Przystań

2K 60 23
                                    

Minął tydzień od mojej szczerej rozmowy z Morizem. Od tego dnia pilnował mnie czy jem wszystkie posiłki co mnie cholernie irytowało. Nienawidziłam jak ktoś patrzy jak jem. Czułam się niekomfortowo. Na szczęście dzwonił Lucas i powiedział, że wszystko załatwił i możemy wracać do Los Angeles. Niestety ten wyjazd nie zapamiętam zbyt dobrze, ale zawsze mogło być gorzej. Gdyby nie on napewno by był gorszy.

Pakowałam swoje rzeczy gdy zobaczyłam że Nicolas wrócił do pokoju.

-Mam w planach wyjechać wcześniej to pojedziemy jeszcze na tor jeśli będziesz chciała. - powiedział i spojrzał na mnie. - widzę że się już spakowałaś.

-Tak, nie lubię marnować czasu. A co do toru jak zawsze jestem chętna. - Uśmiechnęłam się na myśl że dziś wreszcie po dwóch tygodniach zobacze Lucasa. Zajęło mu trochę pozbycie się rodziców. Martwiłam się o niego. Wiedziałam jakimi rodzice potrafili być potworami. Chyba najbardziej z całego rodzeństwa.

-Kochaniutka pokaż plecy- powiedział sucho ojciec. Od  razu pokręciłam przecząco głową mając nadzieję że to pomoże. Jednak skutek był wręcz odwrotyny od zamierzonych- Kurwa to nie była prośba tylko pierdolony rozkaz!

Po tych słowach rzucił mnie na swoje biurko i rozerwał bluzkie z tyłu. Zaraz usłyszałam dźwięk ściągającego paska. Wiedziałam już co mnie czeka. A najgorsze było to że byłam bezbronna. Otrzymałam 10 batów po czym upadłam bez siły na ziemię.

-Jeśli chcesz wkroczyć w rodzinny biznes to musisz być posłuszna i silna! - powiedział patrząc na mnie z góry.

-Ale... ale ja nie chce- powiedziałam wykorzystując resztkę sił. To był ogromny błąd bo zaraz dostałam kopnięta przez ojca.

-Nie masz wyboru kochaniutka. Iwan będzie świetnym mężem. - powiedział.

-Ale jak kurwa...- znów dostałam cios w brzuch. Zwinęłam się od razu z bólu. Cholernie bolało.

-Kochana nie masz wyboru i odzywaj się z szacunkiem do ojca.- schylił się i złapał za moje włosy. Pociągnął za nie przez co musiałam wstać.- a teraz wypierdalaj stąd!

Znowu myślami wróciłam do przeszłości. Chciałam o niej zapomnieć ale nie potrafiłam tym bardziej że ona nie dała o sobie zapomnieć.

-Aria nie odpływaj- powiedział chłopak który jakimś cudem znalazł się bardzo blisko mnie. W takim razie nawet nie zarejestrowałam kiedy do mnie podszedł. 

-Co? Coś mówiłeś?- zapytałam zdezorientowana.

-Już nic, skarbie- mówi a ja przewracam oczami.

-Mówiłam Ci już coś na ten temat.

-Dobra, dobra. Spakowana już?- kiwam głową w odpowiedzi a chłopak się tylko uśmiecha- to uciekajmy z tego pierdolonego Las Vegas.

***

Ludzie mówią wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Ale jeśli nie ma się domu? Albo co gorsza jeśli domem nie jest miejsce lecz osoba. Bo dom kojarzy się nam z bezpieczeństwem, z bezpieczną przystanią do której możemy zawsze wrócić. Nie ważne co, zawsze możemy wrócić. Moim domem napewno nie było miejsce. Bo mój dom to była osoba. Mój brat który mnie uratował, ale to nie było moim zmartwieniem. Moim zmartwieniem było to że Moriz również stawał się moją bezpieczną przystanią. Moim domem.

Fast rideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz