Lena zaciągnęła się świeżym powietrzem w Monako, ciesząc się, że znów tam była. Odkąd tylko się tam przeprowadzili z Lando, czuła, że to właśnie tam było jej miejsce, jej bezpieczna przystań, do której naprawdę lubiła wracać. Prędko wyszła z prywatnego samolotu, oglądając się jeszcze za siebie, gdzie szedł ledwo przytomny Lando, który obudził się zaledwie kilka minut wcześniej i wciąż jeszcze do siebie nie doszedł.
- Lena, poczekaj chwilę. - mruknął, o mało nie upadając na ziemię, gdyby nie szybka reakcja dziewczyny, która w porę zdążyła go złapać, ratując przed upadkiem.
- Zaraz się wywalisz. - westchnęła, łapiąc go pod ramię i pomagając mu porządnie stanąć. Widziała tamto zmęczenie na jego twarzy, ale i tak nie mogła nic z tym zrobić. - Bosz, dzieciaku. Nieprzytomny jakiś jesteś dzisiaj.
- Kazałaś mi siedzieć do późna. - powiedział, patrząc w jej kierunku. Lavena wskazała na samą siebie, unosząc brew do góry w niedowierzaniu..
- Ja ci kazałam? Sam chciałeś porozmawiać i zobaczyć, jak długo wytrzymasz bez spania. Padłeś szybciutko, mój drogi. Aż wstyd się przyznać.
- Możesz się ze mnie nie naśmiewać? Dziękuję. - mruknął, przecierając twarz rękoma. Zaraz ziewnął potężnie, przenosząc na nią swój wzrok. - Idziesz dzisiaj ze mną na padock, nie?
- A mam inne wyjście? - odparła pytaniem na pytanie, wzruszając przy tym ramionami. Trochę nie rozumiała, dlaczego w ogóle o to pytał, skoro odpowiedź była oczywista. - Chodź, ogarniemy cię jakoś w domu i idziemy na padock. Fani nie mogą cię zobaczyć w takim stanie, bo uznają, że nie wiadomo, co robiłeś w nocy.
- Z tobą. - powiedział, uśmiechając się szeroko, niezwykle z siebie dumny. Lavena prychnęła pod nosem, nie zwracając nawet uwagi, co siedziało mu w głowie.
- W twoich snach.
W ust Lando wydobył się cichy śmiech na jej minę, na co pokręciła głową sama do siebie, mamrocząc pod nosem, jak mogła się z nim w ogóle przyjaźnić, gdy walił do niej takimi tekstami.
~*~
Po przejściu się po ulicach i machaniu do fanów, Lando w końcu skierował się do garażu, gdzie znajdowała się Lavena. Wszedł tam cicho, dostrzegając ją już z daleka. Dziewczyna rozmawiała wtedy z jednym z mechaników, z którymi współpracowała i nawet nie zauważyła jego przyjścia, co postanowił wykorzystać. Kiedy mężczyzna w końcu odszedł, ona wróciła do swojej wcześniejszej pracy, nie zwracając uwagi na otoczenie.
Lando patrzył na nią przez długie minuty, aż ostatecznie postanowił do niej podejść. Nachylił się tak, jak ona, patrząc pod maskę jednego ze samochodów McLarena, które często im pożyczali. Lavena wcale nie musiała się odwracać, by zorientować się, że to był właśnie on. Rozpoznała tamten perfumy już z daleka.
Postanowiła też wykorzystać fakt, że miała całe ręce w smarze i dlatego też dotknęła nagle jego nosa, brudząc go na czarno.
- Ej! - zawołał oburzony, cofając się nagle w tył i trąc swój nos. Lavena zaśmiała się tylko, nie przejmując się swoimi czynami.
- Nie ładnie się tak zakradać od tyłu, Lando.
- Chciałem zobaczyć, co robisz, ale nie chciałem ci przeszkadzać. - wyjaśnił pokrótce, zdając sobie sprawę, że raczej tak łatwo smaru się nie pozbędzie.
- To coś ci nie wyszło. - zaśmiała się, po czym odeszła od niego kawałek, by zgarnąć pewną szmatkę, która leżała nieopodal. Prędko do niego wróciła, podając mu ją. - Masz, wytrzyj się, nie będziesz tak paradował przecież.
CZYTASZ
Nie zostawiaj mnie, kochanie
FanfictionLavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?