Rozdział XII - czerwień pozostała na palcach

368 15 16
                                    

- Wynoś się stąd w tej chwili, ale to już! - Warkną Will wchodzą szybkim i burzliwym krokiem do pomieszczenia przy tym łapiąc Adriena za kołnierz koszulk. -Chyba na korytarzu wyraziliśmy się jasno co do twoich odwiedzin naszej... siostry.
- nigdy jeszcze w życiu nie widziałam mojego ulubionego brata tak wkurwionego i żeby nazwanie mnie siostrą przyszło mu z takim trudem. Gdybym była tą małą bezbronną Hailie na takie coś od Will'a zareagowałabym płaczem, ale w tej sytuacji nie mogłam liczyć że nie będzie czuł do mnie urazy za kolejne zniknięcie w moim wykonaniu i to na dodatek w współpracy z Santanem, którego chyba teraz każdy z moich braci za samo spojrzenie na mnie z checią ukręcili kark.

-Will proszę zostaw go, on chciał mnie tylko przeprosić za to wszystko. - Powiedziałam licząc że opanuje swoje emocje, zostawi go w nie naruszonym stanie i da opuścić moją salę. - proszę. -Pisnęłam posyłając w jego kierunku błagalne spojrzenie.

-Wybacz Hailie że tak to powiem, ale w tej chwili się zamknij bo nie mam zamiaru teraz cię sluchać, a tym bardziej robił co chcesz.- Te słowa zdecydowanie nie tylko mnie zbiły z tropu każdy z pozostałej 4 braci i Adrien otworzyli szeżej oczy niedowierzając co tu właśnie zaszło.

- Okej, czyli tak stawiasz sprawę.- Szepnęłam, ale nie na tyle cicho żeby Will tego nie usłyszał i spuściłam wzrok gdzieś na podłogę. NIGDY, ale to nigdy nie spodziewałam się takiego odzewu w moim kierunku od ulubionego brata więc nie czekając nawet minuty dłużej wstałam z łóżka i mimo zawrotów głowy, które mnie nawiewiedziły może od zmiany położenia, a może od nadmiaru emocji ruszyłam w kierunku wyjścia.W tym momencie mało mnie to interesowało, priorytetem dla mnie było opuszczenie pomieszczenia i pójście jak najdalej od tego cyrku.

-Gdzie się wybierasz droga Hailie?-zagadną Vincent i automatycznie wszystkie oczy przeniosły się na mnie, która ledwo trzymała się na nogach, ale starałam się trzymać pozory mimo że co chwilę przed oczami mi ciemniało, a potem momentalnie obraz wracał na swoje miejsce.
Nic nie odpowiadając dalej ruszyłam w stronę obleganych przez całą 4 drzwi i dość brutalnie przecisnełam się przez nich. Miałam wrażenie że poszło mi to za łatwo, jakby mieli wywalone co zamierzam zrobić więc boso wyszłam na korytarz i odwróciłam się żeby nawiązać kontakt wzrokowy z Vincentem, który intensywnie się we mnie wpatrywał.

-Wypisać się na żądanie.-odparlam, a po tym ruszyłam przed siebie znikając za zakrętem. Nie widzą mnie już, pomyślałam i pchnęłam drzwi od łazienki kierując się do jej rogu. Odparłam się plecami o ścianę pokrytą zimnymi kafelkami i automatycznie z większą niż planowałam siłą zjechałam w dół, a moją głowa jak na zawołanie przylgnęła do sąsiadującej ściany. Nie do końca wiem jak długo znajdowałam się w takiej pozycji, ale kiedy odzyskałam świadomość poczułam jak coś ciepłego i mokrego spływało po moich włosach, szyi i ramieniu. Moja ręka powędrowała w tamtą stronę, kiedy dotknęłam cieczy i uniosłam dłoń na wysokość oczu zobaczyłam krew prawdopodobnie cieknącą z mojej głowy. Chyba kiedy opadła mi żeby ją oprzeć to trochę za mocno przyłożyłam nią w kafelki, a ból fizyczny zmieszał się z tym emocjonalnym dlatego nic nie poczulam. Moja reakcja na to mogła zdziwić wiele osób, większość by panikowała i odrazu udał się po pomoc, mi natomiast było już wszystko jedno co się ze mną dzieje. Przymknęłam jeszcze na chwilę oczy żeby jakoś nastawić się do wstanie i pójście po wypis, nie do końca jednak wiem ile trwała ta moja chwila bo obudziło mnie nie przyjemne uczucie pieczenia na policzku. Z niechęcią otworzyłam oczy żeby zobaczyć co jest tego przyczyną i zobaczyłam Tony'ego szczypiącego mnie właśnie w policzek, a kiedy zorientował się że patrzę na niego chociaż średnio kontaktującym wzrokiem zaczął mnie podnosić i przeklną gdy zobaczył krew na ścianie, szybko przytknął mi dłoń do boku głowy i znowu zaczął klnąć na widok czerwieni pozostawionej na jego palcach po zetknięciu z raną. Wtedy już wziął mnie na ręce i wyniósł z łazienki kierując się zapewne do sali, a po drodze krzycząc do kogoś że mnie znalazł i żeby wezwał lekarza do sali. Tony szedł szybko, ale jego ramiona pozostawały stabilne aby mną nie bujało i tym samym nie pogarszało mojego stanu. Chociaż w tym momęcie mój stan zdrowia był najmniej ważną rzeczą dla mnie i nawet jakby Tony mnie teraz upuścił to szczerze,nie zrobiło by mi to większej różnicy. Nic już nie robiło mi różnicy, no może poza rozmową z braćmi, ale na to chyba nie mam co liczyć w najbliższym czasie.

14.01.2024

•Rodzina Monet Ostatnia gra• cz.3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz