Rozdział XIII -Ciekawość i determinacja.

371 14 2
                                    

Dzięki temu że łazienka była stosunkowo blisko mojej sali Tony'emu nie zajęło długo dotarcie tam. Po przekroczeniu drzwi zbliżył się do łóżka i najdelikatniej ja umiał położył mnie na nim, a kiedy znalazłam się już w pozycji leżącej zdobyłam się na wykorzystanie tych resztek siły i otworzyłam lekko oczy żeby spojrzeć na osobę, która właśnie wbiegała do pomieszczenia.

- Przepraszam. -wyszeptałam słabo, ale na szczęście Will, który to właśnie wbiegał tutaj zdołał to usłyszeć. - Przepraszam Will. -wydusiłam następnie zamknęłam oczy i po prostu słuchałam co się dzieje wokół mnie. Wiedziałam że mój ulubiony brat do mnie podszedł , pocałował w czoło i pogłaskał mnie po głowie akurat przejeżdżając w miejscu krwawienia. Usłyszałam jeszcze jak mnie przeprasza, ale nie do końca wiedziałam za co bo wszystkie dźwięki zaczęły się zlewać w jedność, ale o dziwo nie chaotyczną lecz uspokajającą.
Z racji że byłam już po studiach medycznych wiedziałam że taki stan jest spowodowany utratą siły, ciepła i krwi. Obrażenie nie było na tyle poważne, aby spowodować poważniejszy uszczerbek na zdrowiu niż ból głowy i może wszystko zakończy się na paru szwach więc nie było tak źle żebym musiała zabawić tutaj dłużej niż 5 dni. Za jakiś czas się obudziłam, a w pokoju nikogo nie było co dało mi odrobinę ulgi bo na pewno nie byłam gotowa na rozmowę, z którymkolwiek z braci zapewne domagających się wyjaśnień. Minęło już 5 godzin i do mojej sali nie weszła żadna znajoma mi osoba jedynie pielęgniarki zmieniające mi kroplówkę, pytające o samopoczucie i nakłaniające do zjedzenia czegoś, ale ja nie miałam ochoty wkładać teraz czegoś do ust. To wszystko poszło za daleko, moje zniknięcia, relacja z Santanem, sytuacja na balu tego jest za dużo, to wszystko jest dla mnie za dużo i może właśnie przekonałam się na własnej skórze że sprawy organizacji mnie przerastają, że faktycznie się nie nadaję. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, a na jego ekranie zobaczyłam nieznany numer lecz coś podkusiło mnie aby go odebrać co okazało się nie głupim posunięciem bo po drugiej stronie usłyszałam znajomy mi głos.

-Cieszę się że odebrałaś perełko i mam nadzieję że uda nam się porozmawiać, a może nawet skorzystasz z mojej propozycji.-powiedział Adrien, którego to głos usłyszałam po odebraniu połączenia.

-Jaka znowu propozycja, do cholery przez ostatnią twoją propozycję musiałam opuścić braci i przez prawie pół roku nie dawałam znaku życia.-wydarłam się na tyle głośno że pielęgniarka zajrzała do mojej sali żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku, ja w odpowiedzi lekko się uśmiechnęłam i pokiwałam głową na znak że wszystko w porządku.

-Ta akurat może ci się spodobać, dotyczy ona zakończenia tego cyrku wokół ciebie i twojej rodziny.-odparł nieco tajemniczo, ale jednak zdecydowanie co nawet na odległość wyczułam.-Chyba wiesz o co mi chodzi, chcę raz na zawsze zakończyć zamieszanie wywołane działaniami Rydera Hardy'ego.

-Jak miało by to wyglądać w twoim mniemaniu, mielibyśmy go zabić?-prychnęłam, a w odpowiedzi dostałam głuchą ciszę, która dobitnie sugerowała że właśnie takie założenie ma plan Adriena.-muszę to przemyśleć, daj mi proszę 2 dni i zadzwonię do ciebie z podjętą decyzją.

-Niestety 2 dni to za dużo, czas nas bardzo goni.-odparł nieco zmęczony i westchną.-mogę ci zaoferować tylko 12 godzin, a po tym czasie do ciebie zadzwonię i będę oczekiwać jasnej decyzji.

-Dobrze, do usłyszenia. -odpowiedziałam i się rozłączyłam, a może 10 sekund później ktoś podszedł do drzwi mojej sali i następnie je otworzył.

Do pomieszczenia wszedł Will, który miała spuszczony wzrok i jeśli mam być szczera wyglądał jakby nie przespał góra 3 noce z rzędu, nie do końca wiedziałam dlaczego się do mnie nie odzywa, a tym bardziej nie patrzy.

-Will, wszystko dobrze?-zapytałam bo coś w nim nie pozwalało mi pozostać obojętną na to co się dzieje. Po moich słowach on szybko podniósł oczy, w których momentalnie pojawiły się iskierki i coś na wzór ulgi.

-Wystraszyłaś mnie malutka tym swoim zniknięciem z samolotu, tym jak walczyłaś na balu i potem jak przez godzinę nie wracałaś.-powiedział teraz mocno przyciskając mnie do siebie jedną dłonią trzymającą za tył głowy, a drugą pomiędzy łopatkami.-Tak bardzo cię przepraszam za to co do ciebie powiedziałem, ale byłem tak zły gdy się dowiedziałem że cały czas byłaś tak blisko nas a żaden się nie zorientował i na dodatek o wszystkim wiedział Santan.

-Nie Will, to ja powinnam cię przepraszać za kolejne zniknięcie, za to że nie podeszłam do was na tym cholernym balu, że nie dawałam wam żadnego znaku życia. - załkałam bo wreszcie kiedy znajdowałam się w ramionach ulubionego brata mogłam wyrzucić z siebie to co ciążyło mi tak długo.

-To nie jest twoja wina Hailie, ty tylko robiłaś to co ci kazali.

-Jak możesz na mnie patrzeć i mówić że nic nie jest tu moją winą, powiedz mi proszę jak Will !? Znowu zniknęłam, znowu nie dawałam znaku życia, a kiedy znajdowaliśmy się w jednym pomieszczeniu nawet nie miałam odwagi do was podejść na tym głupim balu, co ze mnie za siostra.-załkałam jeszcze mocniej co chwilę krztusząc się swoimi łzami, które teraz leciały jak rzeka.

-Chwila, czyli ty wiedziałaś od początku że jesteśmy na tym balu i specjalnie nie podeszłaś?-zapytał lekko się odsuwając się tak aby widzieć moja twarz.-Powiedz mi co się z tobą działo przez ten czas, proszę malutka bo nawet chyba nie wiesz jak bardzo chce ci pomóc, ale najpierw muszę zrozumieć.

-Czyli Adrien, ani organizacja nic wam nie powiedziała?

-Co ma do tego organizacja Hailie, przecież to Adrien za tym stoi.

-Czyli nic nie wiecie.-westchnęłam i spuściłam wzrok na podłogę, a potem znowu przeniosłam na brata.-To może powiedz co wiecie, a ja dopowiem?-zaproponowałam widząc na twarzy Will'a mieszaninę zmieszania, złości i zmęczenia wynikającego prawdopodobnie z tych nieprzespanych nocy, ale mimo to widziałam tez ciekawość i determinację do dowiedzenia się prawdy o tym co tak naprawdę zaszło.

•Rodzina Monet Ostatnia gra• cz.3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz