Hiacynt ani razu nie wspomniała przy Orzechu o tajemniczej ratowniczce. Mówiła tylko, że udało jej się uciec przed bandą wściekłych husky. Była przekonana, że nie warto męczyć chorego przyjaciela swoim gadulstwem. Poza tym, to nic ważnego. To samotniczka. Skąd Orzech miałby ją znać?
Przez następne dni nie działo się wiele. Czas mijał dla kotki szybko, zaś Orzechowi strasznie się dłużył. Był już zmęczony przebywaniem w jednym miejscu, jednak Hiacynt zabraniała mu wychodzić, dopóki jego stan zdrowia się nie polepszy. W ten sposób kocur spędził tam jeszcze trzy dni.
Hiacynt wracała z polowania, ciągnąc za sobą sporego królika. Miała szczęście, ten osobnik zaplątał się w człowiecze sidło, a żaden człowiek nie przyszedł, aby zebrać łup. Kotka skorzystała z okazji.
Orzech jest już prawie zdrowy, pomyślała Hiacynt, dumnie niosąc w zębach swoją zdobycz, a pulchny królik doda mu energii.
Gdy wróciła, ze zdumieniem ujrzała Orzecha siedzącego pod brzozą i spoglądającego w dal. Hiacynt upuściła zdobycz i zawołała:
— Orzech!
Kocur obrócił pysk, na którym po chwili zagościł uśmiech.
— Hej, Hiacynt! — miauknął radośnie. — Ładna sztuka — dodał, wskazując ogonem na zostawionego w śniegu królika.
— Orzech, uważaj, żebyś się znowu nie przeziębił — powiedziała Hiacynt. Orzech mógł dostrzec zmartwienie w jej błękitnych oczach.
— Nie ma co się bać — rzekł uspokajająco i położył swój ogon na barku Hiacynta. — Właściwie, to miałem nadzieję, że wyruszymy dziś w dalszą drogę. I tak straciliśmy już rachubę czasu...
— Gdybym musiała, to spędziłabym tu nawet i całą wieczność!
— Dobrze, dobrze, możemy wyruszyć jutro. Ale zjedzmy chociaż tego smacznego królika.
Dwójka kotów zaciągnęła królika pod brzózkę i ze smakiem wbili kły w soczyste mięso. Krew ciurkała malutkimi strugami, barwiąc śnieg na odcień szkarłatu. To jedna z cech zimy. Żadna zbrodnia nie umknie niezauważona.
— Chodź, wejdziemy na drzewo — zaproponował Orzech po skończonym posiłku. Księżyc powoli wschodził na horyzoncie, gwiazdy lśniły na nocnym niebie.
Hiacynt usiadła na gałęzi obok Orzecha. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, chłonąc nocną aurę. W końcu brązowy kocur odezwał się:
— Uwielbiam noce. Wydaje mi się, że wtedy możemy zobaczyć to, co stara się ukryć przed nami dzień.
Hiacynt zachichotała cicho.
— Od kiedy rzucasz takimi mądrymi tekstami?
Orzech szturchnął kotkę przyjaźnie.
— Oj, przestań.
— Ja myślę, że w nocy wszystkie nasze sekrety wychodzą na jaw — miauknęła miękko Hiacynt. — Zawsze mam wrażenie, że księżyc wie wszystko o mnie. Co lubię, czego się boję...co kocham z całego serca...
— Tak? Masz dziwne poczucie humoru, w ogóle nie rozumiem tego żartu.
— Bo to nie jest żart! Ech, zawsze potrafisz zepsuć czarującą chwilę.
— Dobra, powinniśmy iść spać. Jutro wstajemy rano i ruszamy z powrotem w drogę — rzekł Orzech i szykował się do zeskoczenia na dół.
Lecz w tej chwili Hiacynt zrozumiała, że pragnie zwierzyć mu się z czegoś jeszcze. Nie potrafiła dłużej tego przed nim zatajać.
— Poczekaj! — zawołała, na co kocur odwrócił gwałtownie głowę. — Ja...chcę cię jeszcze o coś zapytać.
Orzech wrócił na swoje miejsce, jednak nadal milczał. Hiacynt czuła, że bije od niego ciekawość.
To...tak...
— Chcę cię o coś zapytać...Ale najpierw posłuchaj...
***
Hiacynt opowiedziała Orzechowi o całej sytuacji. O tym, jak znalazła zabitą sarnę, jak pogoniła ją banda husky oraz jak została uratowana przez tajemniczą brązową kotkę. Ten ostatni element zwrócił uwagę kocura. Zastrzygł uszami i, gdy tylko kotka skończyła opowiadać, spytał:
— Czekaj, powiesz mi jeszcze raz o tej kotce?
Hiacynt skinęła ochoczo głową, czuła swoją narastającą ciekawość.
— Miała brązowe futro...i ciemniejsze pręgi. Mówiła, że żyje gdzieś w okolicy...
— Coś mi to mówi... — mruczał pod nosem Orzech. — A pamiętasz może jak miała na imię?
Jej imię? Pozwól mi pomyśleć...
— Yyy...Chyba...Chyba miała na imię Mgła — odparła Hiacynt, drapiąc się za uchem.
Ku zaskoczeniu śnieżnobiałej kotki, jej towarzysz wciągnął łapczywie powietrze, kiedy tylko skończyła mówić. Hiacynt natychmiast spojrzała na niego. Nie miała pojęcia, dlaczego tak się zdziwił.
— Cz-Czekaj... — powiedział, próbując coś sobie przypomnieć. — Na pewno Mgła?
— Tak...Tak mi się wydaje... — wymamrotała niepewnie Hiacynt. — Czy coś ci to mówi?
Orzech przysiadł wyprostowany i westchnął głęboko, jakby wypowiedzenie następujących słów kosztowało go wiele wysiłku.
— To... — przełknął nerwowo ślinę. — Mgła to moja siostra.
***
693 słowa
Wgl to skończyłam tą książkę, ale opublikowanie wszystkich rozdziałów zajmie mi pewnie parę dni. Pewnie nie będę wtedy nic pisać, tylko napiszę ile słów zawierają.
No, to wszystko. Papa!
CZYTASZ
🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷
Fantasy🌷,,Coś.. coś podpowiada mi, bym wyruszyła. Wyruszam w podróż."🌷 Hiacynt, najmłodsza córka Luny, już w młodym wieku wykazuje zdolności przywódcze, co często doprowadza jej braci do szału. Ich rodzice lekceważąco pozwalają im na te igraszki i zabawy...