rozdział 131

279 28 0
                                    

Lavena, wraz z tysiącami osób, oglądała, jak Carlos pomógł Lando dotrzeć na metę. Dziękowała mu ogromnie, bo dzięki temu obaj stanęli na podium, razem z Lewisem, który dojechał jako trzeci. Radość, jaka ogarnęła całego McLarena i Ferrari była nie do opisania. Dziewczyna podskoczyła ze szczęścia, czego od razu pożałowała, bo poczuła ból z ran. Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać, po poczuła oplatające ją od tyłu ramiona, które podniosły ją nieznacznie. Zaśmiała się cicho, dostrzegając, kto był tego sprawcą.

- Chodź, Lavie.

Lena nie skomentowała nawet tego, jak mężczyzna ją nazwał - a mówił tak do niej już po raz kolejny - tylko dała mu się ciągnąć w odpowiednią stronę. Już po chwili oboje znaleźli się przy barierkach, gdzie mieli spotkać się z Lando. Chłopak znalazł się tam wyjątkowo szybko i od razu ich dostrzegł. Prędko rzucił się na swojego ojca, ściskając go mocno. Łzy wzruszenia pojawiły się w jego oczach, serce waliło, jak szalone, świadomość, że zaraz miał stanąć na podium, koło swojego przyjaciela, napawała go optymizmem.

- Lando... - zaczęła Lavena, łapiąc jego kask w dłonie i nakierowując jego twarz w swoją stronę. - Hej, nie płacz. Przecież wygrałeś.

Lando zaśmiał się cicho, dopiero wtedy ją dostrzegając. W tamtym momencie miał wielką ochotę ją pocałować, wyściskać, porozmawiać dłużej... Ale tylko mocno ją przytulił, nie odzywając się nawet. Ona wcale nie potrzebowała słów, by zrozumieć, jak wielką radość wtedy czuł. Cieszyła się jego szczęściem, jego wygraną.

- Leć do niego. Zobaczymy się później. - powiedziała cicho, ale też na tyle głośno, by ją usłyszał w tamtym głośnym tłumie. Kiedy odszedł, odwróciła się do mężczyzny, który ją tam zaciągnął. - Ty też chodź.

~*~

Lav nie mogła doczekać się przyjścia Lando, ale kiedy tylko pojawił się na horyzoncie... Oboje, jak stęsknione za sobą dzieci, zaczęli biec w swoją stronę - a bardziej Lando - już po chwili wpadając w swoje ramiona. Lavena zaśmiała się cicho, kiedy podniósł ją do góry, okręcając się wokół własnej osi. Zaraz odstawił ją na ziemię, patrząc w jej oczy, tak wtedy roześmiane. Nim zdążyłaby się zorientować, jego usta przywarły do tych jej.

- Wygrałem to.

- Jestem z ciebie cholernie dumna. - przyznała zgodnie z prawdą, nie potrafiąc przestać się uśmiechać. Szczęśliwy Lando był jej ulubionym Lando. - I z Carlosa też. Gdyby nie on...

- Nie stałbym na podium. - dokończył za nią, na co od razu przytaknęła. - Ale stoję i teraz mam czas tylko dla ciebie. Możemy go spędzić znacznie lepiej, niż świętując z innymi.

- Ale tylko dlatego, że jutro mamy być w Japonii i rano mamy samolot.

- Nie psuj mi tej chwili. - jęknął Lando, nachylając się w jej stronę i zaczynając składać pocałunki na jej szyi. Lena naprawdę chciała to ciągnąć, ale nie w tamtym miejscu.

- Lando... - mruknęła, z wielkim bólem próbując go od siebie odsunąć. - Nie tutaj, proszę.

Lena złapała twarz Lando w swoje dłonie i spojrzała mu w oczy, które świeciły wtedy z ekscytacji. Uśmiechnęła się szeroko, po czym złożyła delikatny pocałunek na jego czole, złapała go za dłoń i pociągnęła w tylko sobie znaną stronę. Lando zaśmiał się tylko, splatając ich palce razem i dając się jej ciągnąć. Był szczęśliwy i zgodziłby się na wszystko, co tylko by zaproponowała. I nie zwrócił nawet uwagi na to, że była tam bez swoich kul.

~*~

Lando i Lavena ze śmiechem weszli do hotelu, starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Dziewczyna uciszyła chłopaka, zasłaniając mu usta dłonią, kiedy dostrzegła śpiącą recepcjonistkę. Wskazała mu, żeby był cicho, a on od razu zrozumiał. Pociągnął ją jednak szybko w stronę windy, niemalże od razu wciskając odpowiedni numer piętra. Już po chwili jej plecy zderzyły się z zimną ścianą w windzie.

Nie zostawiaj mnie, kochanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz