Okrzyk Hiacynta odbił się echem na polanie, alarmując przy tym armię Jastrzębia. Potężny ciemnobrązowy kocur chciał coś krzyknąć, ale zaraz został powalony na ziemię przez Orzecha i Olchę.
Hiacynt także rzuciła się w wir walki. Skoczyła na oszołomionego szarego kocura, który wyglądał na prawą łapę okrutnego lidera. Śnieżnobiała kotka wysunęła pazury i bezlitośnie poharatała mu uszy. Jej przeciwnik syknął bardziej z wściekłości niż bólu i kopnął kotkę mocno w brzuch. Hiacynt poleciała do tyłu, z trudem łapiąc powietrze w płuca.
— Pomóżcie Jastrzębiowi! — wrzasnął jego doradca, po czym ruszył w stronę Hiacynta. Ale teraz była przygotowana.
Gdy tylko napastnik chciał przyszpilić ją do ziemi, ta prześlizgnęła się pod jego brzuchem i przejechała ostrymi pazurami po boku kocura.
Hiacynt zadała mu jeszcze parę szybkich ciosów w okolice głowy i umknęła zwinnie za wielką skałę. Tam walkę toczył Jastrząb i Olcha. Kotce wydawało się, jakby czas się zatrzymał. Dwójka wielkich liderów okrążała się powoli, ich gardeł wydobywał się głuchy warkot.
— Co cię tu sprowadza, Olcho? — syknął złośliwie Jastrząb, ani razu nie odrywając wzroku od przeciwniczki. — To teraz moje terytorium. Powinniście poszukać nowego domu z dala ode mnie!
— Mylisz się — odparła dumnie brązowa kotka. — To od zawsze był nasz dom i to się nigdy nie zmieni. Dzisiaj poznasz smak porażki, Jastrzębiu!
Po tych słowach Olcha warknęła wściekle i rzuciła się w stronę swojego odwiecznego wroga. Ale...
...ten tylko stał i się uśmiechał.
Wtedy Hiacynt zrozumiała co się dzieje. Miała ochotę wrzasnąć ile sił w płucach, lecz było już za późno. Jastrząb okręcił się i zanurzył kły w gardle Olchy. Kotka jęknęła z zaskoczenia. W następnym momencie jej zwiotczałe ciało runęło wprost do splamionego szkarłatną krwią śniegu.
Nie!, chciała krzyknąć Hiacynt, ale w tej chwili jakiś inny kot szarpnął zębami za jej tylną łapę. Śnieżnobiała kotka wydała z siebie głośny pisk i błyskawicznie się odwróciła, łapiąc za czarno-białe ucho napastnika. Pociągnęła mocno. Kocur syknął, widząc, że traci swoją część ciała.
Oboje ciężko dyszeli, jednak Hiacynt wiedziała, że nie ma teraz sensu walczyć. Jej koty są wykończone. W dodatku straciliśmy naszą dawną liderkę. Moje koty...nazwała ich moimi kotami...moją kolonią.
— Przegraliście — jej przeciwnik charknął. — To koniec. Idźcie zanim będziemy zmuszeni jeszcze bardziej was zranić.
Hiacynt westchnęła głęboko. Może ten kot miał rację?
— Idź — powtórzył. — I wróć później, kiedy wiesz, że zdołacie wygrać. Uwolnijcie nas od tego tyrana...
Kocur uciekł w głąb lasu, zostawiając Hiacynt samą. Mogłaby teraz wrócić do walki, ale zbyt dobrze wiedziała, że ten jeden raz powinna posłuchać wroga.
Wzięła głęboki wdech i krzyknęła z całej siły, kierując się z powrotem w kierunku tunelów:
— Odwrót! To koniec!
Ale to nie koniec. Wrócimy tu jeszcze, tym razem silniejsi. Jeszcze wygramy tę bitwę.
***
Hiacynt, z krwawiącą raną na boku, wbiegła do tuneli razem z resztą kolonii. Wszyscy dyszeli i wyglądali na ciężko rannych. Gdy tylko znaleźli się w bezpiecznej podziemnej grocie, Hiacynt padła bez sił na ziemię. Rozejrzała się po swoich kotach i oceniła ich stan zdrowia.
Fala była najmniej ranna. Szylkretowa kotka przemykała między odpoczywającymi kotami i cierpliwie pomagała wylizywać ich rany.
Mieliśmy wygrać...A teraz straciliśmy Olchę...
I gdy się wydawało, że gorzej być już nie może, w tej chwili przez ciasny tunel w wejściu przecisnęły się dwa znajome koty — Orzech i Mgła.
Serce Hiacynta na moment stanęło. Ogarnął ją ogromny lęk. Nie wiedziała, czy jest na tyle odważna, aby wprost przekazać rodzeństwu przerażającą nowinę.
Ale wyglądało na to, że to może wyjaśnić się samo. Mgła stanęła na środku groty i przemówiła donośnym głosem:
— Nie martwcie się, kochani. Hiacynt słusznie nakazała odwrót — spojrzała na śnieżnobiałą kotkę. — Ta bitwa jest dla nas ważna, ale nie na tyle, byśmy ryzykowali utraty życia niektórych kotów. Na szczęście wszyscy przeżyli...
Orzech chrząknął nerwowo.
— Mgło, a gdzie jest Olcha?
Koty wymieniły między sobą ciche pomrukiwania. Mgła rozejrzała się dookoła. W jej oczach błysnął strach.
— Przecież...była tuż obok mnie...chyba...
Hiacynt stwierdziła, że nie może dłużej trzymać rodzeństwa w niepewności. Z jękiem wstała na łapy i miauknęła do Mgły:
— Mgło, tak mi przykro. Olcha...walczyła z Jastrzębiem i... — nie potrafiła dokończyć.
W kącikach oczu jasnobrązowej kotki pojawiły się łzy.
— Co? — wrzasnęła, szlochając. — Ale...to niemożliwe! Mama była najsilniejszą kotką w całym lesie! Nie mogła tak po prostu...
— Mgło, uspokój się — Hiacynt próbowała uspokoić przyjaciółkę, ale ta ostro odepchnęła ją na bok.
— Co ty możesz? To przez ciebie ona nie żyje! Wiedziałam, że powinniśmy znaleźć nowe miejsce do życia. Była uparta i teraz jest martwa. A ty — syknęła wprost w pysk Hiacynta — lepiej, żebyś wynosiła się stąd, póki jeszcze możesz. Nikt cię tu nie chce. Wiedziałam, że najlepiej poradzimy sobie sami.
Ze łzami w oczach wybiegła z groty. Hiacynt zamarła z otwartym pyskiem. Nie miała pojęcia, co miałaby powiedzieć. Wszystko, o czym wspomniała Mgła, było prawdą. To przez nią ta bitwa się odbyła i dzięki niej zakończyła się klęską.
— Nie przejmuj się, Hiacynt — do jej boku podszedł Orzech i czule otarł się o nią. — Mgła często mówi bez namysłu, kiedy jest zdenerwowana. Mówię ci, jutro przemówi do rozsądku.
Ale pokrzepiające słowa przyjaciela zdawały się wcale nie docierać do śnieżnobiałej kotki. Była przekonana, że to jej własna porażka. I zamierzała ją naprawić.
***
868 słów
Ostatnimi dniami uczę się "Oh my god" od (G)i-dle i został mi tylko rap Soyeon. Wiem, pewnie nikogo to nie interesuje, ale taka ciekawostka :) Czekam z niecierpliwością na comeback Soojin w maju.
To wszystko. Papa!
Cat <3
CZYTASZ
🌷Dziedzictwo Luny. Podróż Hiacynta🌷
Fantasy🌷,,Coś.. coś podpowiada mi, bym wyruszyła. Wyruszam w podróż."🌷 Hiacynt, najmłodsza córka Luny, już w młodym wieku wykazuje zdolności przywódcze, co często doprowadza jej braci do szału. Ich rodzice lekceważąco pozwalają im na te igraszki i zabawy...