19.

124 9 29
                                    


Pov. Bakugo

Stałem jak słup soli, wpatrując się w zaschnięty ślad krwi na moim balkonie. Papierosy, które dosłownie chwilę temu wyciągnąłem, teraz z powrotem wkładałem do kieszeni spodni. Sam przyjąłem pozycję obronną i wolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi balkonowych. Jedną z moich dłoni zacząłem rozgrzewać drobnymi eksplozjami tak by potem nie tracić czasu reakcji. 

Mój wzrok zatrzymałem na chwilę na klamce.

Zaraz jednak szybko za nią chwyciłem i otworzyłem na oścież drzwi od razu przechodząc na drugą stronę. Moje oczy momentalnie wychwyciły w ciemności sylwetkę pod ścianą. Odruchowo skoncentrowałem swoje dłonie w stronę nieznajomego i naładowałem je. Byłem gotowy strzelać jednak wstrzymałem się wraz z zauważeniem postaci. Jarzące się iskry rozświetliły nieprzytomnego wroga, który ani drgnął na moje ruchy. Spojrzałem na niego zaskoczony, jednak nic nie mogło opisać mojego wstrząsu gdy tylko zauważyłem rysy maski nieznajomego.

-To ty...- szepnąłem i na moment poczułem jak adrenalina we mnie buzuje.- To ty jesteś tym pierdolonym Stróżem.

Odruchowo sięgnąłem po kajdanki, które zazwyczaj miałem przyczepione do kostiumu, lecz z tego całego poekscytowania zapomniałem, że przecież nie mam niczego na sobie czym mógłbym pojmać tego kolesia. Już chciałem go dla pewności znokautować lecz zawahałem się w ostatniej sekundzie widząc ilość krwi jaką ten miał na sobie. Z jakiegoś powodu moja pozytywne naładowana adrenalina zmieniła się w silny uścisk w brzuchu. Mocniej oświetliłem ciało Stróża i dosłownie poczułem jak bicie mojego serca przyspiesza. 

Ten łobuz by cały umazany we krwi. 

-Ja pierdole...- rzuciłem pod nosem i zaraz zacząłem działać. Przecież nie mogłem aresztować trupa, no nie?

Delikatnie wziąłem go na pannę młodą i szybko zaniosłem do salonu. Z jedynych mebli, które mogłem poświęcić na kibel, była kanapa, więc bez większych ceregieli położyłem pół-żywego złoczyńcę na meblu. Dopiero teraz przy pełnym świetle zauważyłem w jak fatalnym stanie był poszkodowany. Moją uwagę przykuło szczególnie szpetne rozcięcie nad udem. Paskudna rana to mało powiedziane. To gówno trzeba było zszywać jak nic! 

Zacząłem biegać po chacie jak oparzony.

-Igła.. igła, nóż kurwa jego mać, gdzie jest to pierdolone paskudztwo?!

"Paskudztwo" było w mojej szufladzie w sypialni, więc gdy tylko ją dorwałem z powrotem wbiegłem do salonu. Tam było już wszystko. Bandaże, woda utleniona, gaza, plastry i inne gówna. Szybko jeszcze chwyciłem za telefon by zaalarmować służby policyjne jak i ratunkowe, lecz zanim wykręciłem numer spojrzałem na nadal zamaskowanego Stróża.

-Kim ty jesteś...?- szepnąłem sam do siebie i dałem upust mojej ciekawości. Wybrałem telefon na policję i jednym ruchem ściągnąłem maskę. Gdy tylko to zrobiłem usłyszałem głos po drugiej stronie jednak, momentalnie się rozłączyłem. 

Zastygłem nad leżącym i umierającym...moim... Izu..ku.

Poczułem jak łzy napływają do moich oczu a serce na moment staje. Patrzyłem właśnie na twarz złoczyńcy..., którego tak długo szukałem, którego tak bardzo chciałem pojmać, którego tak bardzo... dobrze znałem.

Albo ...raczej nie znałem...?

Trzask upadającego telefonu z mojej ręki, nagle otrzeźwił mój umysł. Wyrwany z transu nie patrzyłem już na twarz chłopaka tylko... na jego rany.

-Ja pierdole Izu... coś ty kurwa zrobił?- mamrotałem pod nosem rozcinając brudny od krwi kostium. Rana na boku była śmiertelna. Wiedziałem o tym. Nie mogłem zadzwonić po pogotowie bo na pewno nie zdąży na czas a nawet jeśli, to po operacji zamkną Izuku w więzieniu! Muszę sam się tym zająć. 

Nightmare Of-Us |bkdkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz