Wstałem z niewygodnej ławki, na której siedziałem już dobre kilka godzin.
Zrobiłem kilka kółek, po małym kwadratowym pomieszczeniu, w którym oprócz jednej, dużej ławki, był jeszcze mały stolik, krzesło i jedno okno.
Stanąłem przed oknem, które było obłożone kratami, uniemożliwiając ucieczkę.
Nie, żebym o niej w ogóle myślał, bo po co? W końcu wyda się, że to nie ja zabiłem Agatę, a sama się zabiła.
Niestety, pomimo tego, jak bardzo chciałem, nie mogłem zaprzeczyć, że była w chuj inteligentna. Idealnie wrobiła mnie w morderstwo, no bo dlaczego nie?
Dowiedziałem się, że od dawna zaczęła mieć choroby psychiczne, w tym depresję, ale to już po urodzeniu dziecka. Jak się okazało mój stary przyjaciel też nie był taki święty, bo znęcał się nad nią. No i w końcu Agatka nie wytrzymała, i postanowiła się zabić, chcąc się chyba na mnie zemścić.
No ale nie ma co już o tym myśleć, tak naprawdę nigdy nie dowiem się prawdy.
Właśnie, Amelka...
Przeprowadziliśmy badania DNA i naprawdę okazało się, że to moja córka...
Aktualnie, zajmował się nią Olek, w sumie to bardziej jego rodzice, ale i tak bardzo doceniałem to, że tak stara się pomóc. I to nie tylko w tej kwestii, robi wszystko, żeby udowodnić moją niewinność. Jednak przez ten miesiąc, coraz bardziej zaczynałem tracić nadzieję na to, czy uda się to.
Dwa Tygodnie Później
Nigdy w życiu jeszcze chyba tak nie cieszyłem się na widok Fornala jak dzisiaj.
- Fornal. - Zacząłem szczęśliwy.
Siedzenie przez tydzień, dzień w dzień, bez gadania, a jedynie dziękowanie za posiłek, doprowadzał mnie już do szaleństwa.
Jednak, Tomek nie cieszył się tak na mój widok, jak ja na jego.
Przez chwilę panowała cisza, nie wiem, co chciał mi powiedzieć, ale coraz bardziej niecierpliwiłem się.
Kątem oka spojrzałem na ochroniarza, który dał nam tylko 10 minut.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Zaczął niepewnie.
Czułem jak moje serce zaczyna bić nieco szybciej. Widok tak poważnego Tomka nie był normalny.
Patrzyłem na niego wyczekująco i w końcu doczekałem się kontaktu wzrokowego z jednym z moich przyjaciół.
- Olek doznał bardzo poważnej kontuzji, przez którą do końca życia nie będzie mógł już uprawiać sportu...
Czułem, jak moje serce, zatrzymało się dosłownie na kilka sekund, choć było to niemożliwe...
Ale...
Nie powinno mnie tu być. Powinienem być, gdziekolwiek indziej, byleby przy nim i wspierać go teraz. Teraz gdy pewnie, mój chłopak, tak samo jak ja, tylko jeszcze bardziej, załamuje się.
Powinienem być przy nim i mojej córeczce.
Udowodnić moją niewinność cały czas było bardzo trudno.
Pomimo tego, że w bloku były kamery i było wszystko widać, końcowo, było widać jak moja dłoń przysuwa się do jej ciała z nożem, a potem zostaje w jej ciele.
Jednak udało się jakoś przybliżyć tak bardzo i dostrzec, że dziewczyna, praktycznie niezauważalnie podsunęła rękę do mnie, trzymając już narzędzie zbrodni.
Na plus wychodziło też dla mnie to, że przecież, skąd nagle mogłem wytrząsnąć sobie tak nagle nóż.
Minęły lekko ponad trzy miesiące, odkąd tutaj siedzę.
Trzy cholerne miesiące, życia w cholernym areszcie.
Ale nareszcie mogłem, stąd wyjść.
Bez słowa, nawet z grzeczności, nie mówiąc zwykłego „do widzenia" wyszedłem.
Odebrać miał mnie Kuba i zawieźć od razu do domu Olka, który aktualnie przebywał tam z moją córka.
Niestety, mój chłopak, trzymał się naprawdę źle. Już nie mógł nigdy wrócić do gry, którą tak cholernie kochał. Zajmował się dzieckiem, swojego chłopaka, a on sam siedział w areszcie.
Kuba nie mógł się nagadać, gdy jechaliśmy. Już tak bardzo nie mogłem się doczekać, aż zobaczę całą drużynę oraz kiedy w końcu znów będę mógł zagrać w siatkówkę. Jednak najbardziej nie mogłem doczekać się zobaczenia go i Amelii.
Gdy w końcu dotarliśmy, pożegnałem się z rudym przyjacielem i wysiadłem.
Nawet nie zdążyłem zapukać do drzwi, bo te same się przede mną otworzyły, a wybiegł zza nich nie, kto inny jak Aleksander.
Rzucił mi się na szyję, przez co na krótką chwilę straciłem równowagę, ale udało mi się nie polecieć do tyłu, a wtulić się w niego.
Tak bardzo czekałem na ten moment.
- Tak się o ciebie martwiłem...
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - Szepnąłem, nie przestaje się uśmiechać.
Staliśmy tak jeszcze dłuższą chwilę, bo po chwili przywitali mnie również rodzice Olka, oficjalnie przy okazji witając mnie w rodzinie.
Kiedy szczęśliwy, kończyłem się witać, w całym domu rozbrzmiał dziecięcy płacz.
- Wydaje mi się, że Łukasz bardzo by chciał poznać już swoją córeczkę. - Mama Olka uśmiechnęła się.
Pokiwałam głową, a jej syn, złapał mnie za rękę i pociągnął do jakiegoś pokoju.
Stanąłem w progu, widząc małą, płaczącą dziewczynkę, leżąca w łóżeczku.
Aleksander podszedł do niej, wziął na ręce i zaczął kołysać.
Patrzyłem na tą całą sytuację z rozczuleniem.
Podszedłem bliżej i drugi raz w życiu przypatrzyłem się tej małej istocie.
Ona też trochę urosła przez ponad te trzy miesiące.
- Już ją kocham. - Nawet nie zdałem sobie sprawy, że powiedziałem to nagłos.
- Chcesz ją potrzymać?
Niepewnie skinąłem głową, a potem wziąłem ją na ręce.
- Nie oddam jej nigdzie, Olek. Nie potrafiłbym... - Powiedziałem, czując, że muszę.
W końcu byliśmy razem, a ja wolałem od razu go poinformować o tym, że pomimo wszystko zamierzam wychowywać swoją córkę.
- Wiem. - Niepewnie przeniosłem na niego wzrok i jak się okazało on już na mnie patrzył z uśmiechem na twarzy - I jeśli mi pozwolisz, ja też zostanę w jej życiu. - Czułem jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej.
Czyli, pomimo tego wszystkiego, on wciąż chciał ze mną zostać...
Uśmiechnąłem się, a następnie pocałowałem go w czoło.
- Będą z nas wspaniali rodzice, Olek.
__________________
Witam was kochani.😍🥰👋
Ostatni rozdział ten książki, bo został tylko epilog...😭
Jacieee, nie mogę w to uwierzyć...😭
Wybaczcie za moją trochę długą nieobecność, ale ostatnio totalnie nie miałam głowy do pisania, przperaszammm😞
Najprawdopodobniej jutro lub w sobotę pożegnamy historię naszych kochanych siatkarzy😭
Ja się już naprawdę boje, będę ryczeć...
To do jutra, lub soboty, papaaa❤️
CZYTASZ
Martwię Się O Ciebie | Kaczmarek & Śliwka | ZAKOŃCZONE |
FanfictionCzasami, gdy przypadkowo się o czymś dowiemy, dopiero wtedy ta rzecz, stanie się dla nas tak jasna, że można uważać się za ślepego - Opowiadanie o Łukaszu Kaczmarku i Aleksandrze Śliwce😏