Porwanie

335 12 3
                                    

- Już jestem, mam na imię Hailie - oznajmiłam i wyciągnęłam rękę, która trzęsła się jak flaga na wietrze jednocześnie płacząc.
- Witaj Hailie, ja mam na imię Ben - przestawił się
- Zadzwoniłem na policję, powiedzieli, że nikogo narazie nie widzą ale gdy tylko ich zobaczą dadzą znać.
Usłyszałam dźwięk telefonu Bena, dostał sms'a i zaczął czytać go na głos.
-  Znaleźliśmy jaskinię. Z dwoma martwymi osobami. Okazało się, że w jaskini zostali zabici.. porywacz jest w więzieniu ale dwoje ludzi nie żyje... niestety, przykro nam
Po tym, rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Pana z naszywką na kurtce FBI...
- Dzień dobry, masz na imię Hailie Monet? - zapytałam mnie umięśniony Pań w granatowej kurtce i blond włosach
- Tak to ja - odpowiedziałam płacząc
- Czy wie pani co się - uciął
- Tak, wiem - przerwałam mu
- Czy teraz pojadę do sierocińca?
- Nie..
- Jak to nie?
- Nie wiem jak pani to powiedzieć ale....ma Pani pięciu braci w Ameryce.
- Słucham?! - krzyknęłam nadal szlochając
- Tak, to prawda. Vincent Monet będzie twoim prawny opiekunem. Polecisz do Ameryki do swoich braci.
Był to dla mnie wielkie szok, nigdy nie widziałam swojej matki, a ją pewnie zobaczę u moich pięciu braci!
Myślałam, że zaraz skończy się moje wesołe życie, a tu nagle BUM!! Mam matkę i braci, którzy żyją!!!
Nie będę sierotą mam rodzinę! prawdziwą!!
Zaczęłam się pakować, ale nagle przypomniałam sobie dlaczego w ogóle tam lecę... Mam mamę i braci ale nie mam mojego ukochanego taty i dziadka..i znów wylałam z siebie wodospad łez. Trwało to następne pół godziny. Zaczęłam się uspokajać i dalej się pakować. Następnego dnia już leciałam do moich braci.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że nie zostałam sierotą. W locie na przemian spałam i czytałam Tak przez następne trzy i pół godziny. W końcu pilot oznajmił
- Zostało nam 18 minut do końca lotu, dziękujemy za współpracę.
Teraz zaczęłam się bardzo stresować.
Do tej pory też się stresowałam ale nie aż tak bardzo. Ostatnie minuty zleciały jak sekunda. Gdy wysiadłam zadzwonił mi telefon. Odebrałam.
- Halo?- odezwałam się
- Witaj Hailie jestem twoim bratem. Mam na imię Will. Czekam przy aptece.
Po czym rozłączył się. Nie widziałam żadnej apteki, a też nie znałam amerykańskiego więc zaczęłam rozglądać się wokół. Znalazłam. Stał tam mężczyzna wysoki, w białej koszuli, i miał czarne okulary przeciw słoneczne. Zapewne był to mój brat.
Mój telefon otrzymał jakieś powiadomienie. To SMS od mojego brata Willa. Napisał, że stoimy naprzeciwko siebie. Tak to był on.
Podeszłam do niego.
- Witaj Hailie, dobrze Ci widzieć
Nie zachęcił mnie tym tekstem do rozmowy ale on widocznie chciał mnie ośmielić.
- Mam na imię Will. Twoim opiekunem prawnym jest Vincent, ale coś wypadło mu w pracy, przyzwyczaisz się.
Nadal się nie odzywałam.
Chcesz coś przekąsić czy chcesz pojechać już do domu? - zapytał Will
- Nie jestem głodna - oznajmiłam
- W takim razie choć za mną. Idziemy do auta.
Gdy już wsiedliśmy, przypomniałam sobie o egzaminie. Dziś miały być wyniki. W tej chwili przyszło powiadomienie. To wyniki egzaminu!
Otworzyłam i niedowierzałam 97%!!!
Mogła bym być lekarką!!! Dostałam kolejny SMS. Od Emmy. Nagle uświadomiłam sobie, że już nigdy jej nie zobaczę...Miałam już trysnąć łzami, ale nie chciałam pokazywać jak czuła jestem. Otworzyłam sms'a napisała że dotała 83% z egzaminu i czy możemy to jakoś uczcić...Już nie mogłam trzymać w sobie tej rozpaczy. Wybuchłam płaczem nie zwracając uwagi na brata.
Gdy ten zaniepokojony zapytał
- Co się stało?
- Po prostu.. już nigdy nie zobaczę mojej najlepszej przyjaciółki....z którą...z którą z-z-znam się od przedszkola....
- Oh Hailie wiem, że to trudne ale musisz to jakoś przeżyć..
I wybuchłam jeszcze większym płaczem.

Inna wersja Rodziny Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz