Uspokajała się długo. W końcu udało jej przekonać się, że to może była tylko anomalia, że następnym razem wszystko pójdzie gładko. Słyszała ich, rozmawiających na korytarzu, ale wtedy jeszcze nie była w stanie do nich podejść. Poszli pić, a ona była głodna. Gdzieś tu musiało być jakieś jedzenie... Zeszła na dół i pobłąkała się po bogato urządzonych wnętrzach. Właścicielem tego domu był jakiś Max. Chyba nie mógł narzekać na brak pieniędzy. Znalazła jadalnię. Na stole ktoś zostawił zimne przekąski przykryte przezroczystymi pokrywami. Jedzenie było już mocno przetrzebione, jakby posilał się nim ktoś naprawdę głodny. Jeys szedł z dołu, może to on? Zjadła tyle, ile zmieściło jej się w żołądku, po czym zastanowiła się, co dalej. A właściwie tylko spróbowała, bo myśli wciąż wracały do tematu dziwnego powrotu do tego świata, czy cokolwiek to było. Musiała zająć się czymś innym. Prawie biegiem wróciła na górę i zapukała do drzwi pokoju, który miał być apartamentem Jeysa.
Usłyszeli pukanie i jak na komendę obaj odwrócili się od okna w stronę drzwi. Potem spojrzeli na siebie. Zrozumieli się bez słów.
– Wejść – powiedział Jeys.
Kiedy drzwi się otworzyły, zobaczyli, że to ona, ta dziewczyna, która udawała Weronikę. Ale tego się właśnie spodziewali.
– Czy mogę tu z wami posiedzieć? Tak po prostu posiedzieć? – spytała, a głos miała wciąż zmieniony.
Znów spojrzeli po sobie. Rean miał zacięty wyraz twarzy. Najchętniej doskoczyłby do niej i stłukł ją do nieprzytomności, a potem wywiózł gdzieś, jak najdalej od Jeysa.
– Jeśli chcesz. – Jeys wzruszył ramionami. – Mnie już i tak wszystko jedno.
Weszła do środka i cicho zamknęła za sobą drzwi. Był tu zestaw wypoczynkowy podobny do tego z jej pokoju, ale usiadła na podłodze i oparła się plecami o bok kanapy. Wpatrzyła się w przestrzeń przed sobą i prawie bezwiednie skubała skórki przy paznokciach. Nawet nie zauważyła badawczego wzroku Reana. Początkowa ostrożność gdzieś wyparowała.
Jeys odwrócił się znów do okna. Rean się nie poruszył. Z tym samym wyrazem twarzy obserwował dziewczynę. Wiedziała o tamtym świecie wszystko to, co wiedziała Weronika, ale nie miała pojęcia, co działo się przez te kilka dni, od kiedy im towarzyszyła. Ktoś, z kim była powiązana, dysponował wysoko zaawansowaną technologią, więc zapewne nie było żadnego problemu, żeby wytransmutować kogoś o identycznym wyglądzie. Przysłali ją tutaj, może nawet to ona zabiła Weronikę i może nawet w tym celu, żeby Jeys mógł obwiniać się o tę śmierć. Próba jakiejś szalonej manipulacji? Ale kto i w jakim celu?
– Przy lewym skrzydle pod wiatą stoi taki samochód elektryczny – powiedział Jeys bezbarwnym tonem. – Wiesz, taki jak używają na polach golfowych, więc będziemy mogli się poruszać w miarę cicho. Z tyłu ma niedużą skrzynię ładunkową. Ogrodnik czasami z niego korzysta.
– Jest tam gdzieś jakieś dobre miejsce? – spytał Rean, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
– Całkiem z tyłu, za stajniami i za pastwiskami, są takie nieużytki. Tam, gdzie kończy się teren Maxa. Asfaltówka jest na tyle daleko, że nikt nie powinien zwrócić uwagi.
– Jej rzeczy też chyba spalimy, prawda?
Jeys nie odpowiedział. Poczuł lekki ucisk w gardle.
– Nalać ci? – odezwał się do Reana, a ten podał mu szklankę.
Jeys odwrócił się od okna, żeby uzupełnić trunki. Mimochodem dostrzegł, że dziewczyna siedziała na podłodze, obok kanapy. Nie chciał na nią patrzeć, bo wyglądała tak samo jak Vera. Na zewnątrz była wierną kopią...
CZYTASZ
Sztuka latania (Apokryfy III)
HumorTrzecia część serii „Apokryfy". Jeys, Rean i Weronika w towarzystwie ekscentrycznego milionera Maxa Rosco opuszczają Europę i udają się do Stanów. Zanim dotrą do domu obowiązkowo odstawią kilka dram i komedii. Wszystko zakończy się tragedią, która...