Rozdział IX- przesadnie drogi szampan

380 11 6
                                    

Po jego słowach do sali wpadło 15 facetów w czarnych garniturach, nic nie pozostawiało wątpliwości że są uzbrojeni i nie mają pokojowych zamiarów. Obstawiam że nie miało to na celu masowego morderstwa, tutaj chodziło o kasę, drogie zegarki, kluczyki do wypasionych samochodów i masę biżuterii. Na moje nieszczęście ja i Adrien staliśmy od razu na wprost drzwi więc nic dziwnego że oczy tych typów spoczęły jako pierwsze na naszej dwójce. Kiedy staliśmy tak w chwilowym milczeniu a nasze oczy znalazły kontakt wzrokowy te kilka chwil wystarczyło aby cała nasza 10 stanęła teraz na przeciw instuzom. No 11 bo obstawiam że Adrien nie miał zamiaru odpuszczać i zostawić mnie samej sobie w takiej sytuacji. Jak na sygnał my jak i ludzie Rydera wyciągnęliśmy i odbespieczyliśmy bronie i w tym momencie każdy celował do każdego, co gorsze to oni mieli przewagę liczebną chociaż skoro są tu moi bracia może i nawet cała 5 to nie jesteśmy w takiej dupie. Szczerze jednak wolałabym ich nie mieszać bo sytuacja nie należy do najprostrzych.

-Drodzy Państwo przecież nie chcemy aby nasi goście zostali uszkodzeni, może opuście te bronie i załatwcie to po męsku hmm.- Powiedział Ryder dalej stoją na tej pieprzonej mównicy, ten idiota chyba nic sobie nie robił z powagi sytuacji i tego co tu odstawił.- Oczywiście przepraszam za wyrażenie nasze piękne panie, odłóżcie bronie a moi chłopcy zrobią to samo i tym biednym ludzie nie stanie się krzywda.- Dodał prześmiewczo obierając łokcie na blacie a na dłoniach brodę przekrzywiając ją w niby nie winnym geście.
Może jego słowa brzmiały idiotyczne ale miały odrobinę sensu, więc jako pierwsza zabezpieczyłam spowrotem broń i zaczęłam ją chować na miejsce.

- Zgłupiałaś?!- Wrzasną Adrien patrząc na mnie zdezorientowany.

-Nie chcemy tu niepotrzebnych ofiar. - Wytłumaczyłam oschło nie obdarowywując go nawet spojrzeniem, a te dalej miałam wbite w człowieka stojoncego przedemną.
Mimo że go nie znałam to nie spuszczałam z niego wzroku aby mieć pewność że nie zaskoczy mnie gdy tylko oderwę wzrok i że również odłoży broń na jej miejsce. Nawet nie mogę opisać ulgi, którą poczułam gdy reszta mojej ekipy zrobiła to samo co ja, a potem ludzie Rydera poszli w nasze ślady.

-Może zaczniemy ten cyrk.- Zaproponował jeden z facetów i znowu jak na sygnał walka się zaczęła, ludzie którzy nie znaleźli swoich przeciwników uciekli gdzieś w tłum zostawiając swoim koleżką zapewne pole do popisu. Walka była zacięta, w większości wypadków wyrównana wymiana ciosów, niektórzy nawet wspomogli się scyzorykami gdy nie radzili sobie własnymi częściami ciała. Oczywiście sprawy nie ułatwiał biegający, przerażony tłum plątających nam się pod nogami. Oczywiście drzwi do sali zostały zamknięte od wewnątrz więc nikt z zewnątrz nie mógł się tu od tak dostać, a ci z wewnątrz nie mieli drogi ucieczki. Akcja trwała już prawie 30 minut, Ryder widząc że jego ludzią coś nie idzie za łatwo wreszcie ruszył swoje cztery litery i sam wziął udział w swojej idiotyczne zabawie, niestety nie tak jak my byśmy tego chcieli. Ten bydlak wziął sobie zakładniczkę do szantarzowania nas.

-Odpuscie albo ta ślicznotka będzie mieć szpetną szramę na szyi. - mówił to coraz mocniej przyciskając nóż do jej skóry aż dziewczyną pisnęła.

-Zostaw ją błagam, zapłacę Ci.- Zaczął mężczyzna, którego ledwo widziałam przez ramię Rydera bo akurat stałam za nim, ale sam głos wystarczył abym wiedziała przez kogo są wypowiadane błagania. Jego posiadaczem był nie kto inny jak wujek Monty, a więc dziewczyną przytrzymywaną przez Rydera musiała być Maya. Moja ulubiona ciocia Maya, jej życie było zagrożone więc musiałam coś wymyślić żeby jej pomóc. Na moje szczęście stałam na tyle blisko bufetu żeby sięgnąć do metalowego wiaderka z lodem i wyciągnąć butelkę jakiegoś przesadnie drogiego szampana. Musiałam zrobić to na tyle cicho i szybko żeby ani Ryder ani jeden z jego ludzi nie zwrócił na mnie uwagi. Kiedy mi się to udało szybkim i zdecydowanym krokiem poszłam w stronę tego idioty w między czasie poprawiając chwyt na szyjce butelki. Bez wachania zamachnełam się nad jego głową i mocno udeżyłam. Siła z jaką cisnęłam butelką sprawiła że szkło momentalnie pękło raniąc nie tylko Rydera ale i mnie w rękę i szyję odłamkami tłuczonego szkła. W jedną sekundę Ryder jak długi runą na ziemię, Monty podbiegł do roztrzęsionej May, a ja teatralnie upuściłam szyjkę pozostałą po butelce i wyzywająco spojrzałam na ludzi i ich miny na widok nie przytomnego szefa. Ku mojemu zdziwieniu nie wyglądali na zmartwionych czy wystraszonych, wręcz przeciwnie każdy z nich rzucił mi zadziorny i kpiarski uśmiech. Ich reakcja sprawiła że moja mina nieco zżędła i zmarszczyłam brwi na ich następny ruch. Każdy z nich z pod marynarki wyciągną coś na wzór maski tlenowej, nagle pod moimi nogami znala się puszka następnie, z której zaczął wydzielać się dym, który powodował u mnie silne duszności i w lekkim stopniu uniemożliwiał widzenie. Udało mi się dostrzec 2 facetów zbierających Rydera z ziemi i jednego, który podbiegł do mnie z tyłu i wstrzykną coś w szyję, dalej już coraz gorzej mi się oddychało i wzrok z każdą chwilą mi się pogarszał. Udało mi się zrobić jeszcze kilka kroków do przodu, pamiętam jeszcze ból po stuknięciu z czymś twardym i Adriena krzyczącego moje imię. Dalej już nic tylko ciemność, zimno i zero jakich kolwiek dźwięków.

_____________________________________

Jeśli ktoś miałby pomysł lub poprostu chciałby zobaczyć coś w następnych rozdziałach zachęcam do pisania w kom swoich propozycji co może się wydarzyć jestem otwarta na wszelkie pomysły:)

30.12.2023

•Rodzina Monet Ostatnia gra• cz.3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz