie i przywitałam się z Martin. Pobawiliśmy się chwilę z nimi, a Jason zrobił na zdjęcie. Uwielbiał robić mi zdjęcia przy każdej możliwej okazji. Nigdy nie protestuje, bo właściwie lubie to.
- Będziesz świetną mamą - powiedział mi. Martina i Martin w tym czasie zasnęli. Włożyliśmy ich od łóżeczke, a ja wiciągłam tetefon, by pokazać mu zdjęcie, które zostało zrobione lata temu.
- To ja i moja mama - zaczełam. - Tata zrobił nam je, kiedy zasnęłam. To były moje ostatnie urodziny z mamą - oczy nagle zrobiły mi się szklane.
- Wyglądasz identycznie jak twoja mama. Jak wtedy, kiedy w Halloween trzymałaś Zoey na rękach - nie zdążyłam zareagować, a Emmy krzyknęła:
- Dzieci obiad gotowy.
Victoria i Kim zabrały dzieci z pokoju.
- My powiemy, że zaraz dołączycie - powiedziały oby dwie dziewczynki.
Jason wstał z podłogi i kiedy miałam już wstawać. On zaproponował mi, że mnie zaniesie.
Gdy byliśmy już na dole, mina Jason mówiła ,,Po co ty tu kurwa jesteś". A jego matka się wydarła:
- Jason! Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłam.
Zaśmiał się ironicznie.
- Nie pierdol głupot. Masz na mnie wyjebane cały rok. A teraz grasz wielce kochającą matkę - nikt go nie zatrzymał, bo jednak on miał rację. Ale postanowiłam spróbować. Chwyciłam go za rękę.
- Jay - powiedziałam, w jego oczach już nie widziałam złość, tylko smutek.
Jak w moich oczach trzy lata temu.
Mógł mieć na nią wyjebane, ale to nadal była jego matka. Nie musiał tego mówić, bo ja to wiedziałam.
Usiedliśmy do stołu.
Jedliśmy, a ja wkurzałam Jason. Jeden z synów jego matki ciągle się na mnie patrzył, jakby widział diabła.
- Czego się tak patrzysz? - Warknął w jego stronę Jason.
- Bo nie rozumiem jak taka piękna dziewczyna jak ty - wskazał na mnie widelcem. - Mogła się w takim jak ty zakochać - wywróciłam na jego słowa oczami.
- Jeremiah! - Upomniała go matka Jason. - Tak w ogóle to jak się nazywasz?
- Jestem Rosanna Beck Warr, a pani? - Zaśmiała się, jak bym powiedziała coś śmiesznego. Tym razem to Jason przewrócił oczami.
- Tak nie przedctawiłam ci mojej rodziny. Ani siebie - śmiała się jakby cały czas ktoś mówił coś śmiesznego. - Jestem Liama Beck. A to mój mąż Jaiden i jego syn Jeremiah i nasz syn Devon.
Devon jak jedyny wydawał się normalny z tej całej popiepszonej rodzinki.
- Planujesz iść na studia Rosanna? - Zapytał mnie Jaiden. Bardzo mnie ciekawiło co ma do powiedzenia, więc bez chwili namysłu odparłam:
- Tak.
- Tata pewnie jest dumny z ciebie?
- Skąd pan wie, że mam tylko tatę?
Nie powiem, że nie byłam gotowa wyciągnąć rewolwer z torebki. Nie odpowiedział na moje pytanie.
- Moja mama miała takie samo nazwisko jak pan. I uparła się by ja i mój brat nazywali się Beck Warr.
- Twój brat nazywa się Richard Beck Warr?
- Zna go pan?
- Tak. Jesteście uderzając do siebie podobni.
Dobrze, że tylko z wyglądu, a nie charakteru.
Ciesz się.
Nie odpowiedziałam mu nic, tylko skończyłam w spokoju obiat.
Zaproponowałam Emmy pomoc z naczyniami. Oświadczyłam jej, że muszę zadzwonić do męża mojej siostry. Wyszłam, ale wcale nie zadzwoniłam do Nick, tylko do Dick.
- Siemanko, mam pytanie? - Nie czekając za odpowiedź mówiłam dalej: - Znasz jakiegoś Jaiden Beck?
Dick zaśmiał się głośno i zaczął mówić:
- Kurwa oczywiście, że znam naszego wujka.

My first love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz