🌷Rozdział 3🌷

38 7 9
                                    

Hiacynt, ciężko dysząc, rozejrzała się po polanie. Był tam Księżyc oraz Luna, oboje stali z wytrzeszczonymi oczami i natychmiast przybiegli do niej.

— Hiacynt! — pisnęła Luna, podpierając głowę córki własnym pyskiem. — Co się stało?

— Popiół - wydusiła. — On...lis...

— Mamo, pewnie lis go zaatakował — podpowiedział Księżyc.

— Musimy go uratować — rzekła stanowczo. — Mogę tam pobiec i...Hiacynt?

Biała kotka czuła się słaba. Łapy jej drżały, aż trudno jej było stać. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.

— Hej, wszystko w porządku? — szepnął niepewnie czarno-biały kocur.

Hiacynt miała ochotę mu odpowiedzieć, ale momentalnie upadła. Powieki się zamknęły, a świat zmienił się w jednolitą czerń.

***

Otworzyła oczy. Znajdowała się w swoim legowisku, otoczona przez całą rodzinę. Był tam Blask, Księżyc, Luna...

Popiół!, westchnęła z ulgą. Nic ci nie jest!

Kocur lizał niewielkie zadrapanie na przedniej łapie. Najwidoczniej nie było poważne, bo mógł dalej chodzić.

— Hiacynt, już wszystko dobrze — usłyszała kojący głos Luny.

— Może powinniśmy dać jej odpocząć. Nie wiem czy da radę wstać — miauknął Księżyc.

— Przestańcie — powiedziała Hiacynt, starając się nie okazać odczuwanego bólu podczas chodzenia. — Nic mi nie jest. Przecież tylko upadłam.

— Tak? To świetnie. Mogę już iść — wymamrotał Popiół i wyszedł szybkim krokiem z legowiska. Wydawał się obrażony, ale kotka miała nadzieję, że ona nie jest powodem jego nienawiści.

— Hiacynt, może nie powinnaś ryzykować... — zaczęła współczująco Luna, ale pod ciężarem spojrzenia białej kotki odwróciła głowę i wyszła z legowiska razem z Księżycem i Blaskiem.

Hiacynt westchnęła. Gdyby teraz wszyscy nie mogli mieć do niej urazę i zostawić ją w spokoju!

Kotka wygramoliła się z nory i zamarła. Liście drzew zmieniły kolor z zielonego na jaskrawożółty, pomarańczowy i ognisty. Trawa zaczęła żółknąć i obumierać, odsłaniając nagą, brązową ziemię.

— Ale ładnie - szepnęła, skacząc w najbliższą stertę kolorowych liści. Czuła się jak kocię, które pierwszy raz doświadczyło magii jesieni. Beztrosko bawiła się wśród liści, nie czując już nawet bólu.

— Hej, Księżyc - zagadnęła brata, który, z jak zwykle poważną miną, dbale pielęgnował swoje futro. Na dźwięk jej głosu nadstawił ucho, ale nic nie powiedział. — Idę się przejść. Powiesz mamie?

- No dobra — mruknął obojętnie. — Tylko uważaj, żeby ci się nic nie stało...

Ale kotka go nie słuchała. Znała jedno miejsce, która podczas tej pory roku miało swój urok, a żadne drapieżniki się tam nie kręciły. Mało kto chciałby polować na płaskoogonowce!

Gdy dotarła nad staw rozwarła szczęki ze zdziwienia. Malowniczy leśny krajobraz odbijał się majestatycznie w nienaruszonej tafli wody. Na dodatek na przeciwległym brzegu stał wielki, potężny łoś o masywnym porożu.

— Ciesz się póki możesz, panie łosiu — mruknęła z rozbawieniem. — Niedługo ci odpadnie!

Zwierz machnął łbem i wydał z siebie głośny ryk, po czym pogalopował w gąszcz.

🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz