Hiacynt przebudziła się z krzykiem. Spojrzała spanikowana na swoje łapy. Jeszcze żyję...Nie umarłam!
Miała ochotę skakać u ulgi. Była taka przestraszona! Myślała, że to już jej koniec.
— Ale to nie wyklucza tego, że ten sen był jak prawdziwy — wyszeptała. — Orzech...dlaczego czuję, że o czymś zapomniałam...?
Wtem owa myśl uderzyła jej do głowy. No tak! Mam iść nad staw!
Prędko otrzepała się z liści i pyłu i wybiegła przez ciasny tunel. Rozejrzała się dookoła, ale wszyscy jeszcze spali. Słyszała jedynie ich ciche pochrapywania.
— Lepiej dla mnie — mruknęła i spojrzała w las. — Nie muszą wiedzieć, gdzie idę.
Rozpędziła się i wbiegła w poszycie. Jej łapy dudniły o ziemię i posyłały sterty różnokolorowych liści w powietrze. Jednak to nie zwracało uwagi Hiacynta. Miała w głowie jasny cel, a zrealizowanie go było dla kotki obecnie priorytetem.
Jej tętno przyspieszyło, gdy w zasięgu jej wzroku pojawiła się znajoma ściana z krzewów. Wstrzymała oddech i przecisnęła się przez nią. Wypadła po drugiej stronie, lecz nie otworzyła jeszcze oczu. Nie była pewna, czy jest gotowa, by ujrzeć Orzecha — albo i nie.
Jednak niespodziewany jęk zmusił ją do otwarcia oczu. Nagle poczuła dziwne, a z drugiej strony przyjemne, ukłucie w piersi.
— Hiacynt... — szepnął z niedowierzaniem brązowy kocur, stojący tuż przy brzegu stawu.
Śnieżnobiała kotka przez chwilę milczała. Po długiej ciszy odbiła się tylnymi łapami i puściła się biegiem w stronę Orzecha.
***
Hiacynt poczuła, jak przez całe jej ciało płynie zupełnie nowa energia. Widok przyjaciela, z którym rozmawiała długi czas temu, przywrócił jej nadzieję. Biegła w jego stronę. Przez moment nie widziała nic innego, niż tylko ich dwoje, stojących niedaleko krawędzi stawu.
Jednak Hiacynt nie była przygotowana na reakcję kocura.
— Stój!
Jego ostry głos zawiódł Hiacynta. Czuła jakby coś w niej pękło. Wbiła zdesperowany wzrok w Orzecha, mając nadzieję na wyjaśnienia.
— Co tutaj robisz? Przecież nic ci nie mówiłem — kocur nie wyglądał na zadowolonego. Machnął ogonem i spojrzał uporczywie na kotkę.
Hiacynt ledwo mogła wydusić z siebie parę słów.
— Orzech, ja... przepraszam za ostatni raz. Chyba zrozumiesz, że...
— Właśnie nie! — przerwał jej ostro.
Przez moment nad polaną zawisła długa cisza, po czym kocur westchnął głęboko i rzekł:
— Ostatnim razem omal mnie nie zabiłaś. Chcesz mi powiedzieć, że mam ci teraz wybaczyć? Chyba sama zdajesz sobie sprawę, jak absurdalnie to brzmi!
— Orzech! Tam był mój ojciec! — syknęła, czując przypływ irytacji. Ten sierściuch nawet nie da mi się wytłumaczyć!
— Wiem. I co z tego?
— Przecież widziałeś jak zareagował! Ja...bałam się co zrobi, gdy się dowie, że się spotykaliśmy. — jej głos zadrżał lekko.
— Mógłby już cię obedrzeć ze skóry. Szczerze, nie obchodzi mnie już to — warknął i obrócił się na pięcie.
CZYTASZ
🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷
Fantasía🌷,,Coś.. coś podpowiada mi, bym wyruszyła. Wyruszam w podróż."🌷 Hiacynt, najmłodsza córka Luny, już w młodym wieku wykazuje zdolności przywódcze, co często doprowadza jej braci do szału. Ich rodzice lekceważąco pozwalają im na te igraszki i zabawy...