Valencia.
Wymknęłam się z mieszkania Declana, kiedy było już grubo po pierwszej. Chłopaki na dole spali jak zabici co umożliwiło mi swobodne wydostanie się. Nie chciałam przebudzić się w łóżku Declana wiedząc, że na pewno czułabym się niezręcznie, a on miałby to kompletnie w dupie. Wolałam uniknąć niezręczności i po prostu wyszłam nie zostawiając po sobie ani śladu. Może pomyśli, że to był tylko sen i sobie odpuści.
W domu mama i Cloe również spały, dlatego ja poszłam do swojego pokoju i starałam się zasnąć, lecz myśli o tym co Cloe robiła ze swoim życiem po prostu nie dawały mi spokoju. Wiedziałam, że będę musiała z nią porozmawiać, bo to nie było normalne. Zaczęłam myśleć, że wymyśliła sobie chłopaka, a po nocach chodzi do klubów. Do tego nie pisze ze swoim chłopakiem tylko z mężczyznami, którzy chcą się spotkać. Ta myśl rozwalała moje serce, ale innej możliwości nie było. W dodatku jeszcze istniała Catherine, której wciąż nie powiedziałam o Daltonie, który ją zdradza.
Z tymi myślami siedziałam do trzeciej aż w końcu udało mi się zasnąć, jednak nawet we śnie dręczyły mnie niechciane myśli.
W szkole oczywiście przypomniałam sobie o sprawdzianie na, który się nie przygotowałam, dlatego od razu umówiłam się na termin poprawy. Mallory i Colin mieli inną lekcję przez co znajdowali się w innej części liceum. Nie przyszli, jednak na stołówkę, dlatego zgadywałam, że się migdalili. Nie o tym, jednak myślałam. Musiałam powiedzieć Catherine, a to właśnie z nią zostałam sama przy stoliku. Wzięłam głęboki wdech i włączyłam dłonie na stole.
─ Catherine? ─ blondynka spojrzała na mnie znad swojego telefonu i jogurtu, który jadła.
─ Hm?
─ Muszę ci coś powiedzieć. ─ przymknęłam powieki, bawiąc się palcami. Nie dam rady.
─ Przespałaś się z Declanem. ─ bardziej stwierdziła niż zapytała. Otworzyłam szeroko oczy niedowierzając w jej głupi rozum.
─ Co? Nie! Boże, nie, tylko nie to. ─ zaczęłam energicznie kręcić głową, bo wątpiłam, żeby kiedykolwiek do tego doszło. Nie dopuściłabym do tego.
─ A szkoda. Myślałam, że już go puknęłaś. ─ zignorowałam to, że w ogóle o tym myślała i wróciłam do tematu, który zaczęłam.
─ Chodzi o Daltona. Musisz o tym wiedzieć. ─ dziewczyna przewróciła oczami zapewne myśląc, że znów chcę ją nastawić przeciwko blondynowi. Cóż, po części tak było. ─ Musisz mnie wysłuchać. Wiem, że ci się to nie spodoba i pewnie mi nie uwierzysz, ale po wszystkim możesz się go zapytać. ─ tak naprawdę nawet ja nie miałam pewności, ale z jakiegoś powodu uwierzyłam w słowa Declana i tak oto wylądowałam przed Catherine z złą wiadomością.
─ Mam już dość twojej niechęci do niego, ale dobra, mów. ─ uśmiechnęłam się pokrzepiająco i odchrząknęłam.
─ Dalton nie jest ci w pełni lojalny. Dowiedziałam się, że, kiedy nie jesteście razem, on chodzi do klubów i sypia z innymi laskami. ─ Catherine upuściła łyżeczkę na stół, która wydała z siebie charakterystyczny brzęk, a niektórzy nawet odwrócili się w naszą stronę co blondynka zignorowała. Zgasiła telefon, odkładając go na bok.
─ Znowu próbujesz mnie z nim skłócić? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? ─ zmarszczyła brwi zakładając ręce na piersi, ale w jej oczach widziałam zwątpienie. Wiedziała, że nie mogła być pewna.
─ Nie ja go widziałam. Tylko Declan. ─ Catherine wydęła usta, a potem wstała, odsuwając z agresją krzesło, które zaszurało po ziemi. Zaczęła iść szybkim i twardym krokiem w stronę wyjścia ze stołówki, a ja biegłam za nią. Szła tak szybko, że co chwilę musiałam do niej podbiegać. Jej wyraz twarzy był spokojny, a jednocześnie wojowniczy. Taką Catherine kochałam, choć przez ostatnie miesiące nieco ukryła prawdziwą siebie. Nie zmieniło to jednak faktu, że w każdej wersji siebie była wspaniała. ─ Catherine, gdzie idziesz? ─ zapytałam zdezorientowana. Kiedy Catherine była zła to już nic jej nie uspokoi.
CZYTASZ
Devilish Enemy || #1 Bad Secrets
RomanceValencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło.Tam spotyka przystojnego chłopaka, który zaprasza ją na imprezę gdzie odbędą się nielegalne wyścigi samochodowe, w których będzie...