Will patrzył na mnie z niedowierzaniem, mimo że trwało to kilka sekund bo ochroniarze złapali mojego brata pod ramionami i zaczęli ciągnąć w stronę drzwi.- Zabierzcie go do moich braci do szpitala -
dodałam i podbiegłam do Will'a żeby być może ostatni raz go przytulić
- Jeśli nie wrócę opowiedz o wszystkim co Ci powiedziałam i co tu się stało naszym bracią. Zasługują na to.- wyszeptalam mu na ucho i puściłam brata, którego źrenice pociemniały, a usta lekko się rozchyliły. Zaczęłam się cofać, ale tak żeby jeszcze móc popatrzeć na twarz brata, a zwłaszcza na piękne niebieskie oczy, które nie były tymi kochanymi przezemnie. Brakowało w nich tej czułości zastąpionej przez strach, ból i złość.
Will oczywiście zaczął się szarpać choć takie zachowanie bardziej pasowało mi do porywczego Dylana niż do niego, lecz w takiej sytuacji emocje wzięły górę nad rozsądkiem dając widoczny efekt, ale nawet on nie dał rady dwóm postawnym mężczyzną i po chwili drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Można było jedynie usłyszeć jego krzyki i próby uwolnienie dobiegające z korytarza.
Jeszcze przez moment wpatrywałam się tempo w miejsce gdzie przed chwilą szamotał się mój ulubiony brat, myślę że teraz już nie będę jego ulubioną siostrą, mimo że jestem jedyną.
Widząc moje zgaszenie, podszedł do mnie Adrien i położył rękę na ramieniu,
a ja momentalnie się odwróciłam i przywarłam do niego swoim ciałem.
Mimo że nie powinien, odwzajemnił uścisk i oparł swoją brodę na czubku mojej głowy, dobrze wiedział że narażał swój wizerunek i pozycje w organizacji, ale chyba było to dla niego mniej ważne. Mniej ważne niż ja?
Wszyscy siedzący w sali nic nie mówili, nawet gdy odkleiłam się od Santana i przelotnie obdarowałam ich spojrzeniem to u nikogo nie widziałam niesmaku czy dezaprobaty do tego co Adrien zrobił w stosunku do mnie.-Wiem że pewnie wolałabyś odpocząć i to przetrawić, ale nie mamy na to czasu.
- powiedział posyłając mi zmartwione spojrzenie i obserwując jak staram się powstrzymać łzy napływające mi do oczu.- Nie - odpowiedziałam natychmiast lekko kręcąc głową - nie ma takiej potrzeby, już i tak zbyt długo zwlekamy z doprowadzeniem tego do końca.
Razem z Adrienem podeszłam do ogromnego stołu na którym leżała mapa całego stanu Wirginia, w którym aktualnie się znajdowaliśmy.-Dobrze, a więc ustaliliśmy gdzie znajduje się Ryder i jego grupa ludzi. Nie wiemy do końca ilu ich jest, ale jesteśmy przygotowani na około 30 osób. Mamy informację że w budynku są Shane i Tony co najlepsze, żywi.
- Skąd wiecie że to na pewno to miejsce? -wskazałam, przykładając palec na małą czerwoną kropkę w środku lasu. - do głupich nie należy, mógł was wykiwać i ukryć się gdzieś indziej.
- Udało nam się wcielić w jego szeregi naszego najbardziej zaufanego człowieka. -oznajmił - Chyba pamiętasz Danilo, swojego dawnego ochroniarza ?
- Oczywiście, ale Vincent mi wspominał że po moim pierwszym zniknięciu odszedł z pracy i słuch po nim zaginął.
- Tak zaginą, a dlatego że Danilo zaczął pracować dla nas, bardzo dbamy o anonimowość ludzi, którzy z nami pracują.
- Ta, mogłam się domyśleć, siedziałam tu anonimowo 5 miesięcy. - prychnęłam
- No właśnie, a teraz przejdźmy do planu akcji.
* * *
Byliśmy już w podziemnym garażu organizacji i pakowaliśmy cały sprzęt do aut, doposażyliśmy się też w kamizelki kuloodporne i inne takie rzeczy.
- Ładnie wyglądasz Hailie Monet - powiedział mi od tyłu na ucho Santan gdy wiązałam włosy w wysokiego kucyka - Wiem że okoliczności nie są najlepsze bo w końcu jedziemy pozbyć się człowieka.
- Przynajmniej wiem że w takiej sytuacji, ubrana nawet w czarne jeansy i starą, czarną bluze mogę liczyć na komplement od Ciebie - i właśnie strzeliłam sobie mentalnego liścia po tym gdy dotarł do mnie sens tego co powiedziałam.
-Nie może być inaczej Perełko. -powiedział i pocałował mi delikatnie w policzek - zbieraj się Hailie bo zaraz ruszamy. - dodał i odszedł zapewnie chcąc zająć się swoimi sprawami.
Chwila, ADRIEN SANTAN MNIE POCAŁOWAŁ. Owszem w policzek, ale jednak, rozejrzałam się jeszcze z zamiarem odszukania Adriena i może kogoś kto akurat mógł to zobaczyć. Na całe szczęście każdy był zajęty swoimi sprawami bo jakby nie było za jakieś 40 min mieliśmy przeprowadzić najcięższą akcje do tej pory.
Zapięłam bluzę i założyłam kaptur na głowę, a potem założyłam kamizelkę upewniając się że jest dobrze dobrana do mojego ciała. Nagle usłyszałam jakieś krzyki więc odwróciłam głowę w ich stronę, zobaczyłam Adriena rozmawiającego, a raczej wrzeszczącego coś do Charles'a .-Ej o co tu chodzi?- zapytałam gdy doszłam do obu mężczyzn.
-Hailie musisz już jechać. - oznajmił pełen powagi Charles .
- Jak to ja, a Adrien?- zapytałam
- On musi tu zostać, to jego...
- Przestań pieprzyć, nie zostanę tutaj i już to postanowiłem - warkną Adrien krzyżując ręce na piersi.
- Ta decyzja nie należy do ciebie Adrienie.
- Jak nie?! To moje życie, nie twoje.
- Adrien... może lepiej zostań - wtrąciłam nieśmiało przykuwając tym uwagę i wzrok obu panów, jeden zadowolony z poparcia go, a drugi poirytowany moimi słowami.
- Ty chyba sobie żartujesz?! Nie pusze cię tam nie mając z tobą żadnego kontaktu Hailie. Żadne z was mnie nie zatrzyma i lepiej się z tym pogódźcie. - warkną i odszedł zostawiając mnie sam na sam z ojcem mojej ulubionej cioci Mai, za którą tak bardzo tęsknię. Jestem nawet ciekawa czy wie że żyję jeśli wrócę to na pewno postaram się odbudować relację z rodziną, jeśli to jeszcze możliwe.
-Hailie pakuj się do auta, jedziemy - krzykną do mnie Adrien po 5 minutach jak zostawił mnie z Charlesem, który na odchodne życzy mi powodzenia.
Wsiadłam do samochodu na tylne siedzenie obok Adrien i odchyliłam głowę zamykając przy tym oczy żeby jeszcze przez chwilę móc się zrelaksować.- Wiadomo coś o stanie moich braci?
- Vincent jest w stanie stabilnym, doznał lekkiego wstrząsu mózgu i urazu ręki. - oznajmił patrząc się na otaczający nas za szybą ciemny las.
- A co z Dylanem i czy Will jest już na miejscu? - zapytałam gwałtownie, patrząc się na niego wyczekująco.
- Dylan przeszedł operacje i jest w śpiączce, Will jest od 2 godzin na miejscu ale nie możemy się z nim bezpośrednio skontaktować bo odrzuca wszystkie połączenia. Został z nimi jeden nasz ochroniarz na wszelki wypadek.
- Muszę do niego napisać czy wszystko jest na pewno okej u nich. - oznajmiłam i zaczęłam wyciągać telefon z kieszeni bluzy, ale szybkim ruchem został mi on wyrwany z dłoni przez Adriena.
- Hailie, będziesz się tylko nie potrzebnie martwić. - powiedział -musisz być w stu procentach skupiona bo tam możesz stracić nawet życie. Nie chcę cię straszyć, ale tam będzie zapewne bardziej niebezpiecznie niż myślisz, a poza tym należysz do naszego świata wystarczająco długo żeby to wiedzieć więc nie muszę Ci tego tłumaczyć.
Tutaj nikt nigdy nie jest bezpieczny.
CZYTASZ
•Rodzina Monet Ostatnia gra• cz.3
TeenfikceJest to kontynuacja mojej drugiej historii •Rodzina Monet dotrzeć do prawdy• Gdy dorosła już Hailie miała wróci do braci po małych wakacjach, w samolocie przed wylotem dosiada się do niej ktoś, z ofertą nie do odrzucenia. Ten ruch niestety wiąże się...