...
Biegłem już kolejną godzinę. Poranna rosa trzymała się jeszcze na źdźbłach traw a lekka mgła otaczała surowe pnie drzew. Śpiew ptaków jako jedyny towarzyszył mi podczas mojego biegu a chłodne powietrze muskało moją twarz, która ukrywała się pod kapturem bluzy. Mimo wczesnej wiosny, poranki w Ameryce były nadal zaliczane do zimnych. Nie narzekałem jednak. Tak długo już tu mieszkałem, że zdążyłem przyzwyczaić się do tutejszych warunków panujących w lasach.
Spojrzałem przed siebie i uśmiechnąłem się widząc swój cel podróży. Jakieś piętnaście metrów ode mnie znajdował się tak dobrze znany mi przyjaciel. Gdy tylko dobiegłem do marmurowej płyty zatrzymałem się i wyprostowałem, rozciągając przy tym plecy. Kątem oka przyjrzałem się nagrobkowi i zauważyłem jak parę niewinnych listków ulokowało się na jego górze. Mruknąłem zadowolony gdy strzepnąłem je i poklepałem bratersko kawałek kamienia, wzdychając teatralnie.
-Hej Dave.- przywitałem się i wzrokiem spojrzałem na ławkę tuż naprzeciwko płyty. Usiadłem na niej i pochyliłem się w stronę nagrobka.
-Co tam u ciebie?
Cisza.
-Mam nadzieję, że aż tak bardzo się tam nie nudzisz, co?
Znowu cisza.
Uśmiechnąłem się do siebie i oparłem o tył ławki, ściągając przy tym kaptur bluzy. Ręką przejechałem po moich trochę przydługich ciemnozielonych włosach i rozejrzałem się po okolicy. Było tu spokojnie... idealnie dla spoczywającej duszy.
-Powiem ci, że Matt wczoraj zrobił tego twojego słynnego kurczaka.- uśmiechnąłem się.- Wyszedł mu bosko. Następnym razem to ja spróbuję swoich sił.
Pochyliłem głowę do tylu i zamknąłem oczy. Odleciałem myślami do tych dawnych czasów. Miałem wrażenie jakby to było wczoraj...
Dave był moim drugim mentorem zaraz po All Mightcie. Zostałem wysłany do niego z Japonii do Stanów z uwagi na niebezpieczeństwo ze strony Ligi Złoczyńców, która wtedy na mnie polowała. Tamten "ja" był kompletnie bezużyteczny w starciu z nimi, z uwagi na ledwo rozwinięte OFA. Prościej mówiąc... byłem za słaby. Dlatego też wysłano mnie tu, do Tahoe w stanie Kalifornia, bym w pełni opanował moc nadaną mi przez największego bohatera w historii. Przez pierwszy miesiąc nic się nie działo, jednak pod jego koniec zostaliśmy zaatakowani przez złoczyńców. Dave... stracił wtedy życie. A ja... byłem w kompletnej rozsypce. Nic dziwnego. Miałem wtedy jedynie osiemnaście lat. Nadal byłem dzieciakiem, który dopiero co zaczął swoją drogę a tak naprawdę stracił już wszystko.
Dom. Przyjaciół. Matkę.
Nic nie mogło mnie na to przygotować...
-Będę się zbierać.- mruknąłem, wracając myślami do rzeczywistości. Spojrzałem na nagrobek, na którym widniał napis Dave Brubeck i posmutniałem na chwilę. Zaraz jednak złączyłem dłonie i rozmasowałem je pocieszając się.
-Nic nie mogłeś zrobić, nie dołuj się młody.
Spojrzałem za siebie i dostrzegłem wysokiego mężczyznę. Był dobrze zbudowany a jego twarz podkreślały wyraziste kontury i łysy łeb.
-Wiem, wiem Banjo. Nie unoszę się tu.- odpowiedziałem piątemu posiadaczowi One For All i z powrotem spojrzałem na grób.
-Po prostu wspominam stare czasy. Tyle.
Postać mężczyzny usiadła zaraz obok mnie na ławce i oparła się na niej luźno.
-Rozumiem. To nic złego.- powiedział niskim głosem.- Ale pamiętaj by nie zatracać się w tych wspomnieniach.
-Wiem.- odpowiedziałem krótko i pewnie. Zaraz podniosłem się i bez słowa wyminąłem łysego mężczyznę. Jego duch jednak zaraz do mnie podleciał i rozpłynął się w mojej osobie. Gdy tylko to się stało zatrzymałem się i spojrzałem za siebie.
-Widzimy się jutro Dave.- szepnąłem jeszcze zanim wróciłem do porannego biegu z powrotem do domu.
...
Starłem zaschniętą krew z policzka i spojrzałem na policjanta, który właśnie zakuwał w kajdany złoczyńcę. Był nim jakiś stary knypek z darem kontroli nad ziemią. Jednak mimo tego, gościu był totalnym słabeuszem. Wystarczyło parę granatów ogłuszających i już nie wiedział gdzie jest i jak się nazywa. Idiota.
-Dziękujemy za pomoc Dynamightcie.
Odwróciłem się w stronę policjanta i tylko syknąłem zmęczony. Ten uśmiechnął się do mnie głupio i zaraz wszedł do radiowozu, odjeżdżając w pośpiechu. Ja natomiast wyprostowałem się i westchnąłem przeciążale. Wokół panował jeszcze niemały bałagan. Służby strażackie sprzątały po incydencie a randomowi bohaterzy zajmowali się cywilami, których i tak nie było dużo. Innym słowem, sytuacja była opanowana.
Nagle usłyszałem znajomy sygnał dochodzący ze słuchawki. Mlasnąłem niezadowolony. Niespiesznie zdjąłem jeden z moich granatów z ręki by sięgnąć do komunikatora. Gdy tylko nacisnąłem guzik połączenia to momentalnie do moich uszu dobiegł krzyk osoby po drugiej stronie.
-Bakugo! Oni znowu się wtrącają! Przeszko-
-Nie drzyj kurwa ryja!- warknąłem do osoby po drugiej stronie i przekląłem pod nosem. Zaraz zapadła głucha cisza. Chwyciłem się za pulsujące od nerwów czoło i ponownie zabrałem głos.
-Co tym razem Mina?- zapytałem dziewczyny, która najprawdopodobniej buzowała się już cała od złości.
-Znowu wchodzą w paradę Kirishimie i Sero! Te podłe burżujskie szczury!
-Kurwa.- syknąłem pod nosem i rozejrzałem się po sytuacji wokoło. Wszystko było już prawie dopięte na ostatni guzik, więc mogłem spokojnie wrócić do patrolu, który i tak kończyłem.
-Gdzie są?- zapytałem ponownie zakładając z powrotem jeden z granatów.
-Już wracają do agencji.- odpowiedziała różowo włosa.
-Ok, powiedz im, że za 10 minut u mnie w gabinecie.
-Robi się.
...
taki mini prolog...na początek :)
to opowiadanie jest tak naprawdę drugą częścią "Dream-ON" i ma miejsce pięć lat po straceniu przez All Mighta OFA. Jest tu duuużo wątków jak i postaci z pierwszej części...ale postaram się to tak pisać by każdy się połapał... WIĘC ZOBACZYMY CO Z TEGO WYJDZIE.
miłego czytanka~
CZYTASZ
Nightmare Of-Us |bkdk
FanfictionMinęło 5 lat odkąd Izuku wyjechał do Stanów Zjednoczonych na specjalne szkolenie One For All. Po śmierci swojego mentora, stracie przyjaciół, matki i Symbolu Pokoju, Midoriya w końcu na nowo zdobywa grunt pod nogami. Jednak wszystko się zmienia gdy...