Auta, auta i znowu auta, już oczopląsu można było dostać, wpatrując się w te kolorowe auta przejeżdżające po autostradzie.
Wracaliśmy właśnie do Gdańska, z wygranego meczu, i tak jak w drodze do stolicy, znów siedziałem sam.
W sumie przez większość tej drogi, dalej myślałem o tej rozmowie z Olkiem.
I jedyne, co wymyśliłem już prawie przez te 4 godziny, to, to że po prostu powiem mu o tych moich przemyśleniach, i zapytam, czy on uważa się za mojego przyjaciela. W sensie, powiem mu, o czym wczoraj gadaliśmy, bo ten na sto procent tego nie pamięta, a potwierdził to tym, pytając się mnie dzisiaj rano, co się wczoraj działo i jak wróciliśmy.
Byliśmy już w miejscowości przed Gdańskiem, z czego się cieszyłem, bo… sam nie wiem czemu.
Wszyscy zaczęli się zbierać, tak samo ja i Aleksander siedzący przede mną.
, Czemu nie teraz? Później bym musiał iść tam z buta albo autem.
— Ej — Odezwałem się po raz pierwszy od czterech godzin, przez co mój głos był trochę ciszy i lekko zachrypnięty.
Śliwka obrócił się w moją stronę, patrząc chyba ma mnie z ulgą.
Oho, myślała, chyba że się obraziłem, czy co?
— Już nie jesteś zły? — Wybuchłem śmiechem. Miałem rację.
, Śmiejąc się, pokręciłem głową i popatrzyłem na zmieszanego Olka.
— Nie byłem zły — Wyjaśniłem na początku — Dobra, później wszystko ci opowiem, mogę iść do ciebie?
Teraz na jego twarzy pojawiła się ulga i zadowolenie.
W odpowiedzi jedynie koniec końców pokiwał głową, dlatego już kilka minut później wysiadaliśmy pod jego blokiem, który znajdował się jakieś piętnaście minut na nogach od mojego.
— Cóż, to się stało, że swoją obecność zawdzięcza mi Łukasz Kaczmarek? — Przewróciłem oczami, przypominając sobie, że zawsze mówi tak mój ojciec, gdy do niego przyjeżdżam, a jako że raz pojechał tam ze mną Olek, zdążył już podłapać ten tekst, które zbyt bardzo mu się spodobał.
Nie odpowiedziałem tylko z uśmiechem na twarzy ruszyliśmy w stronę bloku mieszkalnego przed Aleksandra Śliwkę.
, Gdy weszliśmy, rzuciłem swoją torbę w kąt i od razu rzuciłem się na wygodną kanapę przyjaciela.
— To jak, po co chciałeś przyjść? — Poczułem, że ktoś siada obok mnie.
— A to co, nie mogę już tak po prostu odwiedzić przyjaciela? — Z zamkniętymi oczyma uśmiechnąłem się.
— Czego potrzebuje twoja biedna dusza?
— Porozmawiać…
— Boże, proszę cię, wszystko, tylko nie to, nienawidzę gadać o tej twojej…
— Nie o niej — Mój głos nie brzmiał już tak przyjaźnie jak przed chwilą.
Otworzyłem oczy, kotem oka, zerkając na Olka, który, wpatrywał się w wyłączony telewizor przed nami.
— To o czym?
— O tobie, o nas — Wiedziałem, że w tej chwili Śliwka się spiął.
W takich sytuacjach, on zawsze był poważny, tak było i teraz. Usiadł prosto, siadając pod takim kontem, że widział mnie dobrze.
— A więc? — Zbyt poważnie jak dla mnie.
Westchnęłam, mogłem się bardziej do tego przygotować. Ale już zacząłem, to przydałoby się skończyć.
— Nie wiem, czy ta nasza przyjaźń jest sensowna… — Olek patrzył na mnie, z wielkimi oczami, nie dając mi dokończyć.
— Co? Łukasz, chcesz przestać się ze mną przyjaźnić!?
Teraz to ja patrzyłem na niego z wielkimi oczyma. Co, kurwa? Ten idiota albo jeszcze bardziej zgłupiał, albo przestał mnie uważnie słuchać.
— Co ty pierdolisz, oczywiście, że nie — Dało się dostrzec, że na jego twarzy pojawiła się ulga — Idioto — Powiedziałem, zaczynając się śmiać.
, No i kurwa, cała moja powagą poszła się jebać.
— Dobra, od początku — Uspokoiłem się, mając zamiar zadać pytanie, na które odpowiedź chciałem znać, szczerą, ale chyba najbardziej bałem się tego, że ten potwierdzi to, co mi się wydaje. — Uważasz mnie za przyjaciela? — Zapytałem nieco ciszej, niż normalnie pytałem.
Popatrzyłem mu w oczy, a ten mi, i tak przez chwilę do czasu jego odpowiedzi.
— No przecież, że nie.
Proszę, nie bijcie...
CZYTASZ
Martwię Się O Ciebie | Kaczmarek & Śliwka | ZAKOŃCZONE |
FanfictionCzasami, gdy przypadkowo się o czymś dowiemy, dopiero wtedy ta rzecz, stanie się dla nas tak jasna, że można uważać się za ślepego - Opowiadanie o Łukaszu Kaczmarku i Aleksandrze Śliwce😏