Rozdział 17

367 21 1
                                    

Uchyliłam ostrożnie powieki, ale zaraz zamknęłam je z powrotem, wzdychając cicho. Przez kilka chwil leżałam w bezruchu, nie mając chęci otworzyć znów oczu, żeby nie zadawać im bólu przez jasne promienie padające na moją twarz.

Dopiero po dłuższym czasie spróbowałam, mrugając intensywnie, żeby przyzwyczaić się do intensywności oświetlenia.

Od razu coś zaczęło mi nie pasować, bo leżałam w łóżku w pokoju, wyglądającym jak minimalistycznie urządzona sypialnia.

Przemknęła mi przez głowę myśl, że może był tylko sen. Jednak zaraz poczułam coś dziwnego na ręce, co zaraz okazało się usztywnieniem palca, który złamał mi policjant.

Najgorsze było jednak to, że miałam na sobie jedynie bieliznę.

Miałam totalny mętlik w głowie. I już zamierzałam się podnieść, żeby nieco się rozejrzeć, gdy spostrzegłam, że drzwi na balkon były otwarte, a tam ktoś stał.

Nie ulegało mojej wątpliwości, że był to jakiś mężczyzna... Może jeden z tych zbirów. Palił elektronicznego papierosa, patrząc w zamyśleniu w dal.

Jedynym pomysłem, jaki przyszedł mi do głowy, było zamknięcie go na balkonie. Możliwe, że nie pomyśleli o zamknięciu drzwi na klucz.

Poruszałam się powoli, żeby niepotrzebnie nie zrobić hałasu i nie zdradzić swoich zamiarów. Dodatkowo spowalniało mnie moje nienajlepsze samopoczucie.

Już miałam sięgnąc do klamki, gdy mężczyzna odwrócił się... a mi zabrakło tchu.

Zachwiałam się i możliwe, że padłabym jak długa na podłogę, gdyby mnie nie złapał i nie podtrzymał.

Przez dłuższą chwilę nie chciałam na niego patrzeć z powodu mieszanki uczuć, jakie mi towarzyszyły, ale w końcu mimowolnie musiałam to zdobić.

Spojrzałam na twarz wymordowanego Zacka, który wyglądał jakby nie spał od tygodnia. Twarz pokrywał mu dość bujny zarost, włosy zwykle idealnie ułożone, dziś były w totalnym nieładzie. Oczy miał podkrążone oraz podpuchnięte, a na dokładkę nie pachniał najświeżej.

Bez słowa, zaczął prowadzić mnie do łóżka, a gdy wsparłam się na nim mocniej, wziął mnie na ręce i położył w łóżku.

Nic nie rozumiałam. Wyparł się mnie. Powiedział, że byłam dziewczyną na raz, pozwolił im... a teraz... leżałam u niego.

- Jak się czujesz? Czy coś cię boli? - zapytał, przysiadając na materacu nieopodal mnie.

- Co ja tu robię? - wymamrotałam cicho.

Zack nic nie mówił przez dłuższy czas.

- Dochodzisz do siebie - odparł, czym tylko podniósł mi ciśnienie.

- Pytam poważnie

- Odpowiadam poważnie. - Pogładził moją rękę. - Lekarz kazał, żebyś dużo odpoczywała.

- Jak się tu znalazłam? - Nie zamierzałam odpuścić.

- Przywiozłem cię tu.

- Myślałam, że o mnie zapomniałeś, bo byłam tylko na jeden raz...

- Nie lubię, gdy tak o sobie mówisz.

Zaśmiałam się gorzko.

- No tak. Sam wolisz, tak o mnie mówić.

- Nie powiedziałem tak dlatego, że tak myślę. Powiedziałem to, chcąc sprawdzić, czy dadzą się oszukać, że to była tylko przygodna znajomość. Na jedną noc. Próbowałem cię chronić...

- Nie musiałbyś, gdybyś trzymał się ode mnie z daleka!

Zack znów milczał przez dłuższy czas.

- Zastanów się, czy chciałabyś, żebym spełnił twoją prośbę i nie zareagował. Byli przekonani, że coś wiedziałaś. Może po piątym palcu połapaliby się, że nie kłamiesz, bo trzymałem cię od swojego biznesu z daleka. - Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl.

- A Monic?

- Jest bezpieczna.

- Połamali jej palce?

- W jej przypadku uwierzyli, że była na raz.

Uśmiechnęłam się krzywo.

- Boli cię? - Wskazał głową na palec.

- O co im chodziło?

- Nie musisz wiedzieć.

- Złamali mi przez to palca...

- Więcej tego nie zrobią.

- Rozebrałeś mnie.

- Lekarz musiał cię obejrzeć.

- Bez mojej zgody i ubrań?

- Musiałem mieć pewność, co do twojego stanu.

- To jakiś obłęd. - Westchnęłam ciężko, odchylając głowę do tyłu. - Odwieź mnie do domu.

- To na razie niemożliwe.

- Co? - prychnęłam.

- To wszystko nie jest takie proste. Myślałem, że zdajesz sobie z tego doskonale sprawę.

- Żartujesz? Zamierzasz mnie tu przetrzymywać? - Podniosłam się do siadu zdenerwowana.

- Beatrice. - Próbował mnie z powrotem położyć.

- Zostaw mnie! - Zaczęłam machać ręką, żeby go odepchnąć. - Chcę do domu!

- Nie możesz na razie wrócić do domu. Proszę, uspokój się i połóż wygodnie.
Posłuchaj! - Złapał mocno moje ręce. - Na pewno nie pracowali sami. Chcąc nie chcąc pokazałem wszystkim ile dla mnie znaczysz, i że mogą cię wykorzystać, żeby mną sterować i dowiedzieć się... czego tam chcą. To nie żarty. Przekonałaś się o tym, na własnym palcu! Te dwa dni, gdy byłaś nieprzytomna były dla mnie najgorszym czasem - powiedział, a ja zamarłam.

- Dwa dni?

- Byłaś w koszmarnym stanie. Wygłodzona... odwodniona... pobita... Dopiero jak lekarz władował w ciebie dwie kroplówki nieco ożyłaś. I... mogłabyś okazać trochę wdzieczności... bo na razie... żałuję, że rzuciłem wszystko, naraziłem nie tylko siebie, ale i innych, żeby cię ratować - oznajmił, a zaraz potem wyszedł.

Tylko CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz