Rozdział 7

170 12 19
                                    

Jest piątek wieczór, a za mną w końcu ten głupi egzamin z biologii. Zawaliłam na niego całą noc, dlatego dziś czuję się jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Ale wzięłam się jakoś w kupę i postanowiłam w końcu ogarnąć swoje życie. Dlatego teraz, siedzę przed Olavim i wpatruję się w moje poobgryzane paznokcie. Kiedy byłam dzieckiem obgryzałam je ze stresu. Sama nie wiem, kiedy wróciłam do tego nawyku.

- Postanowiłam, że pójdę na tę terapię.

- To świetna wiadomość, Lu. - Olavi uśmiecha się szczerze. - Bardzo się cieszę.

- Rozglądałam się za psychologami online, żeby nie było problemu z transportem. Swoją drogą, powinnam w końcu zrobić to prawo jazdy...

- A po co? Nie potrzebne ci prawko, kiedy masz osobistego szofera. - Śmieję się, ale Olavi mówi to na poważnie.

- Nie chciałabym ci się aż tak narzucać. Zresztą, znalazłam fajną babkę, która oferuje terapię zdalnie. Tyle, że trochę kasy to kosztuje, więc pójdę do niej od września, jak trochę uskładam przez wakacje.

- To skoro już o tym mówimy... - Olavi łapie mnie za dłonie. - Znalazłem już dla ciebie idealną panią psycholog. Zadzwoniłem do niej i powiedziała, że może cię przyjąć choćby od jutra.

- C-co? - Marszczę brwi. - Zrobiłeś to za moimi plecami?

- Nie złość się, proszę. Martwiłem się o ciebie. Chciałem tylko wybadać opcje. Nie musisz martwić się kosztami, bo umówiłem się z nią, że to ja opłacę wszystkie rachunki.

- Nie. Nie! - Protestuję zdenerwowana. - Nie ma mowy.

- Wiedziałem, że to powiesz. Musisz zrozumieć jedną rzecz. To co się stało jest moją winą. I nie, nie przerywaj mi. - Ucisza mnie, kiedy próbuję zaprzeczyć. - Nie ważne, jak ty to postrzegasz. Czuję się winny i to ma największe znaczenie. Chcę odpowiedzieć za to, co Aridam ci wyrządził, rozumiesz? Zresztą, już podpiąłem swoją kartę do jej strony, więc po prostu wybierz datę w kalendarzu, okej?

Wpatruję się w jego przejęte, zmartwione oczy. Podpiął już kartę...? Rozumiem, że się o mnie martwi, ale dosłownie wszystko już za mnie wybrał i zorganizował.

- Okej... - mówię w końcu. - Ale nie naciskaj na mnie. Zapiszę się jak będę gotowa.

- Oczywiście. W życiu bym na ciebie nie naciskał w tym temacie. Hej, mam coś na pocieszenie. Przygotowałem nasz ulubiony deser.

Olavi uśmiechnięty od ucha do ucha przynosi z kuchni dwa duże kawałki szarlotki, po czym nakłada na każdy kawałek ogromną porcję lodów. Biorę gryza i choć wszystko jest dla mnie o wiele za słodkie, to nie chcę sprawiać mu przykrości, więc dziękuje mu za to, że tak się stara. Bo to prawda. Stara się każdego dnia, żebym była szczęśliwa.

- Mogę kawy? Trochę się zasłodziłam - mówię po wmuszeniu w siebie całości. - Nie, nie dodawaj mleka.

- O? Czyżbyś się nawróciła? - Chichocze i podaje mi kubek. - Tylko nie pij jej za dużo, bo nie uśniesz.

- Spoko. Tak czy siak nie usnę...

- Co? Masz problemy ze snem? - Przyklęka przede mną i badawczo się we mnie wpatruje. - Dlaczego nic nie mówiłaś?

- Teraz mówię. - Wzdycham. - Mam koszmary z Aridamem. Nie chciałam cię dobijać.

- Może... Może chciałabyś, żebym wszedł do twojej głowy? To znaczy... Miałem na myśli, żebym wywołał ci sen. Jak wtedy, kiedy miałaś atak paniki.

- Przecież nie chciałeś używać na mnie swojej magii?

- Jeżeli tylko ci to pomoże, to jestem gotów spróbować.

SPARKLESS 2 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz