Epilog - część 1.

538 20 2
                                    

23.12.2023 - sobota - dwadzieścia jeden dni później

Zawsze uwielbiałam święta, jak i cały okres przed nimi. Przystrajanie domu, ubieranie świątecznego drzewka, przygotowywanie specjalnych potraw, pieczenie ciasteczek i przede wszystkim śpiewanie świątecznych piosenek. Co prawda do mojej specjalnej playlisty wróciłam już dużo wcześniej, ale czym bliżej było do świąt, tym bardziej byłam uzależniona.

- Gdzie są te białe bombki, co rok temu kupiłaś? - zagadnęłam do mamy, opierając się o framugę. Monica była taką samą fanką, a może i jeszcze większą, świątecznych piosenek. Od kilku godzin nasz dom opanowany był przez nasze ulubione kawałki w tymże klimacie.

- Zapytaj ojca, to on je gdzieś chował - zaśmiała się, krojąc warzywa na desce.

Co roku każdy robił dokładnie to samo. Wiele lat temu rozdzieliliśmy zadania, tak, że każdemu przypadała najbardziej lubiana część, toteż mama zajmowała się potrawami, czasami z moją pomocą, jeśli jej potrzebowała, tata miał na głowie ogród i i przód domu. Sprzątał, rozwieszał lampki i różne ozdoby, a ja dekorowałam dom od środka. Niedawno skończyłam ozdabiać schody i ostatnie, co zostało mi do zrobienia to ubranie choinki, czyli moja ulubiona część. W moim pokoju już dawno porozwieszałam lampki, porozstawiałam różne świeczki i inne mniejsze ozdoby. 

Dopiero wieczorem miał pojawić się David. Niestety za późno zabrał się za kupienie biletów lotniczych, przez co nie mógł być w domu już wcześniej. Słaba organizacja to było to coś, czym można było określić mojego kochanego braciszka. Chyba że, może po prostu chciał uniknąć sprzątania domu i przylecieć na gotowe?

Dzięki wskazówkom taty szybko zlokalizowałam poszukiwane przeze mnie pudełko z ozdobami. Wróciłam do salonu i kontynuowałam rozwieszanie bombek na ogromnej, niestety sztucznej choince.

- Puść "Los Peces En El Rio"! - usłyszałam krzyk z kuchni, który ledwo co przebijał się przez głośną muzykę. Zaśmiałam się pod nosem, bo wiedziałam, co to oznacza. Podniosłam ze stolika telefon i włączyłam ulubioną piosenkę mamy. Już przy pierwszych nutkach kobieta wyłoniła się z kuchni. W ręce trzymała szczotkę. Co roku, gdy ta piosenka wybrzmiewała w naszym domu, Monica organizowała nam mini koncert.

Pero mira cómo beben los peces en el río
Pero mira cómo beben por ver al Dios nacido
Beben y beben y vuelven a beber
Los peces en el río por ver a Dios nacer.

Dołączyłam do rodzicielki, głośno śpiewając do jej "mikrofonu".  Z tarasu przyszedł również tata, który może nie miał aż takiego fioła na punkcie świąt, jak my, ale tej piosenki nigdy nie odpuszczał. Czym sobie zasłużyłam na takich cudownych rodziców?

Gdy piosenka się skończyła, mama podeszła do szafki w korytarzu. Zdjęła z półki kamerę, po czym pomachała nią w naszą stronę. To była nasza rzecz. Co roku przydarzał się moment z tą piosenką, który mama zawsze "z ukrycia" nagrywała. Nigdy nie wiedziałam, skąd jestem nagrywana i to było w tym najlepsze. To były nasze coroczne nagrania z przygotowań do świąt. Rodzicielka pod względem miejsca ukrycia kamery zawsze była kreatywna i przebiegła.

Po tych trzech minutach wspólnego koncertowania, z powrotem rozeszliśmy się do naszych zadań. Wielkimi krokami zbliżał się wieczór, na który miałam plany. Miałam nadzieję, że zdążę się wyrobić na czas. Może i nie zostało mi już dużo dekoracji do powieszenia, ale wciąż chciałam jeszcze pomóc mamie. Wróciłam do ubierania choinki, śpiewając kolejne piosenki, jednak już po chwili rozproszyłam się, gdy przyszła do mnie wiadomość.

pablogavi:

jak ci idzie?

amandarivera:

LATE NIGHT TALKING | PABLO GAVIRAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz