Rozdział X -cyrk na kółkach

384 16 6
                                    

Z czasem zaczęłam odzyskiwać świadomość, pod powiekami widziałam zmieniające się światło, czułam że jestem gdzieś przekładana. Nawet powoli odzyskiwałam słuch, ale nadal nie mogłam otworzyć oczu. Powieki ciążyły mi na nich i mimo że z całych sił starałam się je podnieść nic mi na to nie pozwalało. Kiedyś usłyszałam rozmowę, a właściwie ostrą wymianę zdań. Chociaż znałam te głosy to nie umiałam ich nikomu przydzielić z tego co kojarzę skończyła się na jakiś rekoczynach wnioskując po odgłosach szamotaniny, krzykach że to nie czas i miejsce na takie pokazy, ale pewnego razu znowu usłyszałam czyjś głos.

- Oh Perełko, tak bardzo cię przepraszam że Cię w to wplątałem. Mam nadzieję że niedługo się obudzisz i uda nam się porozmawiać, chyba że do tego czasu Twoi bracia skręcą mi kark za przychodzenie tutaj.- po tym jak mnie nazwał wiedziałam że te słowa kierował Adrien ... bezpośrednio do mnie, a ja nie mogłam odpowiedzieć.
Za jakiś czas znowu coś usłyszałam, tym razem był to ktoś inny.

- Kiedy się obudzisz będziesz miała wiele do wyjaśnienia dziewczynko i na pewno dziadek Vinc Ci tego nie podaruje. Tęsknimy za tobą nawet nie wiesz jak bardzo.

Po tych słowach coś się zmieniło bo udało mi się wreszcie lekko otworzyć oczy. Zobaczyłam białą salę, zapewne szpitalną bo z moim szczęściem po takiej akcji jak na balu mogłam trafić jedynie właśnie tutaj.
Koło łóżka, na którym leżałam stała szafka mająca na tabliczce moje nazwisko. Stwierdziłam że otworzę pierwszą szufladę i zajrzę co tam wsadzili. Zobaczyłam tam mój telefon i ładowarkę. Cieszyłam się że ten pierwszy leżał akurat a wyciągnięcie ręki i bez większych problemów wyciągnęłam go, akurat miał 15 % baterii więc z wykonaniem jednego udanego połączenia powinien dać sobie radę.

* * *
Perspektywa Adriena😏

Siedziałem właśnie na zdecydowanie najważniejszym w życiu dla mnie spotkaniu organizacji i zostało ono zwołane z mojej inicjatywy, a przynajmniej takiej wersji trzyma się większość z siedzących tutaj osób. W żeczywistości po zdradzeniu Hailie wtedy na balu i tym samym powiadomieniu o tym że była wśród nas na balu i na dodatek ja o tym wiedziałem narobiłem sobie sporych problemów nie tylko u Charlsa za zaszkodzeniu w ten sposób misji to jeszcze u całej rodziny Monet. To akurat mnie w żadnym wypadku nie dziwi, w końcu jako członek rodziny i to w dodatku jej głowa mająca od lat wspólne interesy z Monetami zatajałem od 5 miesięcy miejsce pobytu jej członka. Nie skłamałbym jeśli powiedział nawet że najważniejszego. Dlatego zwołanie nadprogramowego zebrania było konieczne w mniemaniu Charles'a, Vincenta i moim w pewnym stopniu też. Aktualnie sprawy miały się dość burzliwie, sala podzieliła się na dwie strony, ta która twierdziła że włączanie Hailie w sprawy organizacji bez zgody i wiedzy Vincenta jest absolutnie nie dopuszczalne, a przyjęcie jej jako rekruta na szkolenie to istny cyrk na kółkach, oczywiście na czele stał sam Vincent Monet. No i druga z Charls'em na przodzie twierdzącą że była to konieczność, a przy tym bardzo dobre i przyszłościowe posunięcie z ich strony. Zabawne było to że ja jako najpierw uważany za sprawcę tego incydentu i problemu teraz zostałem całkowicie wyłączony z dyskusji i poprostu siedziałem przy stole obserwując ten cyrk z boku. Niespodziewanie nastąpiła chwila ciszy i w jednym momencie wszystkie oczy skierowały się na mnie. Kiedy już miałem coś powiedzieć nagle mój telefon zawibrował, byłem całkowicie pewien że go wyciszalem, ale kiedy zobaczyłem kto dzwoni cieszyłem się że tego nie zrobiłem. Bez wachania odebrałem i na oczach wszystkich tu zebranych zacząłem rozmawiać.

-Boże jak się cieszę że cię słyszę.-zaczołem kiedy tylko przyłożyłem telefon do ucha.
- Jestem w budynku organizacji, ale nic ważnego nie robię więc zaraz będę.

Bez żadnego wyrazu wstałem od stołu, spojrzałem jeszcze przelotnie na pełne pogardy spojrzenia członków organizacji i jedno podejżliwe i surowe od Vincenta. Szybkim krokiem opuściłem salę, a gdy tylko zamknąłem za sobą masywne drzwi biegiem rzuciłem się do wyjścia z budynku. Kiedy wreszcie usiadłem za kierownicę ruszyłem w stronę szpitala. Jechałem chyba 200km/h więc na prawdę brakowało niewiele abym znalazł się leżący i poturbowany obok Hailie. W tym momencie liczyło się dla mnie żeby ją zobaczyć a może nawet i przytulić, gdybym wtedy bardziej ją pilnował to nie skończyła by w szpitalu 5 dni nie przytomna.
Za każdym razem gdy widziałem ją szczęśliwą miałem ochotę zatrzymać czas by patrzeć na nią, cieszyć się jej szczęściem, które potrafiłem jej dać. Kiedy znajdowała się poza moim zasięgiem wariowałem, mój umysł dopadały demony, które jedynie jej piękny uśmiech potrafił mnie od nich uwolnić. Może wcześniej nie potrafiłem tego przyznać, ale Hailie Monet była kobietą, bez której nie wyobrażam sobie mojego życia i miałem zamiar o nią walczyć.

01.01.2024

•Rodzina Monet Ostatnia gra• cz.3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz