Rean wciąż pochylał się nad Weroniką. Nie podniósł się, mimo że ogłosił koniec ćwiczeń.
– Się teraz napijmy – powiedział. – Dużo umiesz – dodał, patrząc na nią wzrokiem, który nie spodobał się Jeysowi.
– Przez piętnaście... Nie, trzeba dodać jeszcze parę z podróży w czasie... Przez jakieś dwadzieścia lat można się już czegoś nauczyć – stwierdziła. – Jeśli to koniec, to może już ze mnie zejdziesz, co?
– A mogę ci jeszcze poczochrać włosy? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, jedną ręką zmierzwił jej włosy, a potem błyskawicznie zerwał się i odskoczył na bezpieczną odległość.
– Ożeż ty! – wrzasnęła. Teraz chciała go kopnąć, ale nie zdążyła. Wstała i poszła wziąć piwo. – Zrób tak jeszcze raz, a poderżnę ci w nocy gardło... Albo coś utnę, tylko jeszcze nie wiem co. – Wyjęła z tylnej kieszeni nóż i otworzyła nim butelkę.
– Kurwa, a skąd ty ten nóż... – zaczął Rean. – Zabrałem ci przecież... jeszcze mniejszy też miałaś... Ty, Jeys, pilnuj ją, bo weźmie i mnie w nocy zarżnie...
– To po chuj się narażasz? – powiedział Jeys. – Ja za ochroniarza nie robię.
– Zajmiesz się nią w nocy odpowiednio, to jej chujostwo do głowy nie przyjdzie – mruknął Rean.
– Chcesz stąd wyjść z pełnym uzębieniem? – spytał Jeys.
– Chyba nie chce – mruknęła, siadając obok Jeysa. – A ja zawsze noszę dwa, to znaczy w domu, jeden na widoku, a drugi schowany.
– To teraz już spokojnie się zachowujmy – powiedział Jeys. – Jakieś tematy mamy takie bardziej pacyfistyczne? Ktoś, coś?
– Jutro mamy polatać, tak? Jak to planujesz, przed obiadem, po obiedzie? Bo chciałabym też pójść do koni i myślałam, że pójdziesz ze mną.
Zgodnie z obietnicą nie wspominała Reanowi, że Jeys uczy się jeździć.
– Jak chcesz. Jeśli o mnie chodzi, to mogę o każdej porze dnia i nocy. Na koniach się nie znam, więc zdecyduj, kiedy będzie lepiej do nich iść, bo jeśli o samolot idzie, to dla mnie bez różnicy.
– No to możemy przed obiadem, jak dziś. – Napiła się piwa z butelki, a potem rozejrzała się za jakąś szklanką. Wzięła taką do drinków i przelała tyle, ile się zmieściło.
– Czyli plan jest taki – odezwał się Jeys – że po śniadaniu idziemy do koni, a po obiedzie latamy samolotem.
– A ja co będę robił cały dzień? – W głosie Reana zabrzmiała pretensja.
– Nie wiem – odparł Jeys. – Może połóż sobie pszczołę na jajka gołe?
– Możesz się też rozebrać i pilnować ubrań, ewentualnie najpierw jedno, później drugie – zasugerowała Weronika z kamienną twarzą, chociaż na tekst o pszczole mało nie parsknęła śmiechem.
– Ciebie mogę rozebrać, ale nie po to, żeby pilnować ubrania... – mruknął.
– Rean. – Jeys spojrzał na niego znacząco, ale wbrew pozorom nie był zły. – Nie zapominaj się.
– To w takim razie na kurwy pójdę – stwierdził.
– Możesz samolotem z nami polatać – powiedział Jeys.
– A weź ty spierdalaj...
Napiła się piwa, obserwując Reana i jego reakcję na wzmiankę o wspólnym lataniu. Coś w jego twarzy kazało jej przypuszczać, że może...
CZYTASZ
Sztuka latania (Apokryfy III)
HumorTrzecia część serii „Apokryfy". Jeys, Rean i Weronika w towarzystwie ekscentrycznego milionera Maxa Rosco opuszczają Europę i udają się do Stanów. Zanim dotrą do domu obowiązkowo odstawią kilka dram i komedii. Wszystko zakończy się tragedią, która...