Rozdział XIX - Pan Monet

292 13 4
                                    

-Chwile, ale jak to nie było? To w takim razie co się stało i czemu czuje się jakby głowa miała mi zaraz eksplodować?

- No cóż- Will kucając przy mnie na trawie, podrapał się po karku i spojrzał nieobecnie na ziemię wyglądając jakby przypominał sobie tamto zdarzenie.

-Will, wszystko okej?- zapytałam po chwili gdy brat nadal się do mnie nie odzywał.

-Tak, wszystko jest dobrze malutka.- odpowiedział dalej z pustym wzrokiem, utkwionym w trawę pomieszaną z mchem o soczystym zielonym odcieniu.

-To powiesz mi co się tutaj, ze mną  stało?-zapytałam, a zaraz po tym spróbowałam się podnieść. Udało mi się tylko dźwignąć na łokcie bo w głowie trochę mnie ćmiło, a obraz był lekko rozmazany, ale powoli wracał do swojej naturalnej postaci, chociaż nawet i to nie powstrzymało mnie od zmiany pozycji na powiedzmy siedzącą, z opartym ramieniem i głową o fotel, oczywiście zwróconą przodem do mojego ulubionego brata.

-Jechaliśmy leśną drogą aby uniknąć jak największej liczby samochodów w razie jakby ktoś był w stanie nas rozpoznać.- oznajmił - chwilę po tym jak zasnęłaś do ochroniarza napisał Adrien, z poleceniem żeby się nigdzie nie zatrzymywać bo jest jakiś przełom w sprawie i nie ma na co czekać, dlatego cię nie budziłem na postój, który mieliśmy sobie razem zrobić. Kiedy byliśmy kilka metrów od bramy wjazdowej na teren organizacji, zadzwonił Adrien i powiedział aby natychmiast zawracać bo są tam Vincent i świata trójca co więcej właśnie wchodzili do budynku.

-Co to ma do mojego bólu głowy oraz tego że napędziłam Ci stracha?-zapytałam unosząc jedną brew bo jakoś nie łączyło mi się to w całość. Może lepiej bym to zinterpretowała gdyby nie to że mózg działał mi na zwolnionych obrotach.

-Ochroniarz musiał wykonać na tyle szybki manewr na wąskiej drodze że trochę nami zatrzęsło tam z tyłu, a tobą malutka w szczególności. Samochodem tak zakołysało że bezwładnie uderzyłaś głową o szybę i to tym samym miejscem co w szpitalu, kiedy w szpitalnej łazience znalazł cię Tony. -wyjaśnił, teraz już intensywnie patrząc się w moje oczy i co chwilę przenosząc wzrok na bok głowy, którym to przywaliłam w samochodową szybę.

- Zdziwiłem się że to cię nie obudziło i od razu sam zacząłem to robić, ale bez skutku, więc kazałem się ochroniarzowi zatrzymać bo jadąc rozpędzonym samochodem, pomoc w takiej sytuacji była trochę trudna malutka.

- Aha, czyli dlatego jesteśmy w lesie?

-Dokładnie tak.

-A ile tu już siedzimy?

-Jakieś cztery godziny licząc znalezienie tej polany.

- Dobermany dalej tam siedzą że nie możemy jechać już  do Organizacji?

-Jakie dobermany?-Zapytał Will z drwiną bo chyba domyślał się o kogo mi chodzi, ale sam chciał usłyszeć odemnie wyjaśnienie.

- Vinc, Dylan i bliźniacy, rzecz jasna.

-To tak, dobermany dalej tam siedzą i próbują wymusić ustalenie gdzie jesteś, ale z uwagi że to nie pierwsze twoje zniknięcie i nie pierwsza prośba o ustalenie tego, to członkowie nie chcą już się w to bawić i poświęcać na to czas bo każdy jest pewne wtajemniczony plan Adriena.

-To nie jest tylko jego plan, zapewna pomaga mu ojciec Maji i jeszcze dwóch innych facetów, to oni odpowiadają za akcję przeprowadzane przez obecnych rekrutów, którym jakby nie było dalej jestem. A teraz z innej strony- zagadnęłam marszcząc brwi
- w takim razie dlaczego śniło mi się że wjechało w nas auto?

-Nie wiem Hailie, ale naprawdę dużego stracha mi napędziłaś.

-Wiem Will, ale teraz musimy zająć się sprawą organizacji.

•Rodzina Monet Ostatnia gra• cz.3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz