— Jak wygląda Północ? — spytałam, gdy szliśmy główną ulicą miasteczka. Aby przeżyć na Północy potrzebny był specjalny ekwipunek. W tym mieście było na pęczki miejsc, które oferowały taki sprzęt, ale tylko trzy, których właściciele należeli do ruchu i udostępniali innym członkom wyposażenie.
— Śnieg, zimno... więcej śniegu — odparł Barry i pomachał przechodzącym po drugiej stronie ulicy Sarah i Emily.
Również im pomachałam. Emily zdawkowo kiwnęła głową w naszą stronę, a Sarah akurat patrzyła w drugą stronę. Brunetka dźgnęła ją łokciem w bok i wskazała nas palcem. Rudowłosa energicznie do nas pomachała.
— Bardzo specyficzne informacje — odparłam ze śmiechem. Trzecia grupa składała się z Sofie i Eliany, przedstawicielki Zachodu, ale one były gdzieś w drugiej części miasta.
Jego wąskie wargi rozciągnęły się w uśmiechu.
— Jeżeli chcesz bardziej specyficznych informacji, zapytaj Davida — powiedział. — On jako jedyny z nas tam był.
— David? — zdziwiłam się. — Akurat jego się nie spodziewałam.
— Co nie?
Na chwilę zapadła cisza.
— Mówiąc o Davidzie — podjęłam po chwili. — Wiesz, że zaproponował mi przejście do jego grupy? Co o tym myślisz?
— Cóż... — Zerknął na mnie. — Widziałem was kilka razy, jak ćwiczyliście i muszę przyznać, że dobrze ci to idzie.
Odwróciłam wzrok, by ukryć rumieńce.
— Dzięki.
— Więc według mnie, możesz się śmiało przenosić. Tylko wybłagaj Donnę, żeby cię puściła. — Zaśmiał się.
Również się zaśmiałam i na tym rozmowa się skończyła, bo weszliśmy do sklepu. W środku byłam głównie milczącym obserwatorem, z racji tego, iż ani nie znałam żadnego z tajnych, opororuchowych haseł, ani absolutnie nie znałam się na sprzęcie, którego potrzebowaliśmy.
Droga powrotna upłynęła mi na utrzymaniu balansu, który ciężka torba przerzucona przez ramię skutecznie mi zaburzała. Z tego co wiedziałam, każda para, która wybrała się do miasta, załatwiała ekwipunek dla pięciu osób — Emily i Eliana zaopatrywały się same. To wręcz smutno brzmiało, jak mało nas zostało.
Z tego co wcześniej zauważyłam, w torbie na pewno były grube kurtki, rękawiczki i tego typu rzeczy oraz coś na kształt maski, która była w stanie zasłonić nos i usta. Jeszcze nie spytałam o nie Barry'ego, głównie dlatego, że walczyłam z zadyszką.
Moje myśli, które i tak dość swobodnie pływały między tematami, od razu skojarzyły imię Barry'ego i płynnie przeskoczyły do wczorajszego wieczoru. Aż się zarumieniłam i musiałam odwrócić wzrok.
Z tego co zrozumiałam, mogłam go teraz nazywać... swoim chłopakiem? Byliśmy parą?
Już widziałam miny dziewczyn, jak się o tym dowiedzą.
Chociaż w sumie... to może nie być za dobry pomysł, bo następnego dnia cały obóz będzie gadać. A było o czym. Nadal pamiętałam dotyk jego ust na skórze.
Ponownie musiałam odwrócić twarz, bo moje policzki pokrył rumieniec.
Starałam się powstrzymać swoje myśli od zbaczania w tą stroną, dopóki szliśmy razem. Pożegnałam się z nim w miejscu, gdzie poprzednia grupa porzuciła torby z ekwipunkiem i poszłam w stronę namiotu, gdzie miałam posłanie.
W środku siedziały Charlie, Sarah i Raven, w drugim końcu namiotu widziałam Emily, a tuż przy wejściu — Julię.
— Gizela! — Charlie pomachała na mnie dłonią. — Chodź no tu!
CZYTASZ
Moneta
FantasyPrzyszłość - rok 2080. Na świat spadły prawdopodobnie wszystkie możliwe kataklizmy - epidemia, konflikt na miarę III Wojny Światowej, bunt robotów... do wyboru, do koloru. Ludzkość prawie całkowicie znika z powierzchni Ziemi. Klimat diametralnie się...