Żyć w luksusie to trza umieć cz. 8

34 6 116
                                    

Jeys wracał właśnie do wybiegu, gdzie stał Rean z Weroniką i dwójką koni. Zauważył, że jeszcze nie spóźnił się na widowisko. Trochę popędził Phobosa, a potem wyhamował go miękko tuż przy ogrodzeniu.

– Też się czasami pod dupą lubię ułożyć... – zagadnął Rean, oglądając siodło. – Tym wystającym do tyłu. Takie jakby oparcie. Tylko trochę krótkie. Ale lepsze takie niż żadne. Czyli tym do tyłu, tak? – upewnił się.

– Zgadza się. To siodło nie jest po to, żeby na nim wygodnie było, tylko żeby się na nim lansować, jak to się w modnych ciuchach na koniku jeździ... Do wygodnej jazdy to takie jak twoje albo porządna kulbaka wojskowa... Ale tego akurat nie słuchaj, to moje uprzedzenia i marudzenie jest. Jeys przyjechał popatrzeć, jak się wypierdalasz pod kopyta, rozkazuję ci go rozczarować, jasne?

Odwróciła się do niego i pomachała. Fajnie byłoby pojeździć z nim razem, ale skoro zobowiązała się uczyć Reana, to najpierw musiała to robić – co również było całkiem niezłą zabawą.

Także pomachał jej z uśmiechem. Dostrzegł, że Rean rzucił mu spojrzenie, które wyraźnie mówiło: "Taki chuj!". Jeys wyszczerzył do niego zęby, oparł łokieć o łęk z przodu i pochylił się, podpierając brodę na pięści.

Rean odwrócił się w stronę Weroniki.

– Dobra – powiedział półgłosem. – Jak się na to wyłazi?

– Chcesz wersję bezpieczną, że ja ci najpierw pokażę, jak to się robi, czy próbujesz przyszpanować i od razu sam? – spytała.

Wiedziała, że Rean jest nadzwyczajnie sprawny fizycznie; szanse, że spadnie, wsiadając na tak spokojnego konia jak Westa, były mniejsze od szansy bycia zabitym przez krowę.

– No to może tak równocześnie spróbujemy? Ja tak sekundę po tobie i będę żurawia zapuszczał... Tu się wstawia nogę, tak?

– Tak, tutaj. Poczekaj chwilkę i mnie naśladuj... Bez pośpiechu, płynne ruchy – powiedziała, po czym uśmiechnęła się pod nosem.

Komu jak komu, ale Reanowi nie trzeba mówić o płynnych ruchach, on się tak ruszał na co dzień. Przeprowadziła Ledę kawałek dalej i ustawiła klacz tak, aby uczeń mógł dobrze wszystko widzieć. Przerzuciła wodze przez koński łeb, przytrzymała je lewą dłonią na przednim łęku, uważając, by za nie nie ciągnąć. Wsunęła stopę w strzemię i podciągnęła się na siodło, płynnie, ale jakby nieco w zwolnionym tempie, aby Rean miał czas wszystko zobaczyć.

Zauważył, że najważniejsza sprawa przy takim wsiadaniu na konia to dobre wybicie się, reszta w zasadzie nie stanowiła dla niego żadnego szczególnego wyczynu. Zresztą samo wybicie się też nie. Naśladując Weronikę, praktycznie bez trudu usadowił się w siodle.

– No i co, kurwa? – rzucił wyzywająco w stronę Jeysa.

– Jajco – odparł. – Masz za długie te... strzemiona, chyba. Tak mi się wydaje.

– A to nie moja wina, bo nie ja to ustawiałem.

– Bo to trzeba ustawić po tym, jak się na konia wsiądzie, czyli teraz – powiedziała Weronika. – Nie ruszaj się, Rean, to znaczy plecy wyprostuj i siedź tylko, nic nie rób. Wyreguluję ci.

Zeskoczyła z siodła i poprawiła długość puślisk, które rzeczywiście były odrobinę za długie. Puściła wodze Ledy, a klacz odeszła kawałek dalej i znów potrząsnęła łbem. Westa stała spokojnie, była świetnie wytrenowana.

– A teraz będzie cyrk – odezwał się Jeys. – Jak koń zacznie iść... – odwrócił głowę i uśmiechnął się nieznacznie.

– Jak cyrk... że iść zacznie? – Rean spojrzał na Weronikę zaniepokojony. – To co ja mam robić wtedy?

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz