Hiacynt, niewiele myśląc, rzuciła się do wody za swoim przyjacielem. Chłód momentalnie przeszył całe jej ciało jak prąd. Przez moment nie wiedziała co się dzieje, nie była w stanie otworzyć oczy.
Wtem do jej uszu dobiegł stłumiony krzyk. Nie czekając ani chwili dłużej, uchyliła powieki i ujrzała Orzecha, który desperacko próbował wydostać się na powierzchnię, ale lodowate fale ciągnęły go na dno.
Kotka zanurkowała. Była lepsza w pływaniu niż Orzech. Złapała za jego skórę na karku i z trudem wiosłowała łapami, kierując się ku powierzchni.
Gdy ujrzała taflę lodu, jej serce zrobiło fikołka w piersi.
Przerębel zniknął. Ani śladu po nim.
To niemożliwe! Był tu jeszcze przed chwilą!
Nie miała teraz czasu na desperackie poszukiwania. Koty to nie ryby, nie wytrzymają długo pod wodą.
Bez wahania uderzyła łbem o lód. Trzasnął głucho, ale ani drgnął. Hiacynt nie poddawała się i spróbowała jeszcze raz. Tym razem przezroczystą taflę przecięła cienka linia.
Ciało Orzecha ciążyła na niej. Zaczynało jej brakować powietrza, a przecież nawet nie wydostała się na powierzchnię!
Wstąpiła w nią determinacja. Resztkami sił zdołała uderzyć głową o lód. Rozległ się głośny trzask, kawałki lodu spadły do wody, robiąc otwór dla dwójki kotów.
Zmęczona biała kotka pociągnęła za sobą bezwładne ciało brązowego pręgowanego kocura. Jej głowa wychynęła z wody. Hiacynt panicznie wdychała powietrze, bojąc się, że może je stracić raz jeszcze. Pociągnęła za sobą Orzecha i opadła bez ruchu na lód. Była zbyt wyczerpana, aby przenieść się na stały grunt.
Spojrzała na kocura. Ten leżał przez chwilę na zamarzniętej tafli. Hiacynta przeszył dreszcz niepokoju. Jednak moment później kaszlnął i otworzył oczy. Spojrzał na kotkę słabym spojrzeniem.
Hiacynt uśmiechnęła się mimo woli.
— Udało nam się — miauknęła z ulgą.
***
Kilka następnych dni okazało się nie lada wyzwaniem dla Hiacynta. Niefortunnie dla nich, Orzech nabawił się przeziębienia. Kotka wiedziała, że o tej porze roku, zwykłe przeziębienie możesz przekształcić się w poważniejszą chorobę. Mamy do przebycia jeszcze długą drogę. Nie możemy ryzykować. Jeśli stracę Orzecha, to jak stąd wrócę? Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy.
Z drugiej strony, kotka wiedziała, że nie tylko to było powodem, dla którego nie mogła pozwolić na stratę swojego ukochanego przyjaciela. Powstała między nimi potężna więź i żadna ze stron nie była gotowa jej zerwać.
Hiacynt wykopała małą norę między korzeniami obumarłej jodły. Umościła ją zeschłymi liśćmi, które znalazła głęboko pod śniegiem. Widocznie zostały z czasów jesieni, mruknęła do siebie w myślach.
Teraz zostawiła brązowego kocura samego w kryjówce. Musiała bowiem zdobyć jedzenia dla nich obu, a nie było to łatwe w ubogiej w zwierzynę okolicy. Często musiała pokonywać znaczne odległości, tylko, aby wrócić do Orzecha z chudą ryjówką.
Przez cały ten czas, śnieżnobiała kotka czuła irytujące ukłucie w piersi. Nie była przyzwyczajona do głodu i chłodu. Zazwyczaj miała dach nad głową, nawet jeśli zwisały z niego korzenie drzew i roślin, i dostatek jedzenia. Chodziła na polowania jedynie raz dziennie. Jej rodzice dbali o to, by każdy miał wystarczająco pożywienia. A teraz? Hiacynt doświadczyła życia prawdziwego dorosłego kota.
Kotka zdążyła znacząco oddalić się od rzeki. Nazywała ją w myślach Rzeką Szkarłatu. Zawsze lubiła nadawać miejscom oryginalne nazwy, a w jej pamięci nadal pozostał widok mętnej wody, zmieszanej z krwią Orzecha oraz jej własną. Waląc głową w lód, zostawiła sobie niewielką ranę na czole, na szczęście nie była poważna.
Pomimo mrozu, śnieg tak przyjemnie chrzęści pod łapami. To zaskakujące, zima na pierwszy rzut oka ma same wady, a jednak potrafię znaleźć w niej małe przyjemności. Pewne wszystko tak ma. Nawet lisy...
Z zamyślenia wyrwał ją wnet intrygujący zapach. Momentalnie jej tętno przyspieszyło i natychmiast zaczęła węszyć w powietrzu. Nawet nie musiała myśleć nad wonią, bo świeże ślady w śniegu stanowiły aż zbyt wystarczającą podpowiedź.
— To mysz — szepnęła Hiacynt i przypadła do ziemi, szorując brzuchem w śniegu. Jej ogon drżał z ekscytacji, ale pamiętała, żeby trzymać go na wodzy. Jeden mały szelest lub świst może powiadomić zwierzynę o obecności czyhającego drapieżnika.
Po chwili zlokalizowała cel. Brązowo-szary kształt skulił się przy skupisku obumarłych gałązek jakiegoś krzewu. Gryzoń trzymał w łapkach maleńkie ziarenko, a tuż obok znajdowała się dość spora, jak na tak małe zwierzątko, sterta śniegu i wykopany tunel zaraz obok. Najprawdopodobniej mysz wykopała ziarnko spod grubej warstwy śniegu.
Jednak Hiacynt nie dała się jeszcze bardziej rozkojarzyć. Od jej powodzenia zależało życie Orzecha, a wiedziała, że dopóki ona żyje, zrobi wszystko, aby utrzymać swojego drogiego przyjaciela przy życiu.
Raptem nastała idealna chwila. Kotka napięła mięśnie tylnych łap i w niemal tym samym momencie wyskoczyła w powietrze. Zwierzyna pisnęła, upuściła ziarnko i rzuciła się do panicznej ucieczki. Lecz, jak to często bywa, drapieżnik mający po swojej stronie akt zaskoczenia jest nie do zatrzymania. Hiacynt przycisnęła silną łapą gryzonia za ogonek, tak, by nie mógł się ruszać i zacisnęła zęby na jej karku. Normalnie czułaby wyrzuty sumienia z powodu ukrócenia życia niewinnego stworzonka, jednak teraz, kiedy każda sekunda była na wagę złota, jej pysk nie zdradzał ani cienia litości.
W niedługim czasie znalazła się z powrotem nad Rzeką Szkarłatu. Upuściła mysz przed norą Orzecha i delikatnie wepchnęła ją do ciasnego otworu.
— Dzięki — usłyszała słabe miauknięcie kocura. Próbował jeszcze coś powiedzieć, ale wtem kichnął i kaszlnął przeraźliwie.
Hiacynt miała ochotę podejść i czule polizać go po uchu, ale wiedziała aż za dobrze, że nie może i ona zachorować. Dlatego musi cierpliwie znosić wszelkie niedogodności w celu samego przetrwania w okrutnym czasie najchłodniejszej pory roku.
— Idę na patrol — rzuciła Hiacynt. — Dobrze?
Orzech nic nie powiedział, lecz kotka słyszała, jak mruczy niezrozumiale na znak zgody.
Hiacynt ostro przecięła ogonem powietrze. Lekko i zwinnie pokonała zamarzniętą rzekę i ruszyła żwawym krokiem w kierunku lasu brzozowego. Miała nadzieję na upolowanie jeszcze czegoś dla siebie. Jej brzuch burczał całą drogę, ale musiała się powstrzymać. W tej chwili na pierwszym miejscu stało życie Orzecha.
Kotka była niezwykle zrelaksowana i pozytywnie nastawiona. Niestety, tak bywa, że zbyt duży spokój prowadzi do uśpionej czujności.
***
967 słów
Jak tam przerwa wielkanocna? Ja uważam, że mija zdecydowanie za szybko! Wydaje mi się, jakby dopiero co minęła środa, a już jest sobota.
To na tyle. Papa!
Cat <3
CZYTASZ
🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷
Fantastik🌷,,Coś.. coś podpowiada mi, bym wyruszyła. Wyruszam w podróż."🌷 Hiacynt, najmłodsza córka Luny, już w młodym wieku wykazuje zdolności przywódcze, co często doprowadza jej braci do szału. Ich rodzice lekceważąco pozwalają im na te igraszki i zabawy...