Kopia zapasowa została utworzona cz. 10

25 6 128
                                    

Rean wciąż pochylał się nad Weroniką. Nie podniósł się, mimo że ogłosił koniec ćwiczeń.

– Się teraz napijmy – powiedział. – Dużo umiesz – dodał, patrząc na nią wzrokiem, który nie spodobał się Jeysowi.

– Przez piętnaście... Nie, trzeba dodać jeszcze parę z podróży w czasie... Przez jakieś dwadzieścia lat można się już czegoś nauczyć – stwierdziła. – Jeśli to koniec, to może już ze mnie zejdziesz, co?

– A mogę ci jeszcze poczochrać włosy? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, jedną ręką zmierzwił jej włosy, a potem błyskawicznie zerwał się i odskoczył na bezpieczną odległość.

– Ożeż ty! – wrzasnęła. Teraz chciała go kopnąć, ale nie zdążyła. Wstała i poszła wziąć piwo. – Zrób tak jeszcze raz, a poderżnę ci w nocy gardło... Albo coś utnę, tylko jeszcze nie wiem co. – Wyjęła z tylnej kieszeni nóż i otworzyła nim butelkę.

– Kurwa, a skąd ty ten nóż... – zaczął Rean. – Zabrałem ci przecież... jeszcze mniejszy też miałaś... Ty, Jeys, pilnuj ją, bo weźmie i mnie w nocy zarżnie...

– To po chuj się narażasz? – powiedział Jeys. – Ja za ochroniarza nie robię.

– Zajmiesz się nią w nocy odpowiednio, to jej chujostwo do głowy nie przyjdzie – mruknął Rean.

– Chcesz stąd wyjść z pełnym uzębieniem? – spytał Jeys.

– Chyba nie chce – mruknęła, siadając obok Jeysa. – A ja zawsze noszę dwa, to znaczy w domu, jeden na widoku, a drugi schowany.

– To teraz już spokojnie się zachowujmy – powiedział Jeys. – Jakieś tematy mamy takie bardziej pacyfistyczne? Ktoś, coś?

– Jutro mamy polatać, tak? Jak to planujesz, przed obiadem, po obiedzie? Bo chciałabym też pójść do koni i myślałam, że pójdziesz ze mną.

Zgodnie z obietnicą nie wspominała Reanowi, że Jeys uczy się jeździć.

– Jak chcesz. Jeśli o mnie chodzi, to mogę o każdej porze dnia i nocy. Na koniach się nie znam, więc zdecyduj, kiedy będzie lepiej do nich iść, bo jeśli o samolot idzie, to dla mnie bez różnicy.

– No to możemy przed obiadem, jak dziś. – Napiła się piwa z butelki, a potem rozejrzała się za jakąś szklanką. Wzięła taką do drinków i przelała tyle, ile się zmieściło.

– Czyli plan jest taki – odezwał się Jeys – że po śniadaniu idziemy do koni, a po obiedzie latamy samolotem.

– A ja co będę robił cały dzień? – W głosie Reana zabrzmiała pretensja.

– Nie wiem – odparł Jeys. – Może połóż sobie pszczołę na jajka gołe?

– Możesz się też rozebrać i pilnować ubrań, ewentualnie najpierw jedno, później drugie – zasugerowała Weronika z kamienną twarzą, chociaż na tekst o pszczole mało nie parsknęła śmiechem.

– Ciebie mogę rozebrać, ale nie po to, żeby pilnować ubrania... – mruknął.

– Rean. – Jeys spojrzał na niego znacząco, ale wbrew pozorom nie był zły. – Nie zapominaj się.

– To w takim razie na kurwy pójdę – stwierdził.

– Możesz samolotem z nami polatać – powiedział Jeys.

– A weź ty spierdalaj...

Napiła się piwa, obserwując Reana i jego reakcję na wzmiankę o wspólnym lataniu. Coś w jego twarzy kazało jej przypuszczać, że może...

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz