Rozdział 19

289 12 2
                                    


Jayden

Stałem pośrodku tej jebanej uliczki, a z oczu płynęły mi słone łzy. Ryczałem, jak dziecko, bo pozwoliłem jej odejść. Pozwoliłem odejść jedynej osobie, która wniosła do mojego życia, coś czego nawet nie potrafiłem nazwać. Jakby nową energię, która sprawiła, że budzenie się rano stawało się łatwiejsze. Poranna kawa smakowała lepiej. Wykłady stały się ciekawsze. A życie nabrało sensu. Wszystko było lepsze do momentu aż tego nie spierdoliłem.

Jak zwykle musiałem się wpierdolić tam, gdzie mnie nie chcą. Jak zwykle musiałem kogoś skrzywdzić. Bo przecież Jayden Miller potrafi tylko krzywdzić ludzi i nic więcej. Niszczyć wszystko, co stanie mi na drodze. Do tego zostałem stworzony. Zepsuty do szpiku.

Mogłem usunąć się wcześniej. Mogłem się nie odzywać. Mogłem siedzieć cicho i obserwować. Ale nie. Oczywiście jestem samolubny i zawsze muszę dostać to, czego chcę. A chciałem jej.

Nicole Jones wparowała do mojego życia, jak tornado. Tamto popołudnie, kiedy weszła mi pod koła mojego samochodu, wspominałem każdej nocy. Ta burza czerwonych włosów nawiedzała mnie codziennie we śnie. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie nagadała mi tak, jak ona wtedy.

Każdy boi się mnie postawić, bo przecież jestem zły. Kryminalista, z grubą kartoteką. Ale ona się nie bała. Nawrzeszczała na mnie i oskarżyła mnie o nieznajomość przepisów, mimo że to ona nie patrzyła wtedy pod nogi. I normalnie bym się wściekł, bo przecież to ja zawsze jestem obwiniany o najgorsze, nawet jeśli nie ma w tym mojej winy, ale wtedy było inaczej. Byłem zaskoczony. Nie bała się mnie. Prawdopodobnie nie wiedziała nawet kim jestem, dlatego nie bała się mnie postawić i to sprawiło, że mnie zaintrygowała. Zaciekawiła. Pragnąłem ją poznać.

Kiedy odeszła myślałem o niej przez cały czas. Spóźniłem się przez nią do pracy. Dwa razy pomyliłem zamówienia. A kiedy w końcu udało mi się otrząsnąć zobaczyłem, jak wchodzi na salę. Myślałem, że dostałem już omamów. Ale nie. Ona była prawdziwa i zmierzała do baru.

Normalnie nie wierzę w tarota, w znaki zodiaku ani inne pierdolenie. Ale tamto spotkanie nie mogło być przypadkiem. Mogę stwierdzić, że to było przeznaczenie. Tak myślałem, ale wtedy zaczęło się wszystko psuć i moje przypuszczenia trafił szlag.

Ona była inna. Jeszcze żadna kobieta nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak Nicole. Była pewna siebie. Nie bała się mi przeciwstawić. Nie bała się odmówić. Nie bała obrazić.

W końcu postanowiłem ją pocałować. Musiałem sprawdzić, jak smakuje. I, cholera, przysięgam, że nigdy z nikim nie czułem tego, co z Nicole tamtego wieczoru. To było inne. Wyjątkowe. Jedyne w swoim rodzaju.

W swoim życiu byłem w kilku związkach, ale żaden z nich nie był oparty na prawdziwej miłości. To były przelotne relacje, oparte na zaspokojeniu pragnienia seksu i wzajemnej bliskości. Nie było tam żadnego zobowiązania tylko czysta zabawa. I nie przeszkadzało mi to.

Kiedy doświadczasz rozwodu własnych rodziców ciężko ci uwierzyć w prawdziwą miłość. Kiedy twoim wzorcem jest ciągła kłótnia i nienawiść. Płacz i rozpacz. Kłamstwa i nieszczere obietnice.

Nie zliczę, ile razy siedziałem pod drzwiami sypialni mojej mamy i słuchałem jej płaczu po kłótni z ojcem. Ile razy słuchałem ich kłótni po nocach, kiedy myśleli, że śpię. Ile razy musiałem wysłuchiwać kłamstw mojej mamy, że nie przyjedzie do Nowego Jorku na moje urodziny, bo pracuje, mimo że tak naprawdę nie chciała widzieć się z ojcem.

To wszystko ukształtowało mnie na takiego, jakiego wtedy byłem. Bez uczuć. Bez zobowiązań. Bo, jak mogłem obiecać komuś miłość i wierność, kiedy moi rodzice udowodnili, że są to tylko puste słowa. Nic nie znaczące. Miałem zasady, którymi się kierowałem w życiu. A jedna z nich brzmiała: „Nie przywiązuj się do dziewczyn".

The Rules We Broke. Dylogia Rules #1 [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz