Koń plus skrzydła równa się pegaz cz. 13

15 6 47
                                    

– Idziemy? – spytał Jeys, kiedy Rean już zniknął.

– Idziemy – przytaknęła. – On jest tak zabawnie bezczelny – powiedziała o Reanie.

– Taki już jest – potwierdził Jeys pogodnie. – Wie, że my obaj nawzajem możemy sobie pozwolić na różne odzywki, bo one tak naprawdę nie znaczą tego, co mogłyby znaczyć. Ale chyba zauważyłaś, że to fajny koleś.

– No tak. Tylko muszę na niego patrzeć przez pewien filtr, bo biorąc go dosłownie, to kurwicy można z nim dostać... Zresztą widziałeś rano, niestety... Jeszcze mi głupio, że dałam się tak sprowokować.

– Jeśli chodzi o rano, to coś naprawdę musiało go dotknąć, że tak zareagował. Może faktycznie czasami nawet jemu psychika nie wytrzymuje. Ale ogólnie rzecz biorąc, to on się cały czas zgrywa. Ale przynajmniej dzięki temu jest wesoło.

Wyszli już na górę i dotarli do drzwi apartamentu Jeysa.

– No, tu masz rację, te wasze odzywki... – Uśmiechnęła się. – To kiedy lecimy do twojego domku, pojutrze? – spytała, bo nie pamiętała dokładnie. – Jakoś myślałam, że zostaniemy tu dłużej.

– Tak, taki miałem plan, żebyśmy lecieli pojutrze. A tutaj jeszcze będziesz miała okazję pobyć do woli. Nie lecimy tam przecież na długo. Posiedzimy sobie kilka dni, zrelaksujemy się po tym wszystkim w pięknych okolicznościach przyrody i wrócimy. Otworzysz mi drzwi? – spytał.

Przytaknęła, otworzyła drzwi apartamentu i wymacała włącznik światła. Weszli do środka, Jeys odłożył jedzenie na stolik.

– Mówiłeś coś o wigorze wcześniej? Nie przesłyszałam się? – zaczepiła go.

– A któż to mnie tak pięknie prowokuje już od samych drzwi? – uśmiechnął się promiennie.

Podszedł do niej, położył jej ręce na biodrach i przyciągnął do siebie.

– No dobrze, to teraz zrobimy tak – oświadczyła zdecydowanym głosem. Miała ochotę na specyficzną zabawę. – Rozbierz mnie, powoli. A potem stań nieruchomo i rób, co mówię. A kiedy już nie będziesz mógł wytrzymać... – Urwała, spojrzała mu w oczy i użyła najbardziej prowokującego tonu, jaki mogła z siebie wykrzesać. – Zrób to, co będziesz chciał. Będzie dobrze.

Wstrzymał na chwilę oddech. A potem bez słowa zastosował się do tego, co poleciła mu zrobić. Zdjął z niej bluzkę, patrząc w oczy i mimochodem muskając końcami palców jej skórę. Nie spuszczał z niej wzroku, kiedy sięgnął do zapięcia jej spodni. Odpiął guzik, potem zamek. Tak jak chciała, powoli zsunął spodnie na dół i przyklęknął, żeby pomóc jej uwolnić stopy z nogawek spodni. Kiedy wstał, wsunął dłonie za jej plecy i przesuwając je w górę, dotarł do zapięcia stanika. Rozpiął i delikatnie zsunął ramiączka. Poczuł, że zaczyna mu się robić gorąco. Przesunął dłonie niżej i zsunął z niej ostatnią rzecz, jaką miała na sobie.

Weronika poczuła się teraz świetnie, rozluźniona, naga i doceniona. Sposób, w jaki na nią patrzył... To było naprawdę mocno podniecające. Włożyła mu dłonie pod koszulkę, dotknęła jego brzucha. Tak, jak on przed chwilą, dotykała go opuszkami palców. Gwałtownie szarpnęła koszulkę w górę.

– Zdejmij – szepnęła.

Natychmiast zrobił to, co powiedziała. Był ciekawy, co go czeka. Zdążył już zorientować się, że miewała najbardziej zaskakujące pomysły. A ta zabawa bardzo mu się podobała.

Rzucił podkoszulek na podłogę. Zaczął oddychać trochę szybciej.

Pocałowała go tuż nad pępkiem, po czym przeniosła się wyżej. Dotykała i całowała jego sutki, a potem pocałowała go w usta, mocno, namiętnie. Zorientował się, o co jej chodzi, i aktywnie przyłączył się do pocałunku. Przerwała go, położyła mu palec na wargach i znów zjechała w dół. Tym razem nie zatrzymała się na pępku, zeszła niżej. Niespiesznie rozpięła mu spodnie i zsunęła je razem z bokserkami.

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz