Dzięki temu że łazienka była stosunkowo blisko mojej sali Tony'emu nie zajęło długo dotarcie tam. Po przekroczeniu drzwi zbliżył się do łóżka i najdelikatniej ja umiał położył mnie na nim, a kiedy znalazłam się już w pozycji leżącej zdobyłam się na wykorzystanie tych resztek siły i otworzyłam lekko oczy żeby spojrzeć na osobę, która właśnie wbiegała do pomieszczenia.
- Przepraszam. -wyszeptałam słabo, ale na szczęście Will, który to właśnie wbiegał tutaj zdołał to usłyszeć. - Przepraszam Will. -wydusiłam następnie zamknęłam oczy i po prostu słuchałam co się dzieje wokół mnie. Wiedziałam że mój ulubiony brat do mnie podszedł , pocałował w czoło i pogłaskał mnie po głowie akurat przejeżdżając w miejscu krwawienia. Usłyszałam jeszcze jak mnie przeprasza, ale nie do końca wiedziałam za co bo wszystkie dźwięki zaczęły się zlewać w jedność, ale o dziwo nie chaotyczną lecz uspokajającą.
Z racji że byłam już po studiach medycznych wiedziałam że taki stan jest spowodowany utratą siły, ciepła i krwi. Obrażenie nie było na tyle poważne, aby spowodować poważniejszy uszczerbek na zdrowiu niż ból głowy i może wszystko zakończy się na paru szwach więc nie było tak źle żebym musiała zabawić tutaj dłużej niż 5 dni. Za jakiś czas się obudziłam, a w pokoju nikogo nie było co dało mi odrobinę ulgi bo na pewno nie byłam gotowa na rozmowę, z którymkolwiek z braci zapewne domagających się wyjaśnień. Minęło już 5 godzin i do mojej sali nie weszła żadna znajoma mi osoba jedynie pielęgniarki zmieniające mi kroplówkę, pytające o samopoczucie i nakłaniające do zjedzenia czegoś, ale ja nie miałam ochoty wkładać teraz czegoś do ust. To wszystko poszło za daleko, moje zniknięcia, relacja z Santanem, sytuacja na balu tego jest za dużo, to wszystko jest dla mnie za dużo i może właśnie przekonałam się na własnej skórze że sprawy organizacji mnie przerastają, że faktycznie się nie nadaję. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, a na jego ekranie zobaczyłam nieznany numer lecz coś podkusiło mnie aby go odebrać co okazało się nie głupim posunięciem bo po drugiej stronie usłyszałam znajomy mi głos.-Cieszę się że odebrałaś perełko i mam nadzieję że uda nam się porozmawiać, a może nawet skorzystasz z mojej propozycji.-powiedział Adrien, którego to głos usłyszałam po odebraniu połączenia.
-Jaka znowu propozycja, do cholery przez ostatnią twoją propozycję musiałam opuścić braci i przez prawie pół roku nie dawałam znaku życia.-wydarłam się na tyle głośno że pielęgniarka zajrzała do mojej sali żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku, ja w odpowiedzi lekko się uśmiechnęłam i pokiwałam głową na znak że wszystko w porządku.
-Ta akurat może ci się spodobać, dotyczy ona zakończenia tego cyrku wokół ciebie i twojej rodziny.-odparł nieco tajemniczo, ale jednak zdecydowanie co nawet na odległość wyczułam.-Chyba wiesz o co mi chodzi, chcę raz na zawsze zakończyć zamieszanie wywołane działaniami Rydera Hardy'ego.
-Jak miało by to wyglądać w twoim mniemaniu, mielibyśmy go zabić?-prychnęłam, a w odpowiedzi dostałam głuchą ciszę, która dobitnie sugerowała że właśnie takie założenie ma plan Adriena.-muszę to przemyśleć, daj mi proszę 2 dni i zadzwonię do ciebie z podjętą decyzją.
-Niestety 2 dni to za dużo, czas nas bardzo goni.-odparł nieco zmęczony i westchną.-mogę ci zaoferować tylko 12 godzin, a po tym czasie do ciebie zadzwonię i będę oczekiwać jasnej decyzji.
-Dobrze, do usłyszenia. -odpowiedziałam i się rozłączyłam, a może 10 sekund później ktoś podszedł do drzwi mojej sali i następnie je otworzył.
Do pomieszczenia wszedł Will, który miała spuszczony wzrok i jeśli mam być szczera wyglądał jakby nie przespał góra 3 noce z rzędu, nie do końca wiedziałam dlaczego się do mnie nie odzywa, a tym bardziej nie patrzy.
-Will, wszystko dobrze?-zapytałam bo coś w nim nie pozwalało mi pozostać obojętną na to co się dzieje. Po moich słowach on szybko podniósł oczy, w których momentalnie pojawiły się iskierki i coś na wzór ulgi.
-Wystraszyłaś mnie malutka tym swoim zniknięciem z samolotu, tym jak walczyłaś na balu i potem jak przez godzinę nie wracałaś.-powiedział teraz mocno przyciskając mnie do siebie jedną dłonią trzymającą za tył głowy, a drugą pomiędzy łopatkami.-Tak bardzo cię przepraszam za to co do ciebie powiedziałem, ale byłem tak zły gdy się dowiedziałem że cały czas byłaś tak blisko nas a żaden się nie zorientował i na dodatek o wszystkim wiedział Santan.
-Nie Will, to ja powinnam cię przepraszać za kolejne zniknięcie, za to że nie podeszłam do was na tym cholernym balu, że nie dawałam wam żadnego znaku życia. - załkałam bo wreszcie kiedy znajdowałam się w ramionach ulubionego brata mogłam wyrzucić z siebie to co ciążyło mi tak długo.
-To nie jest twoja wina Hailie, ty tylko robiłaś to co ci kazali.
-Jak możesz na mnie patrzeć i mówić że nic nie jest tu moją winą, powiedz mi proszę jak Will !? Znowu zniknęłam, znowu nie dawałam znaku życia, a kiedy znajdowaliśmy się w jednym pomieszczeniu nawet nie miałam odwagi do was podejść na tym głupim balu, co ze mnie za siostra.-załkałam jeszcze mocniej co chwilę krztusząc się swoimi łzami, które teraz leciały jak rzeka.
-Chwila, czyli ty wiedziałaś od początku że jesteśmy na tym balu i specjalnie nie podeszłaś?-zapytał lekko się odsuwając się tak aby widzieć moja twarz.-Powiedz mi co się z tobą działo przez ten czas, proszę malutka bo nawet chyba nie wiesz jak bardzo chce ci pomóc, ale najpierw muszę zrozumieć.
-Czyli Adrien, ani organizacja nic wam nie powiedziała?
-Co ma do tego organizacja Hailie, przecież to Adrien za tym stoi.
-Czyli nic nie wiecie.-westchnęłam i spuściłam wzrok na podłogę, a potem znowu przeniosłam na brata.-To może powiedz co wiecie, a ja dopowiem?-zaproponowałam widząc na twarzy Will'a mieszaninę zmieszania, złości i zmęczenia wynikającego prawdopodobnie z tych nieprzespanych nocy, ale mimo to widziałam tez ciekawość i determinację do dowiedzenia się prawdy o tym co tak naprawdę zaszło.
CZYTASZ
•Rodzina Monet Ostatnia gra• cz.3
Teen FictionJest to kontynuacja mojej drugiej historii •Rodzina Monet dotrzeć do prawdy• Gdy dorosła już Hailie miała wróci do braci po małych wakacjach, w samolocie przed wylotem dosiada się do niej ktoś, z ofertą nie do odrzucenia. Ten ruch niestety wiąże się...