🌷Rozdział 24🌷

3 2 0
                                    

Hiacynt obudziła się z krzykiem. Jej serce pędziło niczym cwałujący koń. Przez moment nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, ale potem wszystko sobie przypomniała. Była w legowisku, które teraz świeciło pustkami. A dzisiaj był dzień ceremonii.

Cała kolonia zebrała się pod wielkim głazem. Na jego szczycie górowała nad wszystkimi Mgła, starając się uciszyć wrzeszczący tłum.

— Proszę ciszej, tak? Ech, weźcie zamknijcie te pyski!

Nagle Hiacynt zauważyła, że w jej stronę zbliża się Orzech.

— Hiacynt, chodź, już czas, kolonia czeka...

Złapał lekko za jej skórę na karku i stanowczo postawił ją na łapy.

— No chodź — pospieszył ją.

Hiacynt prędko pobiegła w stronę skały. Koty ponownie głośno krzyknęły, dopiero ostre syknięcie Mgły było w stanie uciszyć ten harmider. Orzech zabrał kotkę przed skałę i polecił jej stanąć tuż u stóp głazu.

Kolonia raptem ucichła. Wszyscy wpatrywali się z oczekiwaniem na dalsze wydarzenia.

— Z racji tego — zaczęła donośnie Mgła ze szczytu — że Orzech zna naszą przyszłą liderkę najlepiej, to on przeprowadzi ceremonię.

Jasnobrązowa kotka skinęła głową na brata. Ten odchrząknął i zaczął mówić:

— Nasza kolonia ma bogatą historię. Przeżyła liczne bitwy, katastrofy i śmierci. Traciliśmy lidera wiele razy i, choć ubolewamy nad ich śmiercią, kolonia musi trwać dalej.

Spojrzał wprost na Hiacynta, kontynuując:

— Hiacyncie, czy przyrzekasz chronić i opiekować się twoją kolonią?

Dam radę, pomyślała Hiacynt.

— Przyrzekam.

— Czy zobowiązujesz się do zostania jej liderką, gotową poświęcić życie w obronie swoich kotów?

Albo i nie...

— Ja... — głos Hiacynta zawisł w powietrzu. — Nie.

Przez tłum zgromadzonych przeszły nerwowe szmery.

— Co to ma znaczyć?

— Myślałam, że będziemy mieć godnego lidera...

— Co teraz będzie?

— Spokojnie, uspokójcie się! — krzyknęła Mgła. Koty natychmiast ucichły. Brązowa kotka wbiła wyczekujący wzrok w Orzecha i Hiacynta.

— Zaraz...co? — Orzech nie mógł uwierzyć swoim uszom. — Ale...dlaczego?

Hiacynt nie mogła wyrzucić się z głowy wspomnienia złowrogich, płonących oczu brązowego kocura. Uświadomiła sobie, że w zasadzie nigdy nie będzie w stanie spojrzeć na niego w normalny sposób. Za wiele się zmieniło przez ten długi czas.

— Nie mogę wami rządzić. Wtedy stanie się coś złego — rzekła poważnym głosem. Wiedziała, że to, co robi, jest słuszne. — Muszę odejść. To moje przeznaczenie.

— Ale...nic nie rozumiem! Kto zostanie liderem? — zawołał Orzech. Cały entuzjazm zniknął niczym poranna mgła.

Na to Hiacynt znalazła odpowiedź. Poderwała głowę i spojrzała na Mgłę. Górując nad wszystkimi kotami wyglądała jak prawdziwa liderka.

— Mgła — odparła z uśmiechem na pysku. — Jest urodzoną liderką. Pamiętasz, jak pokierowała nas w bitwie? To tak naprawdę dzięki niej odnieśliśmy sukces.

Koty z kolonii natychmiast wymieniły się swoimi spostrzeżeniami.

— Ma rację...

— Mgła zawsze się nami opiekowała. Była jak prawa łapa Olchy, kiedy ta jeszcze żyła.

— Mgła na liderkę!

Wszyscy naraz poczęli skandować imię jasnobrązowej kotki. Mgła położyła uszy po sobie, lekko speszona.

Orzech z dumą zerknął na swoją siostrę. Hiacynt w tym czasie odwróciła się i w milczeniu skierowała się w stronę lasu.

— Czekaj, Hiacynt! — zawołał za nią, gdy tylko zorientował się, że odchodzi. — Zamierzasz tak po prostu odejść? — w jego głosie dało się wyczuć żal.

Śnieżnobiała kotka mrugnęła oczami w odpowiedzi. Wskazała ogonem na Forsycję, która cały czas obserwowała swojego partnera.

— Miałam sen — wyznała po namyśle Hiacynt. — Od małego kociaka miewałam sny, które później okazywały się prawdą. Bardzo bym chciała, ale nie mogę. To tylko przyniesie wam zgubę. Poza tym — wskazała ponownie na złocistą kocicę — ty już kogoś masz.

Orzech spojrzał kątem oka na Forsycję.

— No tak, ale przecież możemy być...

— Przyjaciółmi... — dokończyła szeptem Hiacynt. — Możemy być. Ale nie dziś. Nie teraz...

Bez dalszych słów zagłębiła się dalej w gęsty las.

— Opiekuj się kolonią i doradzaj Mgle. Przyda jej się pomoc...

Nie odwróciła się już. Wiedziała, że postąpiła dobrze. A teraz wracała tam, gdzie od początku było jej miejsce, nawet jeśli wcześniej tego nie zauważała.

Księżyc od zawsze prowadził mnie dobrze. A teraz powracam pod jego osłoną...

***

662 słowa

🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz