Żyć w luksusie to trza umieć cz. 10

26 6 59
                                    

Czy jej reakcje oznaczały, że stanął na wysokości zadania? Miał nadzieję, że tak. Teraz przyszła jego kolej, więc już się nie hamował. Strzępek myśli przebiegł mu po neuronach, że może kiedyś powinni spróbować zsynchronizować to tak, żeby wypadło dokładnie w tym samym czasie. To mogłoby być coś naprawdę wyjątkowego. Kiedy dosłownie w dwie minuty po niej przyszło spełnienie, miał wrażenie, że odczuł to intensywniej niż zwykle. I był tak bardzo wdzięczny losowi, że zetknął go z tą wyjątkową dziewczyną. Dlatego chciał zrobić jeszcze coś, żeby wiedziała... Jak bardzo mu zależy? Żeby wiedziała, że nie jest dla niego tylko przypadkowym zbiegiem okoliczności.

Kiedy uspokoił trochę oddech i kiedy serce zaczęło zwalniać swoje szalone łomotanie, pociągnął ją tak, że wyprostowała się i przywarł ustami do jej szyi w długim, gwałtownym pocałunku.

– Połóż się na plecach – szepnął cicho, a kiedy to zrobiła, uniósł jej nogi nieco w górę, jednocześnie rozchylając na boki i pochylił się, żeby teraz odwdzięczyć się za to, w jaki sposób zaczęła ten szalony, niestandardowy postój w trakcie przejażdżki samochodem Maxa. Miał nadzieję, że odczuje co najmniej to samo, co czuł on, kiedy pieściła go w ten sposób.

Taka atrakcja... Wcześniej chciała zaproponować coś podobnego, ale nie zdążyła. Ale jeszcze nadejdzie czas, by usiąść mu na twarzy, a potem pochylić się i zrobić mu najlepszego loda, na jakiego ją stać. Teraz skupiła się na tym, co Jeys jej robił. Złapała go za włosy, ale delikatnie, żeby nie szarpać. Masowała palcami jego skórę i okolice uszu. A chwilę później, kiedy do jej ciała zaczęła docierać druga tura przyjemności, zabrała ręce nad głowę i przytrzymała się trawy, wiedząc, że za chwilę wygnie się w łuk.

Uśmiechnął się do siebie, kiedy zorientował się, że cel, jaki sobie założył, został osiągnięty. Był zadowolony podwójnie – po pierwsze przez to, co ona mu ofiarowała, a po drugie z powodu tego, co jemu udało się ofiarować. Przesunął się tak, że znalazł się nad nią, i znów pocałował ją w szyję, potem w usta. Zesunął się na trawę obok niej i położył na plecach.

– Chodź – powiedział. – Poleżymy tak sobie chwilę.

Przytuliła się ochoczo, obejmując go nogą.

– Chyba będę mieć malinkę od tego całowania – wymruczała.

– Nie – zaprzeczył. – Zrobiłem tak, że nie powinno być śladu.

"Ale ślad w mojej psychice zostanie" – przyszło mu jednocześnie na myśl i przypomniał sobie słowa dziewczyny o tym, że powinien przenieść się do jej świata. Zostawić wszystko tutaj... Nigdy więcej nie zobaczyć Maxa. Nie wypić nic z Reanem, nie pojechać na Phobosie. Czy mógłby poświęcić to wszystko? Dla dziewczyny, która więcej niż jeden raz powiedziała mu wprost, że go nie kocha i nie pokocha...

Zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki wdech.

"Nie teraz – pomyślał. – To nie jest czas ani miejsce na takie rozmyślania."

– Zobaczymy w domu... A ten... Co właściwie muszę zrobić, żeby przejechać się tym czerwonym potworem? – spytała bardzo niewinnym tonem.

– Już zrobiłaś. – Objął ją trochę mocniej. – Przekonałaś mnie tak, że nawet samolot bym ci dał... Z pilotem dobrym, oczywiście – dodał i uśmiechnął się, choć tego nie widziała.

– Czyli to było łatwe i bardzo przyjemne przy okazji. A jak podobała ci się kara? Musisz przyznać, że twoi dowódcy w życiu nie wpadliby na taki pomysł.

Parsknął śmiechem, bo wyobraził sobie któregoś z dowódców na miejscu Weroniki...

– Wiesz, to i dobrze nawet, że nie wpadli, bo Maxowi to by się może i podobało, ale ja tam wolę... A żaden z moich dowódców nie był kobietą.

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz