Stanęłam przed swoimi rzeczami, których nadal nie przepakowałam. Powinnam już dawno mieć je poukładane w specjalnej torbie, na szybko przystosowanej do długich lotów, ale nie zdążyłam się za to zabrać.
Bo całowałam się z Davidem.
Duża część mnie, operująca w kategoriach czarno-białych, bez wahania zmieszała mnie z błotem. Miałam chłopaka, co automatycznie wykluczało całowanie kogokolwiek innego. A zwłaszcza wspólnego przyjaciela.
Jednakże cichy głosik w mojej duszy nawoływał do czegoś innego. Ten malutki fragment mnie czuł, że to, co zrobiłam nie było tak do końca złe. Wiedział coś, czego nie rozumiałam, czego nie chciałam do końca rozumieć.
Wiedział, że wtedy nad rzeką też coś poczułam.
— Gizela, cześć. — Obok mnie zatrzymała się zdyszana Donna z zawiniątkiem w ręce. Pod oczami miała sine worki, chyba znowu się nie wyspała. — To jest twoja suknia na przyjęcie. Przepraszam, że tak późno...
Mówiła coś dalej, ale mój mózg skutecznie wygłuszył jej instrukcje. Kobieta przekazała mi ubranie i odeszła, równie szybkim krokiem, co przyszła.
Myśli ponownie zawirowały mi w głowie, nie potrafiłam na niczym się skupić.
— Nadal się pakujesz?
Odwróciłam się, zaskoczona, i napotkałam wzrokiem postać Barry'ego.
— Tak, nadal. — Odwróciłam się z powrotem. — Żegnałam się z wszystkimi i...
— Spokojnie. Zdążymy. — Ukucnął obok moich rzeczy i zaczął je przepakowywać. Szybko przyklękłam na kolanach obok niego i spróbowałam mu pomóc. Dostrzegłam, że moje ręce się trzęsą.
— Masz czerwone usta — zauważył i przejechał palcem po mojej wardze. — Całowałaś kogoś? Kim jest ten szczęściarz? — dodał sarkastycznie, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że mówi dziwnie serio.
Albo to mój zwariowany umysł coś sobie wyobraża.
Przełknęłam ślinę.
— Nie ma żadnego szczęściarza oprócz ciebie — skłamałam. — I dobrze o tym wiesz. Po prostu się stresuję. — Przygryzłam dolną wargę. — Czasami gryzę wargi, gdy jestem nerwowa.
Chwycił moją twarz w dłonie.
— Gizela, wiem, że dasz sobie radę. Będzie dobrze.
Gdybyś częściej ze mną rozmawiał, wiedziałbyś, że gryzę wargi tylko, gdy kłamię pomyślałam.
— Chyba że potrzebujesz rozproszenia? — Pocałował mnie.
Starałam się zachowywać naturalnie.
— Oczywiście, ale może później. — Delikatnie odsunęłam go od siebie. — Teraz musimy ogarnąć moje rzeczy i wyruszyć. Słońce już zaszło.
Na szczęście chłopak zgodził się ze mną i mogłam w pełni skupić się na swoich rzeczach, starając się uspokoić oddech. Udało mi się w miarę powstrzymać gonitwę myśli, które dynamicznie przeskakiwały od Barry'ego i pocałunku nad rzeką, do czekającego mnie zadania na Wschodzie.
Przerzuciłam torbę przez ramię i zawiązałam dodatkowy pasek wokół talii, który miał ją utrzymać na brzuchu podczas lotu. Przymocowałam również pochwę z mieczem, której dół mogłam przywiązać do nogi, by nie zakłócała mojego balansu w powietrzu i byłam gotowa do drogi. Zerknęłam ostatni raz na tymczasowy obóz, powoli zapadający w sen.
Sięgnęłam po Monetę, ale nie znalazłam jej w kieszeni, w której zwykłam ją trzymać. Przez chwilę byłam bliska wpadnięcia w panikę, po czym zorientowałam się, co stało się z przedmiotem.
CZYTASZ
Moneta
FantasyPrzyszłość - rok 2080. Na świat spadły prawdopodobnie wszystkie możliwe kataklizmy - epidemia, konflikt na miarę III Wojny Światowej, bunt robotów... do wyboru, do koloru. Ludzkość prawie całkowicie znika z powierzchni Ziemi. Klimat diametralnie się...