Pod namiotem z zapasami czekała już na nas Donna ze swoją częścią grupy.
— Okej, wiecie co robić. Gizela, pomagaj Amandzie.
Krótkie polecenie poskutkowało niewielkim pośpiechem we wnętrzu małego namiotu. Przez następne około pół godziny bezmyślnie wykonywałam proste czynności, rozgniatałam jagody i tłukłam małym, drewnianym tłuczkiem kawałki niezidentyfikowanego mięsa.
Efektem naszej pracy był spory koszyk wypełniony rulonami z jagodami. Donna podała mi drugi taki, ale pusty i ruszyłyśmy nad palenisko.
Emma stała obok rozpalonego ogniska. Podała każdej z nas drewniany, naostrzony kij. Wzorem reszty, nabiłam na niego jeden rulonik i przytrzymałam go nad ogniem.
— I jak? Podoba ci się tu? — spytała Sarah i usiadła obok mnie.
— Jest okej — powiedziałam. — Trochę inaczej, niż myślałam, ale okej.
— Nie nudzi cię to?
— Nie — zaprzeczyłam. — To jest nawet ciekawe. Zwłaszcza, że nigdy tego nie robiłam.
— Nigdy? — spojrzała na mnie. — Ja zajmowałam się pracami domowymi całe życie.
— Całe życie?
— Aha — obróciła swój patyk i ja zrobiłam to samo. — Myślę, że moje i twoje realia mogą się trochę różnić.
— Skąd pochodzisz? — spytałam.
— Z górnych granic Południa, praktycznie na Wschodzie. Ale moi rodzice są z Zachodu.
Kiwnęłam głową.
— Mieliśmy mały domek tuż przy granicy i trochę pola. W lepszym momencie mieliśmy nawet krowę — opisała. — Moja mama z siostrą zajmowały się uprawami, a ja pracowałam w domu. Nie było łatwo, ale robiliśmy co się dało.
— A czemu odeszłaś? — spytałam ostrożnie.
— Odeszłam razem z siostrą, gdy nasza mama zginęła w nalocie.
— Nalocie? — zdziwiłam się.
Spojrzała na mnie smutno.
— W biedniejszych wsiach ludzie króla czasami robili naloty. Wpadali do wioski, wyciągali z domów wszystkie osoby bez Monety i je zabijali. Ja teoretycznie mogę jeszcze ją znaleźć, a siostrę mama ukryła w piwnicy. Nie miałyśmy nikogo oprócz niej, więc kiedy zginęła, uciekłyśmy.
— Gdzie jest teraz twoja siostra?
— W innym ruchu. Czasami się spotykamy — umilkła.
— Przykro mi. — z każdą historią, którą poznawałam, miałam wrażenie, że moje „trudności" to tylko błahe patyki na drodze, a nie kłody nie do pokonania, jak mi się wydawało.
— A ty? — spytała Sarah.
— Ja mieszkałam niedaleko stąd, w większym mieście. — wcześniej może opisałabym jej moją relację z matką i jak wiele zrobiłabym, by nie musieć tam wracać. Ale przy tym co ona przeżyła moje życie wydawało się sielanką. — Po prostu chciałam walczyć. Nie lubiłam przebywać w domu. — Nie wiedziałam co jeszcze mogę powiedzieć, więc milczałam.
Sarah szybko zmieniła temat na lżejszy, wmanewrowała do rozmowy Amandę i Donnę i nawet nie zauważyłam, gdy wszystkie rulony były już opieczone i rozdane, dookoła zapanował gwar, a my siedziałyśmy przy zgaszonym palenisku. Donna podała koszyk dookoła okręgu i każdy z nas wyjął z niego jeden rulon. Przyjrzałam mu się podejrzliwie.
— Nie bój się, nie otrujesz się — powiedziała Sarah, energicznie wgryzając się w swoje śniadanie. W kąciku jej ust zostało trochę jagód. — Jest to jadalne.
— Co to dokładnie za mięso?
Wzruszyła ramionami.
— To, co grupa Sofie ustrzeli w lesie. Jakieś małe zwierzęta, jak mamy szczęście, to zając. Ona bardzo szybko uciekają.
Niepewnie ugryzłam kawałek i gdy przekonałam się, że nietypowe połączenie nie jest takie złe, połknęłam i wzięłam jeszcze jeden kęs.
— To co robimy teraz? — spytałam.
— Zapasy jagód się kończą, więc część z nas pójdzie zbierać. Trzeba też przygotować ciało do pogrzebu.
— A wiesz kto co robi? — dopytałam.
— Nie wiem. Donna jeszcze nie rozdzieliła zadań.
Dojadłam śniadanie w milczeniu. Donna wstała.
— Okej. Amanda, Gizela, Emma, Sarah. Uzupełnijcie nasze zapasy. Odpowiadacie też za jutrzejszy odbiór. Reszta idzie ze mną.
Emma i Amanda podniosły te dwa kosze, które leżały przy ognisku, a Sarah i ja poszłyśmy do namiotu z zapasami po dwa następne. Spotkałyśmy się w czwórkę na skraju obozu i ruszyłyśmy w las.
Amanda i Sarah pogrążyły się w rozmowie i wydało mi się, że Amanda próbuje przede mną uciec. Albo się wstydziła, albo była nieśmiała.
— Dlaczego tu jesteś? — usłyszałam głos z boku. Czarnowłosa dziewczyna patrzała na mnie przyjaźnie.
— Po prostu chciałam walczyć. Nie lubiłam przebywać w domu — powtórzyłam to, co powiedziałam Sarah. Było mi coraz bardziej wstyd dzielić się swoją historią.
— Ja miałam podobnie — powiedziała Emma. Była ode mnie dużo wyższa, więc patrzała na mnie z góry. — Mieszkałam praktycznie na granicy pomiędzy Północą a Wschodem. Duże miasto. Szczerze, to byłam znudzona. Więc uciekłam i trafiłam tutaj.
— Rzeczywiście podobnie — zgodziłam się z nią. Poczułam się trochę lepiej, że była choć jedna osoba poza mną, której historia nie była tragedią.
— Patrz, jagody! — Emma zboczyła ze ścieżki i kucnęła przy skupisku małych krzaczków.
Podążyłam za nią i zaczęłam zrywać małe jagódki.
***
Usiadłam za ziemi i rozciągnęłam ręce. Cały dzień spędziłam, zbierając jagody, robiąc obiad, pranie i kilka innych rzeczy. Moje ręce zdecydowanie nie były przyzwyczajone do niczego.
Dookoła paleniska zbierało się coraz więcej osób, robiło się też coraz ciemniej. Obok paleniska leżało przykryte płóciennym całunem ciało.
W pewnym momencie, Szary wystąpił przed szereg. Płonący w palenisku ogień oświetlał go, pogłębiając cienie na jego twarzy. Zapadła pełna szacunku cisza.
— Dziś żegnamy naszą przyjaciółkę, Evie — jego głos poniósł się tak, że nawet osoby siedzący z tyłu, w tym ja, słyszały go doskonale. — Przez lata wspomagała nas, pilnując, byśmy mieli w czym walczyć — to był najbardziej poetycki opis jaki usłyszałam, by określić, że ktoś zajmował się praniem. — Niedawno dokonała transferu do grupy obronnej i bohatersko zginęła w swojej pierwszej walce. — Szary uklęknął przy jej ciele i podniósł jej dłoń do góry. Dostrzegłam na jej nadgarstku tylko jedną bliznę.
Szary mocniej chwycił nóż, który od początku ściskał w dłoni i naciął nadgarstek dziewczyny tuż nad poprzednią blizną. Rana w błyskawicznym tempie zabliźniła się, a Szary otarł krew.
Przez chwilę zapanował bezruch, po czym ciało zostało wrzucone do ognia. Płomienie buchnęły w górę, a powietrze po chwili zapachniało paloną skórą i płótnem. Do góry uniósł się dym. Przymknęłam oczy, bo wiatr zwiewał gryzące opary w moją stronę.
Pierwszy w moim życiu, prawdziwy pogrzeb.
CZYTASZ
Moneta
FantasyPrzyszłość - rok 2080. Na świat spadły prawdopodobnie wszystkie możliwe kataklizmy - epidemia, konflikt na miarę III Wojny Światowej, bunt robotów... do wyboru, do koloru. Ludzkość prawie całkowicie znika z powierzchni Ziemi. Klimat diametralnie się...