rozdział 114

310 31 0
                                    

Minął prawie miesiąc, odkąd Lando i Lena przeżyli swój wspólny pierwszy raz, po raz pierwszy się całowali i kiedy po raz pierwszy utwierdzili się w przekonaniu, że tak naprawdę potrzebowali tylko siebie do szczęścia. Nie znaczyło to jednak, że którekolwiek z nich zaczęło temat przyszłości. Oboje milczeli, unikając tamtego tematu, jak ognia. A mimo to żyli normalnie, jak dotychczas. Zachowywali się tak samo, jak wcześniej, traktowali ciut lepiej i bardziej. Starali się żyć ze świadomością, że nic się nie wydarzyło, choć wydarzenia z minionej nocy wciąż nawiedzały ich głowy.

Tamtego dnia, Lavena pakowała wszystkie swoje rzeczy do walizki, nie zwracając zbytniej uwagi na śpiącego w pokoju Lando. Była przy tym wyjątkowo cicho, ale mimo to chłopak i tak przebudził się w pewnym momencie. Ułożył się tak, by dobrze ją widzieć i najzwyczajniej w świecie zaczął się jej przyglądać z delikatnym uśmiechem.

- To, że nie spojrzałam w twoją stronę, nie znaczy, że nie wiem, że na mnie patrzysz. - odezwała się nagle, co nieco go zaskoczyło. Rzeczywiście, nie spojrzała w jego stronę ani razu, a jej słowa trochę go przerażały.

- Czemu ty zawsze wiesz?

- Mam dobry słuch. I przeczucie. - odparła od razu, po czym podniosła się na równe nogi i odwróciła w jego stronę. Zlustrowała go wzrokiem, by już po chwili znów wrócić spojrzeniem do swojej walizki. - Wstawaj, pójdziemy na śniadanie.

- A może nie jestem głodny, co? - powiedział, choć prawda była zupełnie inna. Lavena doskonale wiedziała, że był głodny, tylko nie chciał tego wtedy przyznać.

- To może pójdę sama. - oznajmiła, wzruszając ramionami, jak gdyby nigdy nic. Jej beztroski ton dawał mu znać, że naprawdę była w stanie to zrobić. - Widzę cię gotowe za dziesięć minut. Inaczej idę sama.

Lando zdawał sobie sprawę, że była w stanie to zrobić i tylko opadł na poduszki, śmiejąc się pod nosem. Zaraz przetarł swoją twarz i zwlókł się z łóżka, zgarniając po drodze swoje rzeczy, które musiała dla niego wcześniej uszykować. Minął się jeszcze po drodze z Laveną, składając delikatny pocałunek na jej głowie, po czym zniknął za drzwiami łazienki, by wyszykować się na czas, bo, bądź co bądź, ale wolał na śniadanie iść z nią, aniżeli sam.

~*~

- Usilnie próbujesz powstrzymać mnie od spakowania się. - powiedziała Lavena, nieco rozbawiona zachowaniem Lando, który za wszelką cenę nie pozwalał jej wrócić do pokoju hotelowego.

- Bo chcę spędzić z tobą te ostatnie chwile, okey? - odparł od razu, patrząc na nią znacząco. Ona tylko wywróciła oczami na jego słowa, ale jej serce i tak zabiło ciut mocniej.

- Jadę tylko kilka dni wcześniej od ciebie. Ten odpoczynek ode mnie ci się przyda. W ostatnim czasie i tak dużo czasu spędzamy w swoim towarzystwie.

- Czy ty narzekasz? - spytał dla upewnienia, unosząc brew do góry. Po tonie jej głosu był niemalże pewny, że narzekała.

- Nie. Mówię po prostu jak jest. - powiedziała dla wyjaśnienia. Zaraz położyła dłonie na jego ramionach, poprawiając nieznacznie jego koszulkę. - Schlebia mi, że tak bardzo chcesz mnie mieć przy sobie, ale to się już robi chore. Nie żebym narzekała, ale tak to odczuwam.

- Czyli masz mnie dość?

- W jakiejś części tak. - przyznała zgodnie z prawdą, nie chcąc mu wtedy kłamać. Oboje znów przed siebie ruszyli, nie przerywając tamtej wymiany zdań. - Uwielbiam spędzać z tobą czas, Lando. Ale momentami potrzebuję tej wolności od ciebie. Potrafisz być strasznie upierdliwy.

- Ja ci zaraz dam upierdliwy.

Lando bez ostrzeżenia zaczął łaskotać Lavenę, a ta histerycznie śmiać i wyginać swoje ciało w różne strony. Po chwili jednak ręce chłopaka zniknęły z jej ciała, na co odetchnęła z ulgą. Lando objął ją ramieniem, zaciskając palce na jej talii, co wyjątkowo lubił robić.

Nie zostawiaj mnie, kochanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz