rozdział 24

1.7K 44 4
                                    

JAMES

Telefon spadł mi na podłogę.

-Nie...nie..nie...nie NIE!!!!- krzyknąłem.

Zacisnąłem pięść i jak najszybciej ruszyłem w stronę pokoju Lory.

-LORA!!!!- zacząłem krzyczeć i z większą siłą niż sobie wyobrażałem kopnąłem drzwi od pokoju Lory.

-Ty suko!-krzyknąłem.

Podeszłem do niej i wziąłem ją za szyję.

-J...J..James puść mnie...-zaczęła mówić.

-Ty pierdolona dziwko jak mogłaś zabić moją żonę! Ja głupi uwierzyłem w twoje beznadziejne kłamstwa, ty kłamałaś a ona potrzebowała pomocy!
A teraz się przyznaj, że to zrobiłaś no śmiało.

-N..n..no d..dobra to ja, zrobiłam to dlatego,że to ja powinnam być twoją żoną, dziewczyna która ma brązowe włosy, nosi obcisłe dżinsy, białą bluzkę i czarną bluzę. A ty się zakochałeś w jakiejś Lucy, która ma czarne włosy, oczy jak azjatki, nosi szerokie bluzy, spodniczki, dresy, szerokie dżinsy, jakieś topy ona jest brzydka!

Zacząłem mocniej przyciskać jej ręce do gardła.

-Jeszcze raz ją obrazisz lub powiesz coś na jej wygląd to cię zabije, a nie wiesz już to zrobie.
-JOHN!! JOHN!!- zacząłem krzyczeć.
Po chwili w pokoju Lory zjawił się John.

-Bierz ją, chyba wiesz co z nią zrobić!

-Tak szefie-odpowiedział.

Rzuciłem ją do Johna. On po chwili zabrał ją do mojej firmy mafijowej.

Ja natomiast pojechałem jak najszybciej do szpitala.

Gdy dotarłem z całej siły pobiegłem do doktora.

-Doktorze! Doktorze!- zacząłem krzyczeć na cały szpital.

Po chwili zjawił się doktor.

-Co się stało?-zapytał.

-Gdzie leży Lucy?-odpowiedziałem mu.

-W kostnicy-rzekł.

-Błagam mogę ją zobaczyć proszę....-zacząłem błagać.

Nagle za sobą usłyszałem dziewczęcy głos, obróciłem się i biegła jakaś dziewczyna a za nią John.

-Lucy! Lucy!-ktoś krzyczał.

Ktoś nagle zaczął do mnie gadać.

-Ty draniu co zrobiłeś Lucy, doktorze co się stało i gdzie jest Lucy?!-zaczęła mówić.

-Kobieto kim ty w ogóle jesteś odejdź od mojej żony!-krzyknąłem.

-Żony?- zaczęła się śmiać- człowieku jestem Alice a Lucy to moja najlepsza przyjaciółka od serca, znamy się praktycznie od piaskownicy, więc nie opowiadaj głupot. Przeszukałam wszystkie szpitale w mieście, i został mi tylko jeden więc Lucy musi być tu-powiedziała.

-A skąd wiesz że Lucy leży w szpitalu może tu jej nie ma?-odpowiedziałem chamsko.

-Po pierwsze sam mówiłeś, że tu jest, bo uznałeś ją za swoją żonę, a po drugie dzwoniła mi wiesz jak mówiła?! I mówiła, że musi zadzwonić do kogoś i powiedzieć ostatnie słowo, ale to nie czas na wytłumaczenia. Gdzie jest Lucy?!- krzyknęła.

-LUCY NIE ŻYJE!!-krzyknąłem.

-Co...-nagle ucichła.

-Doktorze wracając do naszej rozmowy, błagam mogę ją zobaczyć? Proszę...

-Dobrze-odpowiedział.

Zaprowadził mnie do kostnicy.

Na takim łóżku była przykryta białym prześcieradłem.

Natychmiast do niej podbiegłem. Uklękłem na podłogę i położyłem swoją głowę na jej brzuch.

Z łzami w oczach odkryłem białe prześcieradło z jej głowy.

Leżała blada, miała suche usta i była nie przytomna.

Bardzo chciałem żeby się obudziła, lecz nie było to możliwe.

-L..L..Lucy b..błagam obudź się nie zostawiaj mnie samego, nie przeżyję bez ciebie,rozumiesz nie przeżyję-powiedziałem z łzami w oczach.

Popatrzyłem na jej twarz i stopy które wystawały. Całe jej ciało było blade i oziębione.

Zdjąłem z siebie marynarkę i ją przykryłem.

Nagle wszedł doktor.

-Proszę wyjść bardzo proszę- rzekł doktor.

-Błagam mogę tu zostać nie chcę jej zostawić samej za to co zrobiłem to wszystko moja wina, gdybym odkrył co Lora planuje nigdy bym jej nie pozwolił z nami zamieszkać-zacząłem siebie obwiniać.

-Pańska żona napewno by panu wybaczyła, ale nie chciałaby pana widzieć obwiniającego się za to co pan nie zrobił-rzekł doktor.

-Ja?! Ja?! Nic nie zrobiłem?! Gdy miała siniaka nie poszłem po apteczkę tylko poszłem spać nic nie zrobiłem! Uwierzyłem jakieś popierdolonej Lorze która nie spadła ze schodów tylko usiadła, a gdy ją zaniosłem wtedy moja żona spadła ze schodów,jeszcze obwiniałem ją za to czego nie zrobiła, wyobraża pan sobie jak ona cierpiała?! Ja obiecałem jej, że będzie przy mnie bezpieczna, że krzywda się jej nie stanie, a kto ją skrzywdził? no kto? ja! ja!- krzyczałem, a łzy mi zlatywały z oczów jedna po drugiej.

-Ja panu, niestety, nie pomogę, lecz gdybym mógł bym pomógł, ale poprosił bym by pan wyszedł dobrze?-rzekł doktor.

Z wielką nie chęcią jeszcze raz popatrzyłem na Lucy i wyszłem.

Szłem korytarzem zapłakany, nie patrzyłem gdzie idę, John do mnie mówił, lecz ja na to nie reagowałem.

Gdy wyszłem ze szpitala zaczął padać deszcz. Powiem szczerze miałem wywalone czy pada czy nie.

-Szefie proszę wsiąść do auta przeziębi się pan-powiedział.

-Muszę nad czymś pomyśleć-odpowiedziałem mu i udałem się na nocny spacer w deszczową noc.

Idąc sobie cały czas prosto, cały mokry co chwile miałem przed sobą uśmiechniętą twarz Lucy w białej sukience z rozpuszczonymi,falowanymi czarnymi włosami.

Nagle zadzwonił telefon.
Popatrzyłem w telefon;

Od John.

Nie chciałem odebrać, lecz coś mnie jednak kusiło by odebrać, więc odebrałem.

-Szefie dobrze, że odebrałeś mamy wieści o Lorze-powiedział.

-Co?! Czego się dowiedziałeś mów?!- krzyknąłem.

-Ernest żyje ona miała z nim układ, prawdopodobnie pomogła mu gdy umierał-powiedział.

-Co?! Takiego!

po prostu mnie pokochajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz