XLIV

22 4 104
                                    

Dzisiaj jeden z moich ulubionych rozdziałów, przeczytałam go z trzy razy i nadal jestem zachwycona, a to chyba dobry znak :D

W rozdziale macie zaznaczone, gdzie najlepiej odtworzyć piosenkę z mediów. Jeżeli nie chcecie, aby się przerwała, polecam puścić ją oddzielnie na Youtube lub Spotify albo czytać na stronie internetowej.

Bez przedłużania, zapraszam!

***

Położyłam ciężki pakunek na ziemi i rozciągnęłam zesztywniałe ramiona. Miałam nieustanne dziwne wrażenie, że koszula zaraz zjedzie mi z barków przez dwa rozcięcia na wysokości skrzydeł, które stworzyłam z pomocą Sarah i pary nożyczek, jeszcze zanim opuściliśmy bazę na Północy. Nie uśmiechało mi się ciągłe niszczenie ubrań.

Droga minęła mi w miarę szybko, dopóki miałam ciasno zaciśnięte powieki i szłam kurczowo wczepiona w ramię Barry'ego, by nie przewrócić się po drodze. Próbowałam iść normalnie, ale widok śnieżycy po prostu mnie przytłaczał, a wizja ponownego duszenia się śniegiem za bardzo mnie przerażała.

Uogólniając, wizja duszenia się czymkolwiek mnie przerażała.

Gdy słońce zbliżało się już do linii horyzontu, rozbiliśmy tymczasowy obóz. Miałam teraz może godzinkę na odpoczynek i już niedługo ja i Barry wyruszaliśmy dalej, na Wschód.

Oczywiście zamierzałam wykorzystać ten czas, by się z wszystkimi pożegnać i nie opuścić obozu z zaskoczenia, z poczuciem, że czegoś nie zrobiłam.

Zostawiłam plecak tam, gdzie stał i ruszyłam na poszukiwania Sarah.

Obóz rozbiliśmy niedaleko wodospadu, który skutecznie zagłuszał wszelakie odgłosy, po których ktoś mógł nas znaleźć, ale z równie zabójczą efektywnością utrudniał rozmowę. Rudowłosa była akurat zajęta rozkładaniem obozowiska razem z Donną i Drew, niedobitkami niegdyś licznej grupy.

— Gizela! — Sarah zauważyła mnie momentalnie, rzuciła to co robiła i mocno mnie przytuliła. — Och, będę tęsknić!

Zaśmiałam się, ale czułam, że już zaczynam się rozklejać.

— Spokojnie, jeszcze nie umieram — odparłam. — Zobaczymy się później.

— Tak, wiem. — Odsunęła się i spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem. — Ale kurde, uważaj na siebie.

Przytuliła mnie jeszcze raz i wyszeptała mi do ucha:

— Robię co mogę w sprawie Emily, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu. Porozmawiamy na przyjęciu.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, odsunęła się i zrobiła miejsce Donnie, która prawie że wydusiła ze mnie powietrze.

— Powodzenia! — powiedziała, kiwając się lekko na boki. Jej szalik połaskotał mnie w brodę.

— Dzięki — wykrztusiłam. Donna poluźniła uścisk. — Zrobię co mogę — dodałam.

Puściła mnie i spojrzała na mnie z dumą.

— Nie zabij się — mruknął Drew.

— Dzięki — zaśmiałam się, uświadamiając sobie, że była to pierwsza konwersacja, jaką z nim przeprowadziłam. — A tak w ogóle — dodałam, nachylając się do niego konspiracyjnie. — Sarah bardzo cię lubi.

Rudowłosa spiekła buraka, a ja pomachałam jej z przebiegłym uśmiechem ręką i oddaliłam się, by porozmawiać z Charlie.

Znalazłam ją niedaleko, ćwiczącą pchnięcia z Raven. Uderzenia były proste, nie mające na celu skrzywdzenia przeciwnika, a jedynie wypracowanie techniki. Julia stała obok nich i posyłała strzały w odległe o kilka metrów drzewo.

MonetaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz