Rozdział 20

343 22 2
                                    

Zamurowało mnie. W ogóle nie dopuszczałam takiej myśli, że ona również może tu być. Przecież Zack miał być czuły i opiekuńczy tylko wobec mnie! Dlaczego zatem ją również zabrał do swojego domu? Dlaczego pozwolił jej krzątać się po kuchni, w której chciałam być z nim sama?

Zack od razu spoważniał, widząc mnie u progu kuchni. Swoją drogą Monic również nie wyglądała na zachwyconą z powodu mojej obecności. Pojawiła się wręcz niechęć, którą już doskonale znałam.

- Wszystko okej? Źle się czujesz? - zapytał z wyraźną troską Zack, odsuwając się od Monic.

Nie potrafiłam powiedzieć prawdy, a też nie chciałam robić sceny zazdrości, czy wręcz atakować Monic, więc postanowiłam wybrać najbezpieczniejsze wyjście... czyli skłamanie.

Przytaknęłam, robiąc zbolałą minę, która miała zatuszować moje ogólne niezadowolenie oraz niechęć.

- Ręka. Bardzo - powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy.

- Jasne. Powinnaś już wziąć leki. Zaraz je dostaniesz - oznajmił, a gdy tylko skończył, odwróciłam się i prędkim krokiem ruszyłam w kierunku swojej sypialni.

Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, ani co zrobić.

Wyobrażałam sobie, że uratował tylko mnie. Że zrobił to z głębokiej miłości, w którą mu nie wierzyłam. Liczyłam, że przerodzi się to w coś niezwykłego. Tej nocy tak bardzo się do siebie zbliżyliśmy, że niemal zapomniałam o powodzie, przez który go znienawidziłam. I myśl o tym, że miałam tu zostać przez dłuższy czas wcale nie wydawało się być takie straszne i ciężkie. Teraz, gdy zobaczyłam Monic, którą możliwe, że opiekował się ,,czulej" niż mną... psuło ten prowizoryczny most między nami który udało się zbudować.

- Chyba nie powiesz mi, że jesteś zazdrosna. - Zaraz po tym jak rozbrzmiało skrzypnięcie drzwi, powiedział do mnie te słowa.

- Ja? - Udałam zaskoczoną, nie posyłając mu żadnrgo spojrzenia, bo wiedziałam, że moje oczy zdradziłyby wszystko. - Chciałam cię tylko zapytać o leki - rzuciłam niby to obojętnie, ale Zack nie wyglądał na przekonanego.

- Wpadła w kłopoty z mojej winy tak samo jak ty. Nie mogłem jej zostawić.

- Nie musisz mi się tłumaczyć. Gdyby to ode mnie zależało, też chciałabym, żebyś ją stamtąd zabrał.

- Komu jak komu, ale mnie nie musisz kłamać. - Zaśmiał się pod nosem, zakładając ręce. - Wiem, że ci dokuczała...

- I co mam ci powiedzieć? Że chciałam, żeby karma ją dopadła? - zapytałam zdenerwowana. - Nie życzę nikomu przeżyć tego, co ja. - Podniosłam sugestywnie rękę.

Oczywiście. Chciałam, żeby los jej dokopał, ale nie musiało to być nic brutalnego. I w sumie nie było. W przeciwienstwie do mnie, wyglądała na całą.

- Nie mówię tego, żeby cię upokorzyć, czy zdenerwować. Wiem, że jesteś niezadowolona z powodu jej obecności, ale staram się przemówić ci do rozsądku. Monic była dziewczyną na raz, która zrobiła swoje. Niczego jej nie obiecywałem i była mi obojętna. Ale nie mogłem pozwolić jej torturować i zabić. Tak jak nie mogłem pozwolić na zrobienie tego tobie.

- Mi? - Zaśmiałam się. - Chcieli mi obciąć palce! - Mój głos załamał się, gdy tylko znaczenie tych słów do mnie dotarło.

- Wiem - mruknął, robiąc dwa kroki do przodu, które pozwoliły mu się do mnie zbliżyć.

Objął mnie stanowczo i przycisnął do siebie. Kołysał się powoli, usiłując mnie uspokoić. Jakoś ta myśl... że prawie to zrobili...

- Nie pozwoliłbym na to - zapewnił już nie pierwszy raz dzisiaj. - Wiesz o tym?

Wzięłam głęboki wdech. Starałam się sobie przetłumaczyć jakoś jej obecność, ale mimowolnie potwornie bolało to, że miałam żyć pod jednym dachem z moją głósną prześladowczynią.

***
Całą noc kręciłam się z boku na bok i nie mogłam zasnąć. Każdy szmer na zewnątrz - powiew wiatru, szym drzew, czy inne dźwięki, napełniały mnie dziwnym przerażeniem.

Wbrew swoim obietnicom, zapaliłam lampkę, aby upewnić się, że nadal byłam w sypialni, a nie celi i nikt nie krył się gdzieś w pobliżu.

Miałam być dzielna i nie spać przy włączonym świetle, ale znów okazałam się poprostu słaba.

Tuliłam ręce do tułowia bez przerwy sprawdzając, czy wszystkie palce były na swoim miejscu, po czym znów zaczęłam oglądać szynę, żeby upewnić się, że w środku niczego nie brakowało. Ale jakoś wyjątkowo miałam wrażenie, że nie czułam swojego palca. W dodatku nie byłam w stanie podwinąć bamdaża na tyle, żeby go zobaczyć, a to tylko pobudziło wyobraźnię.

- Zack!? - zawołałam, czując w oczach łzy.

Siłowałam się z opatrunkiem i nie przestawałam go wołać, ale on nie odpowiadał, a wśród ciszy rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.

Bicie mojego serca przyspieszyło, a oczywistym wydawało się, że porywacze znaleźli miejsce, gdzie się ukrywała i chcieli dopiać swego.

Początkowo nerwowo biegałam z kąta w kąt aż schowała. się przy szafce, nasłuchując kroków. Potem wsunęłam się pod łóżko, ale z czasem, gdy daej panowała cisza, doszłam do wniosku, że może zdołam dotrzeć do pokoju Zacka... Może po prostu twardo spał? A jak go obudzę, będzie wiedział, co zrobić dalej.

Z tą myślą, po cichutku, wysmyknęłam się ze swojego pokoju, kierując się do pomieszczenia, do którego miałam okazję widzieć zachodzącgo Zacka.

Mój organizm dostał nowej dawki adrenaliny, gdy drzwi okazały się otwarte. Nie wiedziałam, co zrobię jeśli będą tam te zbiry. Nie wiedziałam, czy zdołam pomóc w jakiś sposób Zackowi, czy tylko znów skażę się na cierpienie, ale nawet nie zarejestrowałam chwili, gdy wparowałam do środka.

A to co zastałam... nie spodziewałam się chyba jeszczd bardziej niż obecności Monic w domu.

Bo właśnie na moich oczach, Zack posuwał Monic, dociskając ją mocno do ściany.

Tylko CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz