🌷Rozdział 5🌷

20 3 1
                                    


Hiacynt wracała z porannego polowania z pulchną ryjówką w pysku. Lekka, przyjemna bryza mierzwiła delikatnie jej śnieżnobiałe futro. Minął pełny tydzień, odkąd Hiacynt ostatni raz widziała Orzecha. Przez cały ten czas nie mogła pozbyć się strasznego poczucia winy, ciążącego na jej barkach jak stos kamieni. Mogła jedynie drapać ziemię z bezsilności.

— To było świetne polowanie! — mruknął z zachwytem Blask, który maszerował na przedzie wraz z Luną i Popiołem. Księżyc truchtał tuż na nimi, zaś Hiacynt trzymała pewien dystans i wlokła się mozolnie z tyłu.

— To prawda — odparła z uśmiechem Luna, wskazując ogonem na zdobycze, które niósł prawie każdy kot.

Przez dłuższy czas rodzeństwo i rodzice prowadzili między sobą spokojną pogawędkę, jednak Hiacynt nie była nią w ogóle zainteresowana. Jej myśli były zaprzątane przez migające obrazy brązowego, pręgowanego kocura. Co się z nim stało? Czy jeszcze o mnie pamięta? Czy kiedyś mi wybaczy?, takie i podobne pytania kotka zadawała sobie ciągle. Każdy szelest liści i każdy podmuch wiatru wydawał się jej przypominać o przyjacielu, którego zdradziła. Nie miałam wyboru!, krzyczała, chcąc usprawiedliwić swoje czyny, ale sama wiedziała, że mogła powiedzieć rodzinie o ich relacji. Tylko czy coś by to dało? Nie sprawiłabym tym sobie więcej kłopotów?

— Hiacynt! Odkładasz tę ryjówkę czy nie? — na dźwięk poirytowanego głosu Popioła, kotka momentalnie podskoczyła. — Ech, znowu bujasz w obłokach? Skup się, siorka!

— Tak, tak, już... — odpowiedziała lekko drżącym głosem. Muszę o nim zapomnieć, uświadomiła sobie z lekkim ukłuciem w sercu. Nie mogę cofnąć czasu.

— Słuchajcie — rozległ się donośny głos Luny. Wystarczyło ostre machnięcie ogonem, by na polanie zapanowała cisza. — Blask, Księżyc i Popiół — zwróciła się do grupki kocurów, odpoczywających z boku. — Moglibyście wymienić stare wyściółki w legowiskach? Ja i Hiacynt musimy pogadać.

,,Musimy pogadać"?, powtórzyła z nutką niepokoju Hiacynt. Czy zrobiłam coś nie tak?

Czarna kotka poczekała, aż jej partner i synowie znikną z jej pola widzenia. Następnie potruchtała do Hiacynta i poleciła jej usiąść. Zamruczała cicho i owinęła swój aksamitny ogon wokół córki.

— Nie umknęło to mojej uwadze — zaczęła miękkim głosem — że ostatnimi dniami wydajesz się czymś przejęta. Mogę wiedzieć co to?

Hiacynt przełknęła nerwowo ślinę. Nie była pewna czy może ufać ciemnej kotce. Ale to moja matka, pomyślała. Mogę jej zaufać. W końcu ją też to spotkało...

— To... — odparła z wahaniem. — Ja... poznałam kogoś. — Luna nadstawiła uszy z zaintrygowaniem, jednak nic nie powiedziała. — Bardzo się polubiliśmy. Ale... — Hiacynt czuła, jak jej głos się załamuje. — Tydzień temu, na polowaniu chciałam go ostrzec. Nie wiedziałam jak zareagujecie.

— Hiacynt... — zamruczała ze współczuciem Luna, lecz biała kotka przerwała ostro:

— Daj mi dokończyć. Blask zaatakował Orzecha, a ja... nie wiedziałam co mam robić. Mówiłam mu wcześniej, żeby uciekał, ale było za późno. I nawet nie wiem, czy jeszcze widzi mnie za przyjaciółkę, po tym jak go zdradziłam. Ja...

Jej głos momentalnie się zawiesił. Zaczęła cicho szlochać, a strumień łez popłynął z jej oczu.

Luna w milczeniu podparła pysk córki swoim własnym.

— Spokojnie — szepnęła kojąco. — Wszystko będzie dobrze.

— Czy... — zaczęła drżącym głosem Hiacynt, z trudem wydobywając z siebie słowa. — Czy możesz im o tym nie mówić?

🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz