Koń plus skrzydła równa się pegaz cz. 8

18 6 72
                                    

Wypiła sok, potem z przyzwyczajenia przeszukała cały pawilon. Znalazła głównie alkohol i inne napoje, zapas czystego szkła i jakieś niewielkie elektroniczne urządzenie, którego przeznaczenia nie była w stanie odgadnąć. Wiklinowe meble, stoliki ze szklanymi blatami, barek, lodówka z kostkarką... Trochę roślin w wielkich donicach i bardzo ładny widok na ogród i posiadłość Maxa. Usiadła w fotelu tak, by widzieć ścieżkę, którą odszedł Jeys, i z kolejną szklanką soku w dłoniach czekała na jego powrót. Miała nadzieję, że wróci z Reanem i że wszystko będzie dobrze, jak wczoraj wieczorem.

Jeys przeszedł przez zagajnik i zauważył, że Weronika siedziała w pawilonie. Wszedł i uśmiechnął się do niej.

– I jak tam? – zapytał. – Wszystko w porządku?

– U mnie tak, a u Reana? – Była trochę zawiedziona, że nie przyszedł.

– Będzie dobrze – odparł. – Został chwilę z Phobosem. Chyba się polubią. Nie powinnaś się bać Reana – powiedział niespodziewanie, poważnym tonem. Podszedł do niej. Postawił pustą butelkę na stoliku, przy którym siedziała. – Nawet jeśli nie wierzysz, że nie zrobiłby ci nic złego, bo nie ma w zwyczaju tak się zachowywać w stosunku do kobiet i dzieci, to przyjmij, że nie skrzywdziłby cię ze względu na mnie.

– To trochę nie tak – poczuła się w obowiązku sprostować. – Ja wiem, że nic mi nie zrobi, bo miał już ku temu parę okazji i nic się nie wydarzyło. To tylko moje wewnętrzne odczucia, pewnie bez związku z rzeczywistością... Parę razy poczułam się atakowana i odpowiedziałam agresywnie... Ale to jemu powinnam tłumaczyć, nie tobie. – Uśmiechnęła się do Jeysa. – Jesteśmy dorosłymi ludźmi, powinniśmy o tym porozmawiać na spokojnie, kiedy emocje już opadną.

– Postarasz się pamiętać, że Rean to mimo wszystko tylko człowiek? To prawda, że wyjątkowy twardziel, ale jakiś jeden procent jego twardości to poza. Wiem, mogę wyobrazić sobie, co on czuje, bo wbrew pozorom jesteśmy do siebie podobni. Obaj przegrani życiowo. Pozostaje tylko licytować się, który z nas bardziej. Być może się mylę... – Jeys zastanowił się przez chwilę. – Ale na początku, kiedy byłaś z nim... On może teraz czuć się trochę tak, jak ja wtedy, odstawiony na boczny tor. Ale to nie ma nic wspólnego z uczuciami i zazdrością. Może czuć się niepotrzebny. Ale mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać.

– Postaram się – obiecała. – Ja popełniam błędy, jak wszyscy, ale staram się nie popełniać tych samych błędów dwa razy.

– To świetnie. Widzisz, dla nas wszystkich ostatnio był nerwowy okres. Może dla każdego w inny sposób, ale wszyscy mamy prawo do emocji. Tylko chciałbym, żebyśmy dalej byli naszym starym, dobrym Oddziałem Jebanych Ochlejów, a w razie czego możemy chlać za ciebie, żaden problem. Ale może chociaż butelkę browarka? Zimne, z lodóweczki, małe, ledwo zero, trzydzieści trzy...

– No ty to potrafisz namówić... – Dopiła soczek, by móc przelać piwo do szklanki. – Tobie też przynieść? – spytała, podnosząc się z miejsca.

– Siedź, Świetliku, dzisiaj starszyzna obsługuje. – Jeys podszedł do lodówki. – Pompki starszyzna robi, to i browara może podać, prawda?

– Pompki robisz tylko przy jeździe konnej, i to wtedy, gdy zasłużysz. Możesz uważać mnie za okrutną jędzę męczącą cię zwyrodniałymi ćwiczeniami – uśmiechnęła się, powtarzając jego powiedzonko – ale miej na uwadze, że przynajmniej jestem sprawiedliwa.

– Sprawiedliwa? – Jeys odwrócił się od lodówki, w dłoniach trzymał dwie butelki. – Sprawiedliwa? – powtórzył. – To dlaczego tylko ja pompki mam robić, a Phobos nie? Chyba obaj... Zintegrowani jesteśmy.

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz