Interludium: Nowy, nieznany świat cz. 3

14 6 33
                                    

– Nie podoba mi się to – powiedział Jeys. – Kiedy zacząłem opowiadać wam mój sen, nie przypuszczałem nawet... Czułem się tam tak bardzo źle. Najgorzej było, kiedy jechałem na koniu, a ta dziewczyna... jej ogier był tak bardzo podobny do Phobosa.

– Ale cię nie polubił – odezwał się Rean. – Ja też pamiętam ten sen kurewsko dokładnie. Koń cię nie polubił i to było dziwne jak skurwysyn...

                                                                                                        ... – No dobra, chłopaki, pamiętacie wszystko, czego was uczyłam, wstydu mi nie przyniesiecie. Ja w was wierzę, zwłaszcza że Marta zapewniała, że konie będą dobrze wychowane. – Weronika spojrzała najpierw na Reana, potem na Jeysa. Dobrze, że wzięła kurtkę, dzień był słoneczny, ale wiał dość chłodny wiatr. – Tylko ten, nie wspominajcie o moich umiejętnościach... Jakoś nie mam potrzeby się chwalić... póki nie przyjdzie na to czas – zaznaczyła, zatrzymując się przed wejściem do stajni.

– Dzień dobry! – Jeys odezwał się pierwszy, a po nim z Martą przywitali się też Rean i Weronika. – Piękny ten... twój koń – powiedział, z dziwnym wyrazem twarzy, kiedy się zbliżyli. – Mam takiego. Phobos ma na imię. – Patrzył na ogiera i przypomniał sobie swojego ulubionego czworonożnego kumpla. W tamtej chwili poczuł, że bardzo chciałby wrócić do domu. – Cześć, pluszaku – odezwał się cicho ze wzrokiem wbitym w konia. Tak zawsze witał się z Phobosem.

– Rzeczywiście podobieństwo jest... Uderzające – powiedziała Weronika, patrząc na karego ogiera. Phobos był szczuplejszy, trochę delikatniej zbudowany, ale miał podobny błysk w oku co wierzchowiec Marty.

– Przywitasz się ze mną? – Wydawało się, że Jeys nie zwraca uwagi na otaczających go ludzi. Patrzył na konia Marty i widział generała Phobosa, który został gdzieś tam... Nawet nie wiedział dokładnie gdzie, w przyszłości tego świata, czy może w całkiem innym świecie. – Jak ma na imię? – spytał, nie spuszczając wzroku ze zwierzęcia, a Marta powiedziała, że Bagest.

– Zobacz na jego uszy, nie chce się witać. – Weronika delikatnie zwróciła uwagę Jeysowi. – Konie zwykle lubią Jeysa. Ten widocznie jest wyjątkowy... i trochę się denerwuje – dodała. Nie przepadała za takimi końmi, ale był piękny, to musiała przyznać.

– Cześć, Bagest. – Głos Jeysa brzmiał, jakby dobywał się z jakiejś czeluści. – Mam przyjaciela, który wygląda zupełnie tak, jak ty...

Odwrócił się nagle i odszedł kilka kroków dalej, zagryzł wargi. Czy to możliwe, że był tu dopiero trzeci dzień? Wydawało mu się, że upłynęły całe wieki. Że eony minęły, od kiedy ostatni raz głaskał Phobosa. Wziął głęboki wdech, uspokoił oddech i znowu odwrócił się do stojącej grupki.

– Gdzie konie, na których możemy się przejechać? – zapytał zwyczajnym tonem, w którym nie było już żadnych emocji.

Weronika oderwała wzrok od konia i uważnie spojrzała na Jeysa. Coś było nie tak, ale teraz nie miała czasu nad tym myśleć...

*

– To ja nie pamiętam wszystkiego aż tak dokładnie – przyznała Weronika. – Ale tak, konie tam były, kary ogier też. Myślałam o tym, że Phobos na pewno wygrałby z tamtym na krótkim dystansie.

– Noga go bolała. – Jeys sprawiał wrażenie, jakby opowiadał coś, co wydarzyło się naprawdę. – Coś miał z nogą, więc Phobos wygrałby z nim tak czy inaczej. Pamiętam, że byłem zły, że ta dziewczyna pozwala mu tak galopować.

– Pamiętam ten obiad czy kolację, gdzie pierwszy raz zobaczyliśmy tę Martę – powiedział Rean. – Nie powiem, żeby mi się nie spodobała... – Uśmiechnął się znacząco. – Na początku nawet wydawała się dosyć sensowna, chociaż miałem wrażenie, że bardziej interesowała się Jeysem. – Rean zerknął mimochodem na Weronikę. – W każdym razie zagadywała go o tych samolotach...

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz