carnage

1K 87 18
                                    

Jisung dałby wszystko, by móc spokojnie przespać jedną noc. Nic z tego. Znów dostał wezwanie w miejscu, które było godzinę od jego mieszkania. Na szczęście Minho okazał się łaskawy i przyjechał po niego autem.

— Zaczynam mieć tego dość — powiedział Jisung, patrząc w szybę samochodu.

— Ta, ja też — mruknął Minho, zajeżdżając na podziemny parking na odpowiedniej ulicy. — Idziemy.

Jisung wysiadł z samochodu, sprawdzając w telefonie odpowiednią lokalizację i numer apartamentu, do którego mieli udać się z Lee. Udali się więc do odpowiedniego budynku, wjeżdżając windą na dwunaste piętro. Od razu po wyjściu przywitał ich wkurzony, nie, wkurwiony Hyunjin.

— Sąsiedzi zgłaszali dzikie wrzaski — powiedział, opierając dłoń o biodro. Spuścił głowę i przyłożył palce do skroni.— Pojebie mnie z tymi, kurwa, łajdakami.

— Tylko pan tutaj jest?— zapytał niepewnie Han, bojąc się, że Hyunjin na niego naskoczy.

— Ta, zaraz przyjedzie Seo — machnął ręką, wchodząc wgłąb mieszkania, gdzie byli dwaj policjanci, grzebiący w szafkach.

Han zaczął chodzić po apartamencie. Był duży, więc zabezpieczenia pewnie będzie dużo. Zatrzymał się, gdy będąc na korytarzu, dalej od salonu, usłyszał cichy dźwięk. Potrząsnął głową, pewny, że mu się wydaje. Chciał ruszyć dalej, ale znów to usłyszał. Rozejrzał się; Jedne z drzwi były uchylone. Powoli poszedł do nich. Wychylił się, a widząc widok przed sobą, jego oczy rozszerzyły się, a usta uchyliły.

— Tutaj!— zawołał, rzucając się na podłogę.

Na kafelkach w łazience leżał mężczyzna, cała jego klatka piersiowa była cała posiniaczona i zakrwawiona. Na jego szyi widniała rana, z której lała się krew. Była wszędzie; na ciele mężczyzny, na kafelkach, a teraz też na dłoniach Jisunga.

— Spokojnie, pomogę ci — powiedział cicho, przykładając dłonie do krwawiącej rany mężczyzny. Ten starał się coś powiedzieć, ale nie był w stanie.— Szybko, tutaj!

Jisung zawołał kolejny raz, a mężczyzna złapał go za ręce, ściskając je. Wyglądał na przerażonego. Jisung szeptał coś pod nosem, starając się zatamować krwawienie.

Do pomieszczenia wbiegł Hyunjin, od razu otwierając szerzej oczy.

— Dzwońcie po karetkę!— zawołał do innych, szybko łapiąc za pierwszy lepszy ręcznik. Kucnął obok Jisunga.— Przyłóż to do rany.

Jisung drżącymi dłońmi złapał za biały ręczniki, robiąc to, co starszy mu kazał. Czuł, jak do oczu zaczynają napływać mu łzy, a oddech przyspiesza.

— U-uratuję cię, zobaczysz...— załkał cicho, widząc, jak biały niegdyś ręcznik zaczyna nabierać szkarłatną barwę.

Jisung nie był pewien, ile czasu minęło, zanim przyjechali ratownicy. Minho siłą odciągnął go od ciała mężczyzny, kucając za Jisungiem i obejmując go ramionami. Z oczu młodszego leciały łzy.

— No już, spokojnie — Minho szepnął mu do ucha. Jisung ciągle łkał i trząsł się.

— Niech mnie pan puści...— powiedział cicho drżącym tonem, próbując wyrwać się z uścisku starszego.— Puszczaj mnie!

Na jego krzyk Minho rzeczywiście go puścił. Han wstał i wybiegł z pomieszczenia, a następnie z apartamentu, zabierając tylko swój płaszcz. Minho pobiegł za nim, ale gdy był w salonie, młodszego już tam nie było.

— Cholera — warknął pod nosem, zabierając z fotela swoją kurtkę, po czym wybiegł z mieszkania i skierował się do windy.

Wybiegł z wieżowca, od razu rozglądając się za znajomą sylwetką. Oczywiście, dojrzał Jisunga w ciemnościach. Mężczyzna siedział na krawężniku i palił papierosa, co nieco zdziwiło Lee, bo nigdy nie widział Hana z używką w ręku.

My Policeman - stray kidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz