Kopia zapasowa została utworzona cz. 12

29 6 95
                                    

Rean rozłożył prześcieradło na podłodze. Otworzył szafę i wyciągnął ciało. Ułożył je twarzą do dołu, a luźne końce prześcieradła zawinął na górę. Teraz pozostawało tylko jakoś dotaszczyć ciężar na dół do auta. Przerzucił sobie zwłoki przez bark, tak jak zwykle nosi się bezwładne ludzkie ciało. Kiedy wyszedł na korytarz, u szczytu schodów zobaczył Jeysa. Podszedł do niego.

– Idź już do auta – rzucił krótko, zanim ten zdążył się odezwać.

To nie był czas ani miejsce na dyskusje, więc Jeys posłusznie zrobił to, co powiedział Rean.

Na dole stała Weronika.

– Chodź – powiedział do niej. – Rean już idzie, poczekamy na niego na zewnątrz.

Istotnie, zobaczyli go na dolnych stopniach schodów. Weszli do salonu, zostawiając mu otwarte drzwi. Podeszli do oszklonego wyjścia na taras i Jeys otworzył.

– Możesz iść i usiąść w aucie. Teraz to już tylko chwilka – odezwał się znów.

Znów przytaknęła i poszła zająć miejsce na siedzeniu pasażera. Nie było czasu na spory, musieli się stąd jak najszybciej zawinąć. Rozmawiać będą później.

Jeys poczekał, aż Rean wyjdzie na taras. Zasunął za nim drzwi, ale zostawił je niedomknięte, żeby łatwiej było otworzyć, kiedy już wrócą. Podeszli do samochodu i Rean umieścił zwłoki na tylnej platformie, która miała niskie burty.

– Siadaj za kierownicą – powiedział do Jeysa – ja pojadę tu. – Wskazał tył auta. – Nie ma sensu, żebyśmy cisnęli się wszyscy razem z przodu.

Autko miało tylko dwa siedzenia, resztę stanowiła platforma z burtami do przewozu drobnych rzeczy przy pracach ogrodniczych.

Jeys usiadł za kierownicą, obok Weroniki. Rean usadowił się z tyłu. Z pewnością nie było tam wygodnie, ale uznał, że to najlepsze wyjście. Jeys odpalił silnik i wyprowadził auto w kierunku furtki w murze. Żeby się tam dostać, musiał zjechać z alejki na trawnik. Podjechali do przejścia i się zatrzymali. Jeys podszedł i otworzył bramkę. Poczekał, aż Rean weźmie ciało i przejdzie na drugą stronę muru.

Weronika zaczekała na Reana. Chciała być blisko siebie, jeśli tak można powiedzieć. Rean zarzucił sobie ciężar na ramię chwytem strażackim i nie wyglądał, jakby męczyło go niesienie kobiecych zwłok. Poszła za nim, wpatrując się w kształty owinięte prześcieradłem. Chyba wolałaby na siebie patrzeć, ale nie będzie tego proponować. Zdawała sobie sprawę, że to było dziwne, i chłopaki mogliby ją uznać za jeszcze bardziej zrytą.

Przeszli kilkanaście jardów od bramki i Jeys się zatrzymał.

– Wybierz sobie jakieś miejsce – powiedział. – To ty powinnaś zdecydować, gdzie to zrobimy.

Rozejrzała się po okolicy.

– Może tam. – Wskazała na spory krzew. – Przed tym krzakiem, żeby nie było niczego widać z drogi. – Jakoś wolała, żeby to było osłonięte miejsce, chociaż przecież nie miało to żadnego znaczenia.

Podeszli do wybranego przez nią miejsca i Rean ułożył ciało na ziemi, w takiej odległości od krzewu, żeby nie zapalił się, kiedy już zaczną.

– I co dalej? – zapytał. – Powinniśmy coś powiedzieć czy... Nie wiem, nigdy nie brałem udziału w czymś takim.

– Co dalej, Veronica? – zapytał Jeys. To ona dzisiaj decydowała.

– Zebraliśmy się tu, by pożegnać moje ciało i osiem dni utraconych wspomnień... Oby kolejne dni przyniosły mi lepsze wspomnienia na zastępstwo. I to chyba będzie cała mowa pogrzebowa. – Uśmiechnęła się trochę nerwowo. – Podpalaj, Jeys. Ja zaraz puszczę muzyczkę.

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz