a lot of work

1K 94 58
                                    

Felix kolejny raz tego dnia przetarł twarz dłonią. Był cholernie zmęczony, a literki przed oczami co rusz mu się rozmazywały. Do tego od kilku godzin nic nie jadł, bo zwyczajnie nie miał na to czasu. Miał przed sobą dwa stosiki papierów. Jedne — spisane przesłuchania, które miał oznaczyć i ponumerować. Drugie — lista podejrzanych, których miał wykluczyć, albo wezwać na komisariat.

— Przepraszam?— odezwał się. Uniósł głowę, spotykając się wzrokiem z Seo.— Nie dam rady skończyć tego dziś. Czy mogę już iść do domu?

Usłyszał glosne westchnienie. Nie tylko on miał dość dzisiejszego dnia. W biurze byli wszyscy, oprócz Hyunjina, który gdzieś zniknął. Nawet Jeongin siedział z Seungminem przy jego biurku. Grzebał w swoim tablecie, całkowicie skupiony na pracy. Chan siedział odchylony na krześle. Felix nie miał pewności, ale chyba przysypiał.

— Chciałbym cię już puścić, ale sam wiesz, jak to wygląda — mruknął zmęczony Changbin, chowając twarz w dłoniach.— Skończ chociaż te znaczniki, proszę.

Felix miał ochotę się popłakać. Dobrze, że za te wszystkie nadgodziny i nocki zarabiał dużo więcej, niż przeciętna osoba na jego stanowisku. Właściwie to na dwóch stanowiskach.

Miał trochę szczęścia, bo Jisung skończył zaocznie studia ekonomiczne, więc teraz mógł mu pomóc. Sporządził listę rzeczy zaginionych i złożył pismo do szpitala, w którym znajdowały się ofiary.

— Dobrze — odparł, wracając wzorkiem do nieszczęsnych papierów.

Changbin przeciągał się, skanując wzrokiem wszystkich zebranych w pomieszczeniu. Seungmin od rana słowem nie upomniał się o przerwę, cały czas pracował. Seo widział zmęczenie na jego twarzy. W rogu biura, na krześle przy dużej lampie siedział Minho. Zawzięcie pisał coś w zeszycie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Jeongin zarywał drugą nockę, miał sińce pod oczami. Jisung siedział na podłodze, oparty o biurko, a wokół niego walały się jakieś papiery. Chan kręcił się na krześle obrotowym, czekając, aż drukarka wyda mu kopię odpowiednich akt.

— Przyniosłem prowiant — do pomieszczenia wrócił Hyunjin. W dłoniach trzymał nieduży karton.

Słysząc jego głos, wszyscy się ożywili. Hyunjin położył karton na biurku Changbina i otworzył go. Seungmin wstał, zaglądając pod dłonie Hyunjina, ale niewiele dojrzał.

— Rogaliki?— zdziwił się Changbin, gdy młodszy podał mu papierowy talerzyk z jedzeniem.

— Jeszcze ciepłe — przytaknął długowłosy, podając drugi talerzyk Jeonginowi.— Nie ma sensu pracować na głodnego.

Jedzenie zdecydowanie było dobrym pomysłem. Od kilku dni cały zespół żył o kawie i gotowcach. Wszyscy na moment oderwali się od przytłaczającej pracy.

— Nie mam już siły — westchnął cicho Yang, opierając się biodrem o biurko.— Bolą mnie oczy. I nogi. Za długo siedziałem w miejscu — dodał. Wyprostował się i zaczął stąpać w miejscu.

— Ile tu siedzisz?— zapytał Changbin, oblizując usta.

Jeongin uniósł dłoń i spojrzał na swój zegarek. Otworzył szerzej oczy, widząc późną godzinę. Wiedział, że pracował sporo czasu, ale nie sądził, że aż tyle.

— Dwadzieścia dziewięć godzin — sapnął, łapiąc się za głowę.— Proszę, Hyung, pozwól mi iść do domu.

Seo odłożył pusty już talerzyk na swoje biurko. Złączył dłonie na brzuchu, spoglądając na Chana.

— co myślisz?— zapytał starszego, zaraz ziewając. W tamtym momencie nie dbał o to, by zasłonić usta, był zbyt zmęczony.— Seungmin i Felix siedzą tu od wczoraj, nie mogę ich przetrzymywać. Nie chcę wyjść na wyrodnego szefa, oni nie spali od wieków.

My Policeman - stray kidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz