Rozdział 11

220 7 0
                                    

Siedziałam obok Jaydena na ćwiczeniach ze statystyki. Próbowałam rozwiązać jedno zadanie, które szło mi opornie. Nigdy nie byłam dobra z matmy, ale zawsze sobie jakoś radziłam. Jednak statystyka na studiach prawniczych to była jedna wielka pomyłka.

– Nie wytrzymam – westchnęłam. – Tego się nie da rozwiązać.

– Przecież to łatwe – oznajmił chłopak, zapisując kolejne równania.

– To jest pojebane. W ogóle na chuj nam statystyka na prawie? – zapytałam zirytowana.

– Żebyś umiała logicznie myśleć – oznajmił, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.

Szybko się speszyłam i powróciłam do zadania. Próbowałam ponownie się w nie wczytać i na spokojnie rozwiązać. Jednak po raz kolejny mi się to nie udało.

– Pierdolę, nie robię – powiedziałam zrezygnowana, rzucając długopisem na ławkę. Prawdopodobnie zbyt głośno, bo zwróciłam tym uwagę profesora, który podniósł na mnie wzrok znad stosu papierów leżących na jego biurku.

– Pani Jones, widzę, że jest pani chętna do rozwiązania zadania. Zapraszam do tablicy. Pokaże pani, jak powinno się je wykonać – oznajmił miło wysoki, chudy mężczyzna z okularami na nosie. Wyczułam jednak ironię w jego głosie.

– Kurwa... – szepnęłam, tak że tylko Jayden to słyszał.

Spojrzałam na bruneta z przerażeniem, a ten jedynie lekko się uśmiechał. Posłałam mu złowrogie spojrzenie i niepewnie ruszyłam w stronę tablicy.

Trzymając arkusz z zadaniem, chwyciłam pisak i udawałam, że w skupieniu czytam zadanie. Nic nie rozumiałam z tego pierdolenia. Czas mi się dłużył, a w klasie nastała wyjątkowo niezręczna cisza. Moje serce zaczęło bić zdecydowanie szybciej, a dłonie zaczęły mi delikatnie drżeć.

– Przepraszam, panie Robertson – usłyszałam niski, dobrze mi znany głos – ale właśnie dostałem pilnego maila, że razem z Nicole mamy się natychmiast zjawić w gabinecie rektora. Chodzi o sprawy związane z kołem prawa karnego – powiedział Miller, a ja automatycznie przeniosłam na niego wzrok, marszcząc brwi.

– Oh... Dobrze. W takim razie możecie iść – powiedział jasnowłosy mężczyzna, a lekki szok pojawił się na mojej twarzy.

Byłam zdezorientowana, bo przecież nie byłam w żadnym kole, ale z drugiej strony poczułam też ogromną ulgę.

– Pani Jones – zwrócił się do mnie profesor, kiedy szłam w stronę drzwi. Przystanęłam i odwróciłam się na pięcie, aby na niego spojrzeć. – Następnym razem proszę uważać na słowa.

Na mojej twarzy automatycznie wyskoczył rumieniec.

Skinęłam jedynie głową, po czym opuściłam salę, podążając za brunetem. Chłopak trzymał moją torebkę i delikatnie się uśmiechał.

– Co to było? – zapytałam, kiedy odeszliśmy spory kawałek od klasy, w której mieliśmy zajęcia. – Ja nie jestem w żadnym kole.

– Ja też nie. – Wzruszył ramionami.

– To na chuj ta cała szopka? – zapytałam, marszcząc brwi.

– A chciałaś dostać ataku paniki przed wszystkimi? – zapytał, a mnie zatkało.

Zrobił to dla mnie?

– No właśnie – powiedział po chwili ciszy.

– Będziemy mieć problemy, jeśli Robertson się dowie, że nie należymy do koła.

– Załatwię to. W końcu mam ojca prawnika – powiedział dumny z siebie.

– To jest twój argument na każdą głupotę, jaką zrobisz? – prychnęłam. – Okłamałem profesora? Mam ojca prawnika. Uciekłem z zajęć? Mam ojca prawnika. Ćpałem? Mam ojca prawnika – wyliczałam, sprawiając, że na twarzy bruneta pojawił się szeroki uśmiech. – Zabiłem człowieka? Mam ojca prawnika.

The Rules We Broke. Dylogia Rules #1 [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz