ROZDZIAŁ 12

7.9K 201 87
                                    

Valencia.

Rano unikałam Declana jak ognia. Byłam przygotowana na to, że zacznie mi wypominać wczorajszą sytuację jednak wolałam tego uniknąć. Kiedy się obudziłam Declana już nie było. Leżałam na kanapie przykryta czarnym kocem, a chłopak robił coś w kuchni i choć to on pomógł mi poprzedniego dnia to uważam, że nie byłby zdolny do takiego małego czynu jak przykrycie mnie kocem. Matt owszem.

Podparłam się na łokciach wychylając zza oparcia kanapy chcąc zobaczyć co robi ciemnowłosy. Naprawiał coś przy rurach w kuchni odwrócony do mnie plecami. Powoli zrzuciłam z siebie koc i usunęłam nogi na podłogę. Wstałam i po cichu podreptałam do drzwi frontowych nie martwiąc się o buty leżące dosłownie niedaleko nich. Uchyliłam drzwi wyczuwając jak chłopak się odwraca, więc szybko wyskoczyłam na podwórko i pobiegłam dom chowając się za ścianą. Słyszałam otwierane drzwi, które po kilku minutach zostały zamknięte z trzaskiem. Wyszłam ze swojej nowej kryjówki jednak Declan chyba spodziewał się takiego ruchu i stał oparty o ścianę z założonymi rękami i wpatrywał się we mnie jak wyłaniam się zza budynku. Poczułam się jak najgłupsza osobą na świecie, bo dałam się nabrać. Oczywiste było to, że Declan nie odpuściłby gdyby nie dowiedział się co spowodowało otworzenie drzwi.

─ Mieliśmy umowę, że zostajesz tutaj. Gdzie się wybierasz? ─ Nie zmienił pozycji za to jego wzrok był intensywniejszy niż zazwyczaj. Stałam przy samym końcu domku, a Declan przy drzwiach, które znajdowały się może z trzy metry ode mnie.

─ Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Czy to jakiś problem? ─ Zapytałam z wyrzutem.

─ Absolutnie nie. Będziesz sobie wdychać powietrza ile chcesz, ale dopiero wtedy gdy nie będzie tu tego świra. ─ Oznajmił z stanowczością. Prychnęłam kręcąc głową z fałszywym uśmieszkiem.

─ Nie będziesz mi dyrygować. Jeszcze jeden raz mi rozkażesz, a wyjadę stąd na drugi koniec Ameryki i tobie nic do tego. ─ Syknęłam.

─ Myślę, że stęskniłabyś się po jednym dniu. ─ Uśmiechnął się szyderczo odbijając od drewnianej ściany.

─ Ty w ogóle nie mylisz. Wracaj naprawiać rury.

─ Kto tu komu rozkazuje. ─ Parsknął jednak posłusznie wrócił do domku, a ja wyjęłam telefon odczytując wiadomość.

Nieznany:

Sprawdź samochód.

Zmarszczyłam brwi nie do końca siedząc o co chodzi. Wzrokiem odnalazłam samochód Declana i trzy pozostałe z tyłu. Podeszłam do czarnego Alpine'a Declana obchodząc go z każdej strony. Do jednej z szyb została przyklejona karteczka samoprzylepna z jakimś napisem.

Dziś o 18 masz sprawić przyjemność Rune'owi inaczej nie skończy się to dla ciebie dobrze. Ostatni termin.

Spojrzałam w niebo z smutną miną. Dziś wieczorem będę musiała to zrobić choć bardzo się boję. Nie chcę iść na kolejny pogrzeb, a to jedyny sposób, żeby tego uniknąć. Zerwałam karteczkę z szyby targając ją na małe kawałeczki obserwując jak lecą sobie niewinnie na trawę. Lepiej, żeby nikt tego nie widział, a znając Declana pewnie zacząłby grzebać w koszu. Wróciłam do domku z pochmurnym nastrojem. Declan wciąż coś robił w kuchni a, że mi się nudziło stwierdziłam, że zadam mu parę pytań. Weszłam do kuchni zatrzymując się w progu.

─ Gdzie reszta? ─ Declan odwrócił się w moją stronę i zlustrował mnie obojętnym wzrokiem.

─ Pojechali do sklepu po żarcie. ─ Oznajmił wracając do swojej pracy.

─ Dlaczego nie pojechałeś z nimi? ─ Dopytywałam. Gdyby go tu nie było miałabym czas na zwiedzenie całego domu, który wydawał się być dość ciekawy.

Devilish Enemy || #1 Bad Secrets Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz