rozdział 120

302 29 0
                                    

Siedzenie bezczynnie i Lavena? To się nigdy nie łączyło. Lena była wyjątkowo żywiołowym dzieckiem, nastolatką, a teraz też młodą dorosłą, która nie potrafiła usiedzieć w miejscu na zbyt długo. Tak też było wtedy, kiedy wciąż przebywała w szpitalu, dochodząc do siebie po wypadku. Nie znaczyło to jednak, że cały czas leżała w łóżku, bo większość czasu, o ile ktoś jej za to nie beształ, starała się chodzić, oczywiście o kulach, byleby nie zostać ponownie w łóżku na najbliższe godziny.

Wtedy, pod nieobecność pielęgniarek i lekarzy w pobliżu, ostrożnie podniosła się z łóżka, wzięła leżące obok kule i powolnym krokiem wyszła z sali do pobliskiej łazienki. Mijała po drodze schorowanych ludzi na wózkach po przeróżnych operacjach, czy zabiegach. Widziała, że cierpieli, ale też dochodzili do siebie, podobnie do niej.

Prędko skorzystała z toalety, co też było nielada wyzwaniem, po czym skierowała się do wyjścia. Otworzyła drzwi, ale kiedy chciała je zamknąć, jedna z kul wypadła jej z dłoni, na co przeklnęła pod nosem, zdając sobie sprawę, że raczej jej nie podniesie bez dodatkowego bólu. Ale wtedy dostrzegła, że ktoś ów kulę podniósł i podał jej.

- Cześć.

Jej serce prawdopodobnie wyskoczyłoby w tamtym momencie z piersi, gdyby nie fakt, że już dawno potrafiła to w jakiś sposób opanować. Tak też było w tamtym momencie, kiedy patrzyła na całą czwórkę braci Holland, którzy przyglądali się jej z uśmiechem. Zdała sobie też sprawę, że wciąż była w piżamie, a bardziej dresowych spodniach i koszulce Lando, którą kiedyś mu podkradła, a w której uwielbiała spać. Jej policzki prędko przybrały lekko różowy kolor.

- Trzeba było uprzedzić, że wpadniecie, a nie ja w piżamie paraduję teraz. - mruknęła, chcąc rozładować jakoś tamtą dziwnie niezręczną atmosferę. I na szczęście się jej udało, bo cała czwórka zaśmiała się cicho.

- To miała być mała niespodzianka. - wyjaśnił Tom zgodnie z prawdą, nie mogąc ukryć, że mu się podobała. Była ładna, a on już po jednym spotkaniu zdążył ją polubić. - Pomóc?

- Będę wdzięczna.

Z małą pomocą Toma, Lavena w końcu znalazła się w swojej sali i ostrożnie położyła na łóżku, przyglądając się wszystkim czterem braciom. Byli do siebie podobni, ale tak kompletnie od siebie różni, że tworzyli przy tym naprawdę zgrany team.

- Mogę właściwie wiedzieć, co tu robicie? I dlaczego przyszliście akurat do mnie? - spytała, chcąc najzwyczajniej w świecie wiedzieć. Nikt jej nie odpowiedział, choć widziała tamte ukradkowe spojrzenia kierowane w swoją stronę. - Dobra, inne pytanie. Lando, czy moja mama?

Znów każdy z nich nawet nie odpowiedział, co też było dla niej odpowiedzią. Nie ciągnęła dalej tamtego tematu, tylko zaczęła ich jakoś zagadywać, aż w końcu zaczęli jej odpowiadać. Później tematy przychodziły już znikąd, dopóki pielęgniarki nie zaczęły wyganiać czwórki braci z sali. Lavena pożegnała się z nimi krótko, poprosiła w międzyczasie o autograf i patrzyła, jak wychodzą. Był to dość niecodzienny widok, ale znacząco poprawił jej humor.

~*~

Seth, Liv i Ty weszli do odpowiedniej sali, w nadziei, że Lavena się tam znajdowała. Na ich szczęście była tam, ale na nieszczęście... Lena spała, z głową przekrzywioną na prawą stronę, do połowy odkryta, tak jak zawsze. Małżeństwo spojrzało po sobie, nie wiedząc, czy stamtąd wyjść i dać jej spać, czy zostać i poczekać, aż się obudzi bądź po prostu ją obudzić. Zdecydował za nich jednak Tyler, który zaczął wyrywać się z rąk swojego ojca prosto do swojej ciotki.

- Ty, cichutko, ciocia śpi.

Tyler nie przejmował się tym jednak i wciąż się wyrywał. Bezradny Seth spojrzał na swoją żonę, która tylko uśmiechnęła się pod nosem, wskazując mu, żeby położył ich syna obok Laveny. Mężczyzna westchnął cicho i wykonał jej polecenie. Jego syn niemalże od razu przytulił się do śpiącej dziewczyny, na co małżeństwo spojrzało z rozczuleniem.

Nie zostawiaj mnie, kochanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz