LIII

9 4 28
                                    

16 lat temu

Skuliła się w sobie i spuściła głowę.

— Patrz na mnie, jak do ciebie mówię! — krzyknął, chwycił ją za podbródek i szarpnął do góry. — Brudna suka.

Uderzył ją w policzek z otwartej dłoni. Strzeliło jej w szyi, gdy jej głowa odskoczyła w bok.

— Przepraszam — odparła. Przełknęła łzy, bo to jeszcze nie był moment, by się rozpłakać. — Nie chciałam cię urazić.

Prychnął.

— Mogę zrobić nową partię ziemniaków, jeżeli ta jest przesolona — zaproponowała. Dobrze wiedziała, że jeżeli wykorzysta dzisiaj cały miesięczny zapas, to zdenerwuje Richarda jeszcze bardziej, ale przynajmniej odsunie jego gniew w czasie.

A nie mogła liczyć na więcej.

— I tak na więcej cię nie stać. — Odsunął się i splunął jej pod nogi. — I wytrzyj podłogę, brudno tu jak w chlewie.

Sprzątała tu wczoraj, ale i tak odparła:

— Oczywiście.

Mężczyzna odwrócił się i wszedł po wąskich schodach na piętro. Gdyby spytała, zaprzeczyłby i prawdopodobnie dołożył policzek, ale wiedziała, że trzymał wódkę w pokoju i codziennie wypijał kieliszek, gdy wracał do domu. Weszła do kuchni i oparła się o blat. Wzięła głęboki oddech. Kilka łez popłynęło jej po policzkach, ale otarła je. Jeżeli wróci Richard, nie może okazać słabości.

Tylne drzwi otwarły się i do jej spódnicy przyczepił się jej siedmioletni synek. Objęła go z uśmiechem.

— Co ci się stało w policzek? — zapytał.

Dotknęła zaczerwienionego miejsca czubkami palców i kucnęła przed nim.

— Mamusia uderzyła się drzwiami szafki — wyjaśniła. — Chcesz mi pomóc obrać ziemniaki?

— Znowu? — jęknął z niezadowoleniem, ale dostrzegła w jego oczach figlarny błysk. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale wiedziała, że lubił jej pomagać.

Wzięła go na ręce i posadziła na blacie. Dała mu do ręki mały nóż, sama wzięła większy. Nie martwiła się, że potnie sobie palce. Pomagał jej w kuchni, odkąd nauczył się trzymać rzeczy w rękach i dobrze wiedział, jak odchodzić się z nożem.

Czas płynął szybko. On obierał, ona kroiła. Dziesięć minut później nowa porcja ziemniaków stała już na ogniu.

— Dzięki, mały. — Poczochrała mu włosy. On ze śmiechem zeskoczył z blatu, by umknąć jej dłoni. — Wracaj mi tu! — krzyknęła, rozbawiona. On z radosnym piskiem pobiegł przed siebie, rozkładając rączki na boki. W wejściu do kuchni pojawił się Richard, a chłopczyk nie zdążył wyhamować i z całą prędkością uderzył w nogi ojca.

Upadł na pupę. Przez chwilę zszokowany siedział cicho, po czym się rozpłakał. Donna odłożyła nóż i chciała podejść do niego, ale uprzedził ją Richard.

— Uspokój się — rozkazał. Donna wahała się. Z całej siły pragnęła zainterweniować, ale bała się, że rozwścieczy Richarda, a jego gniew odbije się na dziecku. Co prawda jeszcze nigdy nie podniósł ręki na synka, ale... — Uspokój się, ty mała cholero! — krzyknął i kopnął go w brzuch. Chłopczyk poleciał do tyłu i rozryczał się jeszcze bardziej. Donna momentalnie pojawiła się obok. Kucnęła.

— Wszystko w porządku? — spytała delikatnie.

— A czy tobie ktoś pozwolił się odezwać? — syknął Richard. — Odsuń się.

— Nie — odparła stanowczo. Była w stanie znieść naprawdę wiele, by jej dziecko nie wychowywało się w rozbitej rodzinie. Ale nie przemoc wobec niego.

— Powiedziałem odsuń się! — krzyknął, a Donna skuliła się. Nie zmieniła jednak pozycji. — Ty głupia suko! — wrzasnął, kropelki śliny poleciały w jej stronę.

— Mamusiu? — Syn już nie płakał, patrzył na nią zaszklonymi oczami. — Boli — zaskamlał.

— Wszystko będzie dobrze — zapewniła go, uśmiechając się delikatnie. — Wszystko będzie...

— Patrz na mnie, suko, gdy rozmawiamy! — przerwał jej Richard. Podniósł stopę do kolejnego kopniaka, tym razem wycelowanego w nią, ale Donna była szybsza. Odsunęła się razem z dzieckiem do tyłu, stopa jej męża trafiła w powietrze, mężczyzna stracił równowagę.

Posadziła syna pod szafką, uśmiechnęła się do niego i stanęła wyprostowana, zasłaniając go przed Richardem. Jej mina była grobowa.

— Stawiasz mi się?

Uniosła głowę wyżej.

— Nie pozwolę ci tknąć mojego dziecka — odparła pewnie. To prawda, jeszcze nigdy nie postawiła się wobec jego przemocy.

Ale co innego przemoc wobec niej, a wobec jej syna.

— Już ja cię nauczę pokory — wysyczał Richard. Złapał ją mocno za ramię, aż krzyknęła z bólu. Jego kolano wbiło się  w jej brzuch, pociągnął do przodu. Upadła na podłogę, uderzając łokciami w panele. Richard poprawił kopniakiem w biodro.

Zamroczył ją ból, zacisnęła powieki.

— Mamo! — Końcówka słowa przeszła w rozpaczliwy pisk, co momentalnie ją otrzeźwiło. Opierając się o szafkę, podniosła się.

Bolało ją całe ciało, ale to nie miało znaczenia. Obraz dwoił się jej przed oczami, gdy rozglądała się w poszukiwaniu potencjalnej broni.

W jej zasięgu nadal leżał duży nóż, którym kroiła ziemniaki.

Jej syn krzyczał na podłodze. Gdy Richard uniósł stopę do kolejnego kopnięcia, wbiła mu ostrze między łopatki. Mężczyzna zachwiał się.

Wyszarpnęła broń. Mąż odwrócił się i spojrzał na nią z mieszaniną szoku i furii.

— Ty mała, brudna... — Nie dokończył, bo nóż wbił się w jego krtań.

I w jego serce.

W jego płuca.

Raz za razem w klatkę piersiową.

Ramiona. Głowę.

Po chwili leżał przed nią cały we krwi. Nóż sterczał z jego ciała. Podłoga powoli spływała czerwienią, którą przesiąkła jej spódnica.

Jej dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć.

Chwyciła za ramiona synka, który patrzył na nią oczami rozszerzonymi ze strachu.

— Idź stąd — powiedziała, patrząc na niego poważnie. — Idź, kochanie, wyjdź na dwór.

Kiwnął głową, nadal nie odrywając od niej przerażonych oczu. Puściła go, na jego ubraniu pozostały czerwone odciski jej dłoni. Wyszedł przez tylne drzwi, zostawiając na schodach krwawe ślady bosych stóp.

Donna opadła na pięty i wpatrywała się w ciało Richarda. Kiedy do jej kuchni wbiegli sąsiedzi, zaniepokojeni zakrwawionym ubraniem jej syna, ona nadal siedziała w tej samej pozycji. Gdy rzucili ją na podłogę i skrępowali ręce za plecami, nazywając mordercą, nie wydała z siebie ani jednego odgłosu.

Przed oczami nadal miała ciało swojego męża i sterczący z niego nóż, którym go zabiła.


MonetaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz