Epilog

13 3 53
                                    

Teraz

~

5 lat później

Uniosła dłoń, by zapukać. Z głębi domu dobiegło ją głośne „Już idę!" i szybkie kroki, po czym drzwi stanęły otworem.

Mężczyzna na progu uniósł pytająco brwi, widząc ją.

— Nazywam się Delfina — przedstawiła się szybko. Nie była pewna, jak powinna się przywitać, podać mu dłoń, objąć?

Skojarzył ją z samego imienia i podjął decyzję za nią.

— Siostra Gizeli. — Uśmiechnął się do niej krzywo i otworzył ramiona, więc go objęła. — Dużo o tobie mówiła — dodał, gdy się odsunęła.

— O tobie również. — Uśmiechnęła się do Davida szeroko.

— Więc, co sprowadza cię tu po tych wszystkich latach? — spytał, opierając się o framugę. — Chcesz wejść?

Westchnęła, jakby zmęczona.

— Próbowałam pogodzić się z tym, że jej nie ma przez ponad trzy lata — zaczęła i objęła się ramionami. — Ale po czasie zrozumiałam, że...

Nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej dochodzący z wnętrza okrzyk:

— Kochanie, kto to? — Po chwili obok Davida pojawiła się kobieta z rudobrązowymi włosami spiętymi w wysoki kok. Uniosła brew. — Znam cię?

— Jestem Delfina. — Ponowiła prezentację. — Siostra Gizeli — dodała po chwili.

— Och, tej dziewczyny, która zginęła? — Brwi kobiety zjechały do siebie w zmartwionym geście. — Moje kondolencje.

— Dziękuję — odparła, sztywno się uśmiechając. — A ty...?

— Och, jestem Susan. — Uśmiechnęła się delikatnie, jej brwi w końcu się wygładziły. Delfina odnosiła wrażenie, że odpowiadały za większość jej mimiki. Podała jej rękę i dodała: — Żona Davida.

Delfina spróbowała powstrzymać swoją twarz od przybrania zaskoczonej miny, ale nie była pewna, czy jej wyszło.

— Och... gratulacje — odparła, ściskając dłoń Susan.

— Chcesz wejść do środka? Razem z Amandą właśnie upiekłyśmy ciastka. Byłaby przeszczęśliwa, gdyby spróbował ich ktoś oprócz nas. — Zaśmiała się perliście.

— Nie, nie trzeba — odmówiła uprzejmie. — Nie chcę robić problemów.

— Mamo, idziesz? — krzyknęła ze środka mała, może dwuletnia dziewczynka, stając w przejściu.

— Już, kochanie! — Susan na chwilę odwróciła się i posłała jej uśmiech. — Idę do niej, nie będę wam przeszkadzać — dodała w stronę Delfiny i Davida, po czym wróciła do wnętrza domu.

Na chwilę zapadła cisza.

— Chcesz się przejść? — zaproponował David.

Delfina kiwnęła głową i bez słowa dała się poprowadzić w dół zbocza, na którym stał dom.

— Więc — zaczęła w końcu, gdy dłuższą chwilę szli w ciszy. — Widzę, że ułożyłeś sobie życie.

— Tak — westchnął. — Gdy przeżyłem etap depresyjnej beznadziei i przestałem bez przerwy histerycznie płakać, powoli doszedłem do wniosku, że Gizela by tego nie chciała. Więc postarałem się pójść dalej. Spotkałem Susan w idealnym momencie i jakoś udaje mi się żyć.

MonetaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz