Rozdział 15

370 17 0
                                    

Obie siedziałyśmy kompletnie przerażone, albo wlepiając wzrok w wycieraczkę, albo w widoki za oknem.

Już oczami wyobraźni widziałam wściekłą mamę oraz Troy'a, który zdegustowany prawi mi morały, tak jakby był moim prawdziwym ojcem.

Próbowałam się uspokoić, pocieszyć w jakiś sposób, ale wciąż widziałam tylko ich wściekłe twarze, a to wzmagało bicie mojego serca.

Policjanci nie odzywali się do siebie, ale gdy minęliśmy miasto... coś zaczęło mi bardzo nie pasować.

Mieliśmy jechać do najbliższego komisariatu... a nie sądziłam, żeby miał on się znajdować na drugim końcu miasta.

- Dokąd jedziemy? - zapytałam, gdy coraz dłużej jedynym krajobrazem za oknem były drzewa i pola.

- Na komisariat.

- Wyjechaliśmy poza miasto...

- Zostaliśmy skierowani do innego komisariatu - odparł od niechcenia.

Spojrzałam na Monic, a ta również niw wyglądała na przekonaną ich tłumaczeniem.

Nasze przypuszczenia, a za razem najczarniejsze myśli.

,,Policjanci" podjechali pod nieduży budynek, który przypominał raczej opuszczony betonowy kloc, niż komisariat.

Obskurny budynek miał obdrapaną, brudną, szarą elewację i płaski dach. Wokół rozciągnięta była zardzewiała, powyginana siatka z drutem kolczastym. Obie nabrałyśmy pewności, że to miejsce nie miało nic wspólnego z policją.

- Wysiadaj! - powiedział ,,policjant", otwierający drzwi po mojej stronie.

- To nie komi... - Nie dał mi dokończyć, bo zaraz złapał mnie za rękę i wyszarpnął z wnętrza auta jak szmacianą lalkę.

Zaczęłam piszczeć i krzyczeć, wierząc naiwnie, że może ktoś usłyszy wołanie i wezwie prawdziwą policję. Tak jakby na tym odludziu miał ktoś taki być.

Monic zdecydowała się na to samo, ale byłyśmy zbyt wątłe i słabe, żeby realnie postawić im większy opór.

- Zamknij się! - Oberwałam w brzuch.

Zgięłam się i z trudem złapałam oddech.
Dotarło do nas, że to nie były żarty. Mieliśmy do czynienie z niebezpiecznymi ludźmi bez krztyny ludzkich odruchów.

Weszliśmy do obskurnego budynku, który wewnątrz nie wyglądał dużo lepiej. Podłogę pokrywało lastryko, a ściany do połowy pomalowano olejną farbą, najprawdopodobniej dla łatwiejszego zachowania czystości w budynku. Aż przeszły mnie ciarki na samą myśl o tym, że ktoś wycierał z nich rozbryzganą krew.

Tylko kątem oka dostrzegłam stół i stojące na nim kubki, ale zaraz potem obie zostałyśmy zaprowadzone na dół. Do piwnicy.

- Która pierwsza? - rzucił z rozbawieniem grubszy "policjant", jednak zaraz sam zadecydował, wpychając mnie do jakiegoś pomieszczenia, a zabierając ze sobą spanikowaną Monic. 

Jeszcze raz w akcie desperacji spróbowałam się wymknąć, albo złapać Monic, żeby nie mogli nas rozdzielić. Może i na co dzień byłyśmy wrogami, ale to co się stało... na chwilę było niemym wstrzymaniem broni, a nawet sojuszem. Mimo to i ten upór stał się bezskuteczny.

Zostałam sama. Sama w ciemnym, obskurnym, zimnym miejscu.

Nie musiałam się długo zastanawiać, dlaczego spotkało to akurat nas.

Zack.

To była nasza jedyna wspólna kwestia. To o niego musiało chodzić.

Pewnie widzieli zarówno mnie jak i ją w jego towarzystwie, więc nie powinnam była się dziwić, że jakieś szemrane typy dojdą do wniosku, że będą się mogły nami posłużyć.

Długo stałam przy drzwiach z nadzieją, że zdołam coś podsłuchać lub usłyszeć. Bałam się, że to będą krzyki, szlochy, dźwięki bicia, ale była tylko cisza i potworny strach, co się za nią kryło.

W końcu skupiłam się na swoim szybko bijącym sercu. Tłukło się, jakby miało za moment wyskoczyć mi z piersi i nie pozwalało na spokojnie zebrać myśli.

Najgorsze było to, że nie miałam żadnej nadziei. Nasze zniknięcie najprędzej zacznie kogoś zastanawiać dopiero jak cała wycieczka dotrze pod naszą szkołę. Nawet jeśli uznają, że trzeba zgłosić sprawę na policję... jak miałaby nas znaleźć? Znajdowaliśmy się na jakimś totalnym odludziu. Bez nadziei, że łatwo trafią na to miejsce.

Nawet przez moment przeszło mi przez myśl, że... może Zack... Ale czy on po tym, co powiedział... śledziłby mnie i spróbował uratować?

Nagle zamek w drzwiach zazgrzytał, a do środka została wrzucona Monic. Tylko na moment, korzystając z tego, że z korytarza do pomieszczenia wpadało trochę światła, mogłam zobaczyć w jakim była stanie. Jej jęki tylko utwierdziły mnie w tym, że dobrze widziałam. Pobili ją. Pod nosem miała rozmazaną krew, podbite oko, masę otarć i zapewne ran, których nie zdążyłam zlokalizować. Widząc to, tym bardziej zaczęłam się stawiać, nie chcąc doznać tego wszystkiego, co ona.

Uspokoił mnie znów cios w brzuch, przez który mimowolnie zwymiotowałam na podłogę.

"Policjant" zaczął bluzgać, a drugi krzyczeć, że mógł się przed tym powstrzymać, bo raczej powinien bez problemu dać radę nastolatce.

- Sprzątnij to! - rzucił mi pod nogi szmatę, więc niespiesznie zaczęłam wycierać podłogę.

W końcu zorientowali się, że celowo przedłużałam, a zatem znów wzięli mnie pod ręce i zabrali do pokoju obok celi.

- Posłuchaj! - Zawołał szczuplejszy "policjant". - Nie jara nas bicie dzieci. Wystarczy, że powiecie, co chcemy wiedzieć i was wypuścimy - oznajmił, ale ja wiedziałam, że to była bujda na kółkach.

Widziałyśmy ich twarze... kłamali, żebyśmy tylko naiwnie robiły, co chcieli. Choć patrząc na stan Monic... nie powiedziała im nic, co chcieli wiedzieć, albo nie miała im nic do powiedzenia.

-  Co łączy cię z Zackiem i czy dał ci jakiś prezent?

- Nic mnie z nim nie łączy i nie dał mi żadnego prezentu - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, na co zostałam mocno zdzielona w twarz. Upadłam na podłogę, a z moich oczu mimowolnie uwolniły się łzy, choć obiecywałam sobie, że nie będę płakała.

- Zabrał cię do restauracji, a potem do motelu. Łaził za tobą... Lepiej bądź szczera, a oszczędzimy sobie takich sytuacji. - Machnął ręką, wskazując na moją twarz.

- Poznałam go przez internet. Oboje chcieliśmy się przelotnie zabawić - oznajmiłam, żeby dali mi wreszcie spokój.

Oboje uśmiechnęli się obrzydliwie.

- Teraz też chcesz się zabawić? - Napięłam się, gdy grubszy z nich zrobił krok w moją stronę, ale ten drugi zaraz go powstrzymał.

- Pendrive? Rzucił ci się w oczy Pendrive?

- Nie. Nie widziałam żadnego pendrive'a.

- Kłamiesz... Myślisz, że nie wiemy, co was łączyło? Byłaś jego dziewczyną. Jesteś skarbnicą wiedzy na jego temat. A może na dokładkę jeszcze nadal cię kocha... Na szczęście, to możemy sprawdzić - rzucił, po czym wyjął telefon.

Tylko CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz